Statystyka

8.04.2012

o. Chapter 8 - Jeśli się do niej zbliżysz... bez skojarzeń Jared.

Alyson.

Jeszcze nieprzytomna otworzyłam oczy. Przetarłam je grzbietem dłoni, chcąc widzieć nieco wyraźniej poszczególne elementy. Kiedy byłam w stanie rozumowania, chwyciłam telefon i spojrzałam na godzinę. Głośno westchnęłam i zerknęłam na śpiącego obok Harrego.
Wyglądał jak bezbronne dziecko kiedy spał. Chociaż w środku wciąż był 10-letnim chłopcem.
- Przestań – szepnął. Miałam wrażenie, że mówi przez sen jednak później otworzył oczy. – Wiesz, że tego nie lubię.
- Czego?
- Jak się ktoś na mnie patrzy jak śpię. Zawsze mam wrażenie, że się ślinię czy coś... – zmienił pozycję do półleżącej opierając się plecami o ramę łóżka.
Z rana zawsze miał tak cholernie niebieskie oczy, że aż lubiłam w nie patrzeć.
Chcąc nie chcąc wstałam i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam wypatrywać czegoś w co mogłabym się ubrać. Jęknęłam.
- Co się stało? – zapytał grzebiąc coś w swoim telefonie.
- Nie mam w co się ubrać...
- Kobiety nie mogą założyć czegoś dwa razy? A to co miałaś wczoraj?
- Niee. – Podrapałam się po głowie. Harry do mnie podszedł i parsknął śmiechem.
- Ty nie masz co założyć? – zapytał ze słyszalną ironią w głosie. Wyjął białą koszulkę z Batmanem, czarną kamizelkę i krótkie jeansowe spodenki. – Proszę. Nie dziękuj.
Wystawiłam mu język i powędrowałam do łazienki.
Kiedy ubrałam wybrane ubrania przez Harrego, sięgnęłam po prostownicę. Starannie przeciągnęłam nią przez włosy. Miałam jeszcze sporo czasu, więc tym razem zjadłam śniadanie.
- Idziesz na uczelnię? – zapytał Harry przy tym niechcący krztusząc się sokiem. Pokiwałam głową. – Pójdę z tobą. Mam po drodze do knajpy.
- David już wyszedł? – spytałam wkładając do ust łyżkę z płatkami.
- Mhm. – Mruknął.
Kiedy opróżniłam miseczkę wzięłam ze stołu telefon i wrzuciłam go do
torby.
- Chodź blondynie – rzuciłam w jego stronę. Dobór słów był zupełnie przypadkowy.
Założyłam moje trampki. Wziął coś z szafki i powędrował w stronę swoich butów.
- Jestem szatynem – poprawił mnie.
Teatralnie wywróciłam oczami.
Potykając się jeszcze o jakąś szmatkę leżącą na ziemi, mało się przy tym nie zabijając o róg szafki pokuśtykałam do drzwi.
Zdjęłam z haczyka klucze do domu i pośpieszyłam Harrego.
Spojrzałam kątem oka na zegarek wiszący na ścianie. W dwadzieścia minut chyba dojdziemy?
Przez chwilę rozważałam jazdę samochodem, ale tak pięknej pogodzie nie da się odmówić.

Jared.

Noc minęła mi bardzo miło.
Nie nękały mnie  koszmary, co ostatnio dosyć często się zdarzało. Nawet myślę, że ja i Sophie obalimy mit „po związku nie ma przyjaźni”. Sophie to naprawdę miła kobieta, a odkąd widziałem ją po raz pierwszy naprawdę się zmieniła. Nie będę teraz mówił o urodzie, jaką ją natura obdarzyła, ale o charakterze.
Kiedyś nieśmiała – dziś waleczna i pyskata. Dwa lata temu lubiła się nawalić – dziś abstynentka. Ponoć jak to określiła „postanowienie noworoczne wraz z Alyson po dziwnych przeżyciach”.
Wspólne śniadanie też było bardzo przyjemne. Na samym starcie dnia mnóstwo uśmiechu.
Raz nawet się popłakałem ze śmiechu. Czułem się dziwnie. Pierwszy raz rozmawiam z dziewczyną, z którą przypadkowo spałem. Wiem, że jestem dziwny.
- Witaaam – wykrzyczał Shannon wychodząc ze swojego pokoju. – O, przeszkadzam? – zmarszczył brwi.
- Nie – odparliśmy chórkiem.
- Właściwie to was zostawiam, bo idę się przebrać – uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Dopiero teraz spostrzegłem, że wciąż ma na sobie moją koszulkę.
- Urocza. – Skomentował kiedy zniknęła za drzwiami mojej sypialni. - A co z „Shann uspokój się, już nigdy nie wykorzystam pierwszej napotkanej kobiety dla mojej przyjemności”? – zacytował mnie. Brzmiał poważnie, co do Shannona było niepodobne.
- Nie spałem z nią. Znaczy... – zaciąłem się – kiedyś tak. Kiedyś – podkreśliłem ostatnie słowo. Zwierzak uniósł jedną brew. – Dwa lata temu jeśli musisz wiedzieć. Przyjaciółka Alyson, a że jakiś gościu u niej nocuje – dodałem, bo wiedziałem iż mój brat ją polubił. Nie ukrywajmy, chciałem go trochę wkurzyć. – zaproponowałem żeby przenocowała.
- A gdzie je spotkałeś? – zapytał. Boże jaki on jest upierdliwy. To u was rodzinne.
- Długa historia. – Skłamałem. Mógłbym to opowiedzieć w przeciągu trzydziestu sekund, ale nie bardzo mi się chciało.
Korzystając z nieobecności Sophie zdjąłem spodnie i ubrałem czyste. Zmieniłem też koszulkę, w tym samym momencie do salonu weszła brunetka.
Jak na kobietę, szybko się ogarnęła. Chyba nawet skorzystała z mojej łazienki i grzebienia. Podeszła do dużego lustra w salonie i w skupieniu założyła kolczyki.

***

Odprowadziłem ją pod uczelnię, gdzie po jej odejściu zaczepił mnie Miller.
- Dobrze by było jakbyś został na zajęciach. Jak na razie jesteś traktowany jak stary uczeń – poklepał mnie po lewym ramieniu.
- Ej, ej, tylko nie stary. No i nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Dlaczego?
- Umieszczać mnie i Alyson w jednym pomieszczeniu to zły pomysł. Jeszcze jakbyśmy mieli siedzieć koło siebie, to ja bym tego nie przeżył – parsknąłem śmiechem.
- Nie lubicie się? – profesor zmarszczył brwi.
- Ja? Ja ją lubię. Ale ona za mną nie przepada.
- Ha, ostrzegałem, że ma temperament. Ale pewnie przesadzasz z flirtowaniem, ona za tym nie przepada. Jeśli się do niej zbliżysz... bez skojarzeń Jared – uprzedził mnie – to na pewno cię polubi.
- Ale jak mój brat z nią flirtuje to ona to lubi.
- Kobiety są skomplikowane, Jaredzie. – Spojrzał na zegarek na nadgarstku. – O, o wilku mowa – lekkim skinięciem głowy wskazał lewą stronę. Spojrzałem tam i zobaczyłem idącą Alyson z chłopakiem, którego chyba już widziałem. – Uciekam. Muszę zajść jeszcze... gdzieś – uśmiechnął się. Wiedziałem, że kłamie. A niech cię Hansie Millerze! Pośpiesznie wszedł po schodach i zniknął za drzwiami. Usiadłem na schodach i wpatrywałem się w zbliżającą się parę. Teraz sobie przypomniałem. Harry – koleś z baru. Idąc cały czas się śmiali.
Chłopak mnie zauważył, bo dyskretnie wskazał na mnie palcem. Powiedział coś do niej, na co ona zareagowała głośnym westchnięciem. Pożegnali się szerokimi uśmiechami.
Szła w moją stronę pewnie i zdecydowanie. Nie szła w twoją stronę tylko uczelni. Tak, jeszcze mnie zdołuj. Sam sobie jesteś winien.
Wyglądała bardzo ładnie, niemal idealnie.
A najdziwniejsze tego dnia było to, że przechodząc obok mnie, rzuciła w moją stronę wesołe „cześć”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz