Po wielu próbach walki z nim myślałam, że wreszcie się
poddał. Puścił mnie. Myślałam, że zrobił to z własnej woli, ale nie.
Leżał na ziemi, śmiał się. Otarłam łzy i odtrąciłam rękę Shannona, gdy
ten próbował mnie przytulić. Spojrzałam na niego przerażona i poprawiłam
koszulkę.
- Dziękuję. - Szepnęłam i pociągnęłam nosem.
- Wszystko dobrze? - zapytał, nie przejmując się krwawiącym z nosa bratem.
Potwierdziłam kiwnięciem głowy, wciąż będąc w szoku. Dlaczego zawsze ja?
- Nie wierzę, że chciał ci to zrobić. - Znów podjął próbę przytulenia mnie, tym razem jednak się nie odsunęłam. Zszokowana nie odrywałam wzroku od Jareda. Chciał wstać, lecz nie mógł o własnych siłach. Po nieudolnych próbach śmiał się jeszcze głośniej.
- SuperShannon! - wykrzyczał, dławiąc się śmiechem jakby była to najzabawniejsza rzecz na świecie. - Bat-Shann... Shannerman...- wydusił przez łzy.
- Idziemy do domu? - zapytał łagodnie ignorując słowa Jareda. Mruknęłam coś w odpowiedzi, a ten schylił się po młodszego brata. - Przepraszam, ale jesteśmy rodziną. Muszę niestety chociaż go do domu odprowadzić.
Nie odpowiedziałam, ale czekałam aż go podniesie. Byłam wściekła na Jareda. Kiedy wreszcie zaczęłam go chociaż odrobinę lubić, wszystko to stracił. Gdy już mógł ustać, oczywiście mając za podpórkę Shannona, podeszłam do niego i... po prostu kopnęłam o w genitalia. Nie panowałam nad tym, po prostu to zrobiłam. Jared schylił się i dotknął się w bolące miejsce. Jęknął, a Shannon się śmiał. Proszę, role się odwróciły.
Zdziwiona moim zachowaniem, dłonią zakryłam coraz szerzej otwierające się usta.
- Niezły cios. - Skomentował Shann.
- Ja... - nie mogłam nic z siebie wydusić. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
- Dlaczego? On chciał cię zgwałcić! Kobieto, należy mu się. - Uśmiechnął się niemrawo, choć mi do uśmiechu nie było.
Ale co racja to racja. Należało mu się. I nie chodziło o to, że nie wiedziałam dlaczego. Chodziło raczej o to, że nie kontrolowałam tego co zrobiłam. To się po prostu stało. Coś we mnie pękło. Mimo to byłam z siebie zadowolona.
Gdy Młodszy Leto przestał się zwijać z bólu, Starszy ponownie go podniósł.
Schyliłam się i podniosłam telefon, który jakiś czas temu wytrącił mi Jared. Otworzyła się klapka i wypadła z niego bateria.
- Idziemy im się pokazać i pożegnać, czy napiszemy esemesa, że się zwijamy? - zawiesił sobie ramię brata przez szyję i pomógł mu chodzić.
- Napiszę im... Shannon? - wciąż kucając, wyciągnęłam rękę ku małej torebeczce na ziemi.
- Hm? - uniósł brwi, a ja uniosłam do góry narkotyki, które wypadły Jaredowi z kieszeni. Spojrzałam na młodszego, ale ten już nie kontaktował.
- Zabiję go. - Shannon przełknął ślinę.
- Dziękuję. - Szepnęłam i pociągnęłam nosem.
- Wszystko dobrze? - zapytał, nie przejmując się krwawiącym z nosa bratem.
Potwierdziłam kiwnięciem głowy, wciąż będąc w szoku. Dlaczego zawsze ja?
- Nie wierzę, że chciał ci to zrobić. - Znów podjął próbę przytulenia mnie, tym razem jednak się nie odsunęłam. Zszokowana nie odrywałam wzroku od Jareda. Chciał wstać, lecz nie mógł o własnych siłach. Po nieudolnych próbach śmiał się jeszcze głośniej.
- SuperShannon! - wykrzyczał, dławiąc się śmiechem jakby była to najzabawniejsza rzecz na świecie. - Bat-Shann... Shannerman...- wydusił przez łzy.
- Idziemy do domu? - zapytał łagodnie ignorując słowa Jareda. Mruknęłam coś w odpowiedzi, a ten schylił się po młodszego brata. - Przepraszam, ale jesteśmy rodziną. Muszę niestety chociaż go do domu odprowadzić.
Nie odpowiedziałam, ale czekałam aż go podniesie. Byłam wściekła na Jareda. Kiedy wreszcie zaczęłam go chociaż odrobinę lubić, wszystko to stracił. Gdy już mógł ustać, oczywiście mając za podpórkę Shannona, podeszłam do niego i... po prostu kopnęłam o w genitalia. Nie panowałam nad tym, po prostu to zrobiłam. Jared schylił się i dotknął się w bolące miejsce. Jęknął, a Shannon się śmiał. Proszę, role się odwróciły.
Zdziwiona moim zachowaniem, dłonią zakryłam coraz szerzej otwierające się usta.
- Niezły cios. - Skomentował Shann.
- Ja... - nie mogłam nic z siebie wydusić. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
- Dlaczego? On chciał cię zgwałcić! Kobieto, należy mu się. - Uśmiechnął się niemrawo, choć mi do uśmiechu nie było.
Ale co racja to racja. Należało mu się. I nie chodziło o to, że nie wiedziałam dlaczego. Chodziło raczej o to, że nie kontrolowałam tego co zrobiłam. To się po prostu stało. Coś we mnie pękło. Mimo to byłam z siebie zadowolona.
Gdy Młodszy Leto przestał się zwijać z bólu, Starszy ponownie go podniósł.
Schyliłam się i podniosłam telefon, który jakiś czas temu wytrącił mi Jared. Otworzyła się klapka i wypadła z niego bateria.
- Idziemy im się pokazać i pożegnać, czy napiszemy esemesa, że się zwijamy? - zawiesił sobie ramię brata przez szyję i pomógł mu chodzić.
- Napiszę im... Shannon? - wciąż kucając, wyciągnęłam rękę ku małej torebeczce na ziemi.
- Hm? - uniósł brwi, a ja uniosłam do góry narkotyki, które wypadły Jaredowi z kieszeni. Spojrzałam na młodszego, ale ten już nie kontaktował.
- Zabiję go. - Shannon przełknął ślinę.
***
- Czy w tym mieście, nie ma żadnych taksówek? Do diabła, to jest Los Angeles! - Rozglądał się w teren, gdy miał już dość noszenia brata.
Szliśmy w dużym odstępie od siebie. Nie byłam gotowa na tak bliski kontakt z Jaredem, a nawet z Shannonem. Coś mi mówiło, że ten narkoman zaraz "odżyje" i znów zacznie...
- Ej, wszystko okej? - zmarszczył brwi.
- Głupie pytanie. - Parsknęłam ironicznym śmiechem.
- Tak, przepraszam. Ale niewiele mówisz.
- Dziwisz się? Shanny, ja muszę to wszystko przemyśleć. - Głos mi się załamał, a oczy zaszkliły lecz żadna łza nie spłynęła po moim policzku.
Założyłam ręce na piersiach i szliśmy w milczeniu, chociaż w mojej głowie był istny chaos.
Może niektórzy pomyślą, "Hej, to tylko Jared. To się nie powtórzy, zresztą nic się nie wydarzyło", ale dla mnie to było za dużo. Co z tego, że to Jared Leto? Dla mnie liczył się fakt, że jednak to zrobił. I może zrobić jeszcze raz. Wciąż czułam jego ciało na swoim, jego ohydne ręce...
- Aly, wiem, że to co teraz powiem będzie bezczelne, ale zaryzykuję. Do naszego domu jest kawał drogi, nie jeżdżą tu żadne taksówki, więc muszę cię prosić... czy mogłabyś NAS przenocować? - zapytał, gdy zbliżaliśmy się do mojego domu.
Spojrzałam na niego kątem oka.
- Jak dla mnie to on może leżeć tutaj, na tej ulicy. Wszystko mi jedno gdzie on się podzieje...
- Proszę, Lyss. Rano dam mu tak popalić, że pożałuje, że się urodził. Proszę, tylko tą jedną noc. - Spojrzał na mnie błagalnie.
- Cholera. Gdyby nie fakt, że to twój brat, to zostawiłabym go tutaj na pastwę losu. Robię to dla ciebie, Shann. - Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło to raczej jak grymas.
Weszliśmy po trzech schodkach, do drzwi wejściowych.
- Kurwa! - krzyknęłam. Jeszcze Ci za mało, Boże? - Zapomniałam torebki. - Wyjaśniłam widząc zdziwione spojrzenie Shannona.
Westchnął ciężko, ale mi się o czymś przypomniało.
Kluczyk powinny być pod pierwszą płytką na lewo od drzwi, oczywiście o ile David już go nie zabrał. Uradowana włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go.
- Ulga. - Odetchnął i wczołgał się z Jaredem do środka. Rzucił go jak lalkę na kanapę, nie dbając o to, czy się o coś uderzy czy nie. - Napiszę do Emmy, żeby wzięła ci torebkę... - mruknął i wyjął z kieszeni telefon.
- Jeśli chcesz wziąć prysznic to masz łazienkę tutaj i na górze obok mojego pokoju. Kuchnia wiesz gdzie jest, więc można powiedzieć... rozgość się.
- Dziękuję, Lyss. Naprawdę.
- Pójdę trochę pooddychać, jakby coś to jestem na zewnątrz. - Poinformowałam go i wyszłam. Usiadłam na schodach i wpatrywałam się w gwiazdy. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?
Shannon.
Zostałem sam w pomieszczeniu, nie licząc głośno chrapiącego Jareda na kanapie. Gdy opuściłem z niego spojrzenie, spostrzegłem jak się skrzywiłem, podczas jak na niego patrzyłem. Na własnego brata patrzyłem z odrazą. Jak on mógł to zrobić? Rozumiem, może był zazdrosny, ale żeby posuwać się aż tak daleko? No i narkotyki. Jest o wiele głupszy niż myślałem.
Zerknąłem przez okno na Alyson. Siedziała na schodach z podwiniętymi pod brodę kolanami. Wystarczyła mi świadomość tego, że tam jest. Sprawdziłem jeszcze czy Jared nie ma zamiaru się teraz obudzić i wyszedłem na zewnątrz.
- Jak się czujesz? - usiadłem obok.
- A jak myślisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Trochę jak jakiś śmieć... - spojrzała na mnie.
- Nie jesteś, Alyson. - Dotknąłem jej dłoni na co ona drgnęła. Po chwili pozwoliła mi się przytulić. Nieco nieśmiało, jakby wciąż się bała. - Jesteś bezpieczna, skarbie. Nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził. - Kojąco przesuwałem dłonią między jej łopatkami.
- Dziękuję. Za to, że byłeś, że zareagowałeś... odciągnąłeś go jakoś... - Poczułem jak moja koszulka staje się nieco wilgotna.
- Zawsze będę, Lyss. I nie mógłbym nie zareagować. Zabiłbym go, gdyby to nie był Jared.
Uniosła głowę i na mnie spojrzała.
Oczy ma z najbłękitniejszego nieba
Jak gdyby myślały o deszczu
Nienawidzę patrzeć w te oczy
I widzieć w nich odrobinę bólu*
Jak gdyby myślały o deszczu
Nienawidzę patrzeć w te oczy
I widzieć w nich odrobinę bólu*
Pocałowałem ją, a ona nieśmiało oddała pocałunek, jakby się bała. Najpierw krótko, później długo i namiętnie. Powoli wstaliśmy, nie odrywając od siebie naszych ust. Weszliśmy do środka, Ruda szybko zamknęła drzwi na zamek. Zerknąłem na Jareda, ale ten spał jak zabity. Wplątałem palce w jej włosy i przyciągnąłem do siebie; poczułem jak się uśmiecha, niesamowite uczucie. Delikatnym pchnięciem pokierowała mnie w stronę schodów, wprost do jej pokoju. Włożyła rękę pod moją koszulkę i przejechała palcem wzdłuż, po kilku sekundach zdjęła ją ze mnie.
- Jak dużo wypiłeś? - zapytała gdy byliśmy prawie przy drzwiach.
- Malutko. - Wyszeptałem. - A czemu?
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? - przegryzła wargę.
- Jak nigdy, Alyson. - Objęła mnie nogami w pasie. Weszliśmy do jej sypialni i zatrzasnęliśmy za sobą drzwi. Oparłem ją o nie i przerwałem długi pocałunek.
- A ty? Jesteś pewna? - wyszeptałem, muskając przy tym płatek jej ucha.
- Jak nigdy. - Powtórzyła po mnie i uśmiechnęła się.
To był najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem.
Na ślepo odszukała kluczyk w zamku i go przekręciła. Tak, to miał być nasz czas.
Zawiesiła mi ręce na szyi i poprowadziła w stronę łóżka, które podcięło mi nogi. Podparłem się na łokciach, podczas gdy Alyson stała między moimi nogami i ściągała koszulkę. Poprawiłem się do pozycji siedzącej, jedną rękę trzymałem na jej talii, a drugą się podpierałem i całowałem jej płaski brzuch. Usiadła na mnie okrakiem. Położyliśmy się na łóżku i tym razem to ja byłem na górze. Pozbyliśmy się ubrań, wkrótce także bielizny. Poczułem jak wbiła mi paznokcie w plecy i zadowolony z siebie uśmiechnąłem się. Cicho jęknęła mi w usta i oddaliśmy się przyjemności.
***
- To było... - wciągnąłem głęboko powietrze. Leżeliśmy obok siebie, nadzy, pokryci cienką warstwą potu.
- Wręcz doskonałe. - Dokończyła za mnie i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- Wow. - Wypuściłem powietrze. - Wyjątkowe. - Dodałem od siebie. Bo takie było. Doskonałe, wyjątkowe i takie... prawdziwe.
Wyciągnąłem prawą rękę ku szafce przy jej łóżku i sięgnąłem po telefon. Nie mój - jej, lecz interesowała mnie głównie godzina.
- Trzecia rano - wyszeptałem, gdy zobaczyłem jak i ona próbuje zerknąć na komórkę.
- Albo w nocy. - Uniosła na mnie wzrok, choć jej głowa wciąż leżała na mojej klatce.
Szczerze nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Rano czy w nocy... Jest jakaś różnica?
Alyson.
Przejechał opuszkami palców po moim ramieniu, wywołując tym gęsią skórkę. Kreśliłam na jego brzuchu nieznane mi kształty, zapewne reakcja jego ciała była podobna. Na lewym nadgarstku zauważyłam czerwone ślady. Przegryzłam wargę, aż poczułam metaliczny smak krwi, na wspomnienie tego co stało się kilka godzin temu. Jedno pytanie nie dawało mi spokoju:
Dlaczego?
- Powiedziałeś mu? - zadałam niesprecyzowane pytanie.
- Jaredowi? O nas? Nie. W zasadzie nie miałem kiedy. Ciągle gdzieś wychodził, albo to ja byłem z tobą... A czemu pytasz?
- Nic... Po prostu pomyślałam, że może zrobił to z zazdrości. Ale skoro nie wiedział, to chyba sobie schlebiam. - Ironicznie się zaśmiałam.
- Ale to możliwe. Kilkakrotnie się pokłóciliśmy o ciebie, Jared chciał rywalizować. Kiedy powiedział, że się poddaje nie uwierzyłem mu, bo go znam. Jared Leto się nie poddaje. Nigdy, nawet jeśli mu aż tak nie zależy. Jak już sobie coś ubzdura, to się będzie tego trzymać. I... tak, tutaj na pewno chodziło o zazdrość, Alyson. Bo sam się sobie dziwię, jakie mam szczęście skoro jestem tutaj, teraz z tobą. I nie mam pojęcia jakim cudem.
- Kłóciliście się o mnie? Wow. Nigdy nawet nie pomyślałam, żeby bracia Leto kłócili się z mojego powodu.
- A dziś tak mu nawrzucam, że chyba nie odezwie się do mnie do końca roku.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Nie była to niezręczna cisza, ale czekaliśmy aż ktoś zacznie to o czym oboje myśleliśmy.
- Jak myślisz, co jest w stanie zrobić... - zaczął.
- Gdy się o nas dowie? - dokończyłam nieśmiało. Mruknął coś potwierdzając moje słowa. - Nie mam pojęcia, Shannon.
- Może lepiej będzie jeśli to przeczekamy? Znaczy... Chodzi mi o to, żebyśmy nic mu nie mówili dopóki mu z tobą nie przejdzie. Bo wiem, że kiedyś odpuści.
- Chcesz się ukrywać? - uśmiechnęłam się. Uwolniłam od jego uścisku i położyłam się na brzuchu. Brodę podparłam na złożonych ramionach i spoglądałam na niego. - Seksowne. - Mrugnęłam do niego.
- Ale Emma i Harry wiedzą. O ile nie zdążyli już komuś powiedzieć.
- Ee tam, poradzimy sobie z nimi. Ale skoro on ma się nie dowiedzieć, to lepiej sprawdź czy jeszcze śpi, lub czy jeszcze tam jest.
Wywrócił oczami i poszedł po drodze się ubierając. Westchnęłam i usiadłam zakrywając swoje nagie ciało kołdrą. Wyciągnęłam rękę po swoją bieliznę i ją założyłam.
- Wiem, Emma, to nie takie proste. - Do pokoju wszedł Shannon z telefonem przy uchu. - Nic nam nie jest, żyjemy i chyba to się liczy, tak? Ale on sam ci o tym powie jeśli będzie chciał. Jak się obudzi to z nim porozmawiam. Dlaczego ty nie śpisz? Normalni ludzie o tej porze śpią. Dlaczego ja nie śpię? Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie, ja nie jestem normalny. Dobra. Cześć. Nie, Emma, czekaj. Pamiętasz co wczoraj w kuchni zobaczyłaś? Tak, dokładnie to. To mogłabyś o tym zapomnieć, lub po prostu nikomu nie mówić? Proszę. Jak wrócimy do domu to ci powiem. Okej, pa. - Rozłączył się.
Rzucił na oparcie krzesła swoją koszulkę, którą wcześniej trzymał w dłoni i usiadł na brzegu łóżka.
- Emma załatwiona. - Oznajmił i spojrzał na mnie. - A Jared śpi. - Dodał. - Ale możemy go obudzić, wiesz... tak na złość - uśmiechnął się chytrze.
- Nie. Jeszcze nie. - Pocałowałam go i przyciągnęłam do siebie. Pod wpływem jego delikatnego parcia, zawiesiłam ręce na jego szyi i położyłam się. Wplotłam palce w jego włosy gdy obdarowywał pocałunkami moją szyję, przy tym mnie lekko łaskocząc.
- Jesteś piękna. - Wyszeptał mi do ucha.
- Nie jestem, za każdym razem będziesz to mówił? - zaśmiałam się.
- Za każdym razem będziesz zaprzeczać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, za co wcześniej skarcił Emmę.
Shannon.
Wziąłem prysznic, umyłem zęby szczoteczką Alyson, którą ku mojemu zdziwieniu sama mi udzieliła. Myślałem, że kobiety uważają to za niehigieniczne. Włosy zostawiłem w nieładzie, tylko przeczesałem jej palcami i wyszedłem z łazienki. Gdy Ruda poszła wykonać wszystkie poranne czynności, ja układałem sobie w głowie co powiem Jaredowi. Przypomnę mu co zrobił, bo nie mam pewności czy to pamięta. Jak dobry, starszy brat nawciskam mu, że "narkotyki są złe", chociaż on doskonale powinien to wiedzieć, po tym co już z nimi zdążył przeżyć. Nim się obejrzałem, Alyson wyszła z łazienki z mokrymi włosami i bez koszulki. Zaczęła szukać czegoś w szafie, aż wreszcie wyjęła z niej czarny T-shirt bez nadruku i go ubrała. Wstałem i powoli do niej podszedłem.
- Jest godzina... - zerknąłem na zegarek. - W pół do szóstej. Jak już będziesz gotowa, zejdziemy na dół. "Przez przypadek" wylejemy coś na Jareda, będziemy głośno, ale to głośno rozmawiać, bo jestem pewien, że będzie miał silnego kaca.
- Jesteś okrutny - zaśmiała się uroczo i przeczesała włosy szczotką.
- Taa, wiem. Należy mu się.
*Guns N' Roses - Sweet Child O'mine (tłum. tekstowo.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz