Mimowolnie się uśmiechnąłem i niepewnie odpowiedziałem.
Skąd mam wiedzieć, że nie ma żadnego haczyka? Taa, od razu za pomocą słowa „cześć” ma zamiar wysadzić świat, bądź też unicestwić pana Jareda Leto. Może unicestwić to jej się nie udało, ale przez to będę o niej myślał. Udało jej się rozstroić moje myśli. Zawsze miałeś „rozstrojone”.
-
No zamknij się wreszcie – szepnąłem. Wstałem i poszedłem za nią, nawet
nie wiedząc czemu. Czasami mam takie niekontrolowane ruchy, myśli i
wszystko pozostałe.
Najpierw coś robię, a potem pomyślę. Albo w ogóle nie pomyślisz.
Wszedłem na salę, w której już było kilkunastu ludzi. Rozejrzałem się w poszukiwaniu profesora, albo Sophie. Tak
naprawdę to zależało mi na szybkiej ewakuacji, ponieważ kiedy wszedłem
podeszły do mnie trzy dziewczyny prosząc o autograf i zdjęcie. Uprzejmie
się uśmiechnąłem i wypełniłem ich prośby. Kiedy wreszcie udało mi się
je od siebie odgonić, znalazłem wzrokiem Alyson i podszedłem do niej.
- Widzę, że masz dzisiaj dobry humor – zagadałem.
- Taa, nie zaprzeczę.
-
To dobrze, bo mam okazję cię zaprosić na dzisiejszy koncert, podczas
którego będziesz mogła coś nakręcić – uśmiechnąłem się i spojrzałem w
jej niebieskie oczy.
- Hmm, kiedyś trzeba zacząć, nie? – ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła gest.
Co się z nią dzisiaj dzieje? Może jest za wcześnie, aby się obudziła?
Korzystaj z chwili Leto. Jednak zamiast posłuchać „wewnętrznego Leto” podszedłem do stojącej kilka metrów przede mną Sophie.
- Co powiesz na wspólny lunch? – poruszyłem brwiami w górę i w dół, na co ona wybuchła śmiechem, a ja razem z nią.
- Ale ty stawiasz – postawiła warunek.
- Co tylko zechcesz - w tym samym momencie do sali wszedł Miller.
Przywitał się ze studentami i usiadł na krześle. Wziął z biurka marker i napisał na tablicy drukowanymi literami „WYOBRAŹNIA”.
Wszyscy usiedli na miejsca, a ja stałem pod ścianą niepewny tego co mam ze sobą zrobić.
Miller
wskazał dłonią miejsce obok Alyson. Głośno odetchnąłem. Poczułem się
jakbym wskakiwał w samo gardło rekina. Ale nie zabiłaby przy świadkach,
prawda?
Harry.
- Zaraz wracam! – krzyknąłem do Davida.
Muszę przyznać, że czasami bałem się go zostawiać samego w knajpie.
Machnął ręką co miało znaczyć, że zrozumiał. Równo o jedenastej Alyson kończyła wykłady.
Wziąłem przyszykowaną dwie minuty temu kawę i wyszedłem w pośpiechu.
Szybkim tempem szedłem pod uczelnię, która była nie więcej jak kilkanaście metrów od knajpy.
W
parku, który otaczał budynek nie było dużo ludzi. Usadowiłem się na
ławce i wpatrywałem w drzwi. Minutę później zaczęli wychodzić studenci, wśród których wypatrzyłem blondynkę. Podbiegłem z kawą w ręce, tak aby
mnie nie zauważyła. Szła sama, ale niedługo dołączyła do niej Sophie.
- Witam – mruknąłem Alyson do ucha.
Niemal gwałtownie się odwróciła. Wręczyłem jej kawę na co zareagowała szerokim uśmiechem.
- Mój zbawco. Miller dzisiaj tak przynudzał, że myślałam że zasnę.
- Aż tak źle?
- Mhm. – Ktoś chwycił ją za ramię. Oczywiście nie kto inny jak sam Jared Leto. – Czego? – warknęła.
- Ej, gdzie twój dobry humor? – zdziwił się Leto.
-
Wciąż tu jest, ale ma ochotę się ulotnić gdy ciebie widzi – sztucznie
się uśmiechnęła. Widząc jego zdezorientowaną minę, postanowiła więcej mu
nie docinać – Nie ważne. Co chcesz?
- Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej, może być?
-
Okej. – Odwróciła się w moją stronę. Kątem oka widziałem jeszcze jak
Leto odchodzi z Sophie. Oni razem? Naprawdę dziwny dzień.
- Czyli postanowiłaś jednak dać mu szansę?
Parsknęła śmiechem.
- Nie. Ale jeżeli mamy razem to nakręcić to muszę trochę się z nim dogadać.
- A może ma to związek z jego bratem? - szturchnąłem ją łokciem.
- Nie! – udała oburzoną. – Nawet o tym nie pomyślałam, ale nawet gdyby to nie mam teraz ochoty na przelotny związek.
- Dlaczego przelotny?
-
Jeżdżą w trasę po całym świecie, oni są sławni, Harry! Pstrykną palcem i
już mają wokół siebie pełno napalonych kobiet. Nie, to nie dla mnie.
Dlatego jak już nakręcimy ten film to każdy rozejdzie się w swoje strony
i zapomnimy o sobie.
- A może po prostu się boisz zakochać? – wymknęło mi się. Tracisz kontrolę samozachowawczą, Harry.
To postanowiła przemilczeć i udawać, że nie słyszała.
Alyson.
To
mnie uderzyło niczym młot pneumatyczny. Najgorsze to, to że mnie to nie
zabolało. Prawdopodobnie dlatego, że po części to była prawda.
A może bałam się odrzucenia? Nie wiem. Wiem tylko to, że się bałam.
- Przepraszam – szepnął po długiej ciszy.
-
Nie... Masz rację. Dziękuję – spojrzał na mnie zdezorientowany. –
Uświadomiłeś mi, że żyję w strachu. Ale nic na to nie zrobię...
-
Nieprawda. Słuchaj wiem... wiem, że od Nicka minęło niecałe dwa lata,
ale wiedziałaś. Miałaś pojęcie o jego raku, wiedziałaś że umrze. Nie
zadręczaj się nim. Chciałby abyś sobie kogoś znalazła.
- Nie masz pojęcia czego on chce.
-
Tak, nie mam. Ale na pewno nie chciałby żebyś była sama, już na zawsze.
Opłakałaś swoje? Ryczałaś całe dnie i noce. Teraz już nie płaczesz tak
często. Pamiętasz jak kilka dni przed jego śmiercią zawarliście pakt,
przy mnie. Pamiętasz? – kiwnęłam głową. Spostrzegłam, że stoimy w
miejscu. – Oboje wiedzieliście, że zbliża się „jego dzień”. Wtedy
zawołał mnie do stolika, bo chciał żebym był tego świadkiem i żebym tego
dopilnował. Powiedział wtedy, że kiedy on umrze,chciałby żebyś znalazła
sobie kogoś innego. Żebyś była szczęśliwa, aby to był jego godny
zastępca. Alyson, znajdź sobie kogoś. W ciągu tych dwóch lat nie
widziałem cię z żadnym facetem, którego byś jakoś szczególnie lubiła. I
nadchodzi ten dzień, kiedy mam tego dość i pragnę dopilnować, abyś była
szczęśliwa z kimś innym. Tylko tego chcę, albo chcemy. Ja i Nick. Może
ty też tego chcesz? – patrzył mi w oczy. W tym momencie cała sytuacja z
Nickiem – moim byłym narzeczonym – mi się przypomniała. I wtedy do mnie
dotarło, że ten cholerny idiota, który stoi przede mną ma cholerną
rację! Delikatnie uniosłam kąciki ust i uderzyłam go lekko pięścią w
ramię.
- Najbardziej wkurzające metr osiemdziesiąt na świecie – z tymi słowami zrozumiał iż przyznałam mu rację.
-
Osiemdziesiąt trzy – uśmiechnął się cwanie. Wywróciłam oczami i
roześmiałam się, bo zabrzmiało to jak dziecko, które zaznacza, że nie ma
pięciu lat tylko pięć i pół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz