- Jeżeli w ogóle coś tam masz... - mruknęłam pod nosem.
Rozległo się głośne chrząknięcie.
- Słyszałem.
- Miałeś słyszeć. - rzuciłam i wstałam z kanapy.
- Tylko nie kłóćcie się, dzieci - David odłożył papierowy talerzyk obok na
blacie.
Wywróciłam teatralnie oczyma. Podeszłam do Davida.
- Posprzątaj
to i te wszystkie śmieci, które się tutaj cały czas walają. A ty -
zwróciłam się do Jareda - wyjdź stąd zanim coś ci zrobię.
Zerknęłam w stronę Leto. Stał i zagryzał dolną wargę powstrzymując się od śmiechu. Po jakimś czasie z trudem wyprosiłam - przepraszam - raczej wywaliłam z domu Jareda. Posłałam bratu groźne spojrzenie i powędrowałam do swojego pokoju.
Wzięłam do ręki telefon, który spoczywał cały czas na łóżku. Zerknęłam na wyświetlacz.
Taa, cztery wiadomości od Sophie, jedna od Harrego. A ten czego znowu chce?
Otworzyłam wiadomość i przeczytałam treść. Zmarszczyłam brwi i zdecydowanym ruchem poszłam do Davida.
- Pedale gdzie masz telefon? - zapytałam z wyrzutem.
- Ee,
ten no wiesz... Bo jest taka sprawa, że... - zaczął przeszukiwać
kieszenie w spodniach. - Nie wiem - przegryzł dolną wargę.
- Kolejny zgubiłeś? To już chyba trzeci w tym roku! A jest dopiero kwiecień!
- No przepraszam! Nie krzycz na mnie... Tak wypadło... To chyba na imprezie ze wczoraj. Tak! To na pewno tam go...
- Harry zaraz przyjdzie. Zostawiłeś go w knajpie. Boże, masz trzydzieści lat, a zachowujesz się jak gówniarz!
- Spokojnie, bo ci żyłka pęknie - zaśmiał się biorąc koszulkę z fotela i nareszcie ją założył.
- Uważaj żeby tobie coś nie pękło - mruknęłam pod nosem i ponownie wróciłam do swojego pokoju.
Chwyciłam z biurka słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Opadłam na łóżko odpływając przy mocnych brzmieniach gitary na samym początku piosenki One Step Closer, Linkin Park.
Wsłuchując
się w tekst szeptem śpiewałam, chociaż miałam ochotę wydrzeć się tak
jak Chester. Znałam tą piosenkę na pamięć.
Ten
zespół odmienił całkowicie moje patrzenie na świat. W końcu to przez
nich zaczęłam słuchać innych zespołów,jak np. Evanescence, Skillet czy Silverstein.
Przypomniało mi się o kartce, którą wręczył mi Leto. Wyjęłam papierek z kieszeni.
Idiota. Zapisał
na niej swój numer telefonu - zresztą mogłam się tego spodziewać - oraz
swój adres zamieszkania. I niewielkie serce w prawym dolnym rogu.
Zgniotłam kartkę w kulkę i celowałam do kosza na śmieci przy drzwiach.
Dla rozrywki zawsze nad koszem na śmieci miałam mały kosz koszykarski.
Taki dla dzieci. Zawsze kiedy się nudziłam brałam kartki papieru i
rzucałam do niego, a następnie wpadało do kosza na śmieci.
Tak i
zrobiłam teraz. Miałam to już wyćwiczone. Kartka spoczywała na prawej
dłoni, lewą "asekurowałam" aby papierek służący za piłkę nie spadł mi z
ręki. Następnie z niewielką siłą rzuciłam papierkiem w stronę kosza.
Bezbłędnie doleciała do celu.
Piosenki
wciąż się zmieniały, a ja zaczęłam się okropnie nudzić.Chwyciłam
komórkę do ręki i postanowiłam odpisać na smsy od Sophie.
Głównie te cztery wiadomości zawierały w treści pytania "Jaki jest pan Leto? - S. ".Bez większego zastanowienia odpisałam:
"Straszny dupek - A. ". Pewnie zapytacie - po co piszemy pierwsze litery swojego imienia na końcu wiadomości, skoro mamy się w kontaktach.
Otóż już mówię. Kiedyś Tim nas odwiedził, a mój telefon został na godzinę w zasięgu jego ręki. Pisał z każdym, łącznie z Sophie. Napisał jej żeby przyszła pod fontannę i tam się spotkamy, natomiast mi nic nie powiedział i wyszło na to, że ją "wystawiłam".
Potem
wytłumaczyłam wszystko i ustaliłyśmy, że od tamtego czasu piszemy na
końcu pierwsze litery imion - stąd będziemy wiedzieć, że to my.
Niby
głupie aczkolwiek więcej taka sytuacja się nie zdarzyła. Nie mam zbyt
przyjemnych wspomnień z Timem. Chociaż w sumie lubiłam go, ale zbyt
często mi dokuczał.
Przymknęłam na chwilę powieki pochłaniając każde nuty i słowa w piosenkach.
***
Kiedy otworzyłam oczy. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Za oknem świt, a z moich słuchawek nie dobiegał już żaden dźwięk.
Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie. Super, rozładował się. Usiadłam na krawędzi łóżka, przetarłam oczy i przeciągnęłam się.
Wpół przytomna podłączyłam ładowarkę do telefonu. Kiedy go włączyłam wyświetliła się godzina czwarta zero-jeden.
Wyszłam z pokoju, a to co zobaczyłam w salonie wywołało u mnie szok. Nic się nie walało po podłodze. Nic. Żadne ciuchy, koce, puste opakowania po jedzeniu, puste butelki czy kartony. Nic. Taa, ciekawe co tym razem chce, pomyślałam. David niczego
nie robi bezinteresownie. Weszłam do łazienki i wzięłam
orzeźwiający prysznic. Zimne krople wody otuliły moje ciało,
niczym przyjemny
koc. Jakoś zawsze lubiłam kiedy otaczał mnie chłód. Zmoczyłam włosy i
nałożyłam szampon. Po jakiś piętnastu minutach wyszłam
spod prysznica. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym powędrowałam do kuchni.
- Co ty tu robisz tak wcześnie? - zapytałam spokojnie, jednak ze zdziwieniem kiedy zobaczyłam smażącego coś Davida.
- Śniadanko dla kochanej siostrzyczki, a poza tym mieszkam - uśmiechnął się. - Siadaj - wskazał krzesło przy stole.
Przed moją twarzą postawił talerz z naleśnikami.
- A gdzie jest haczyk? - spojrzałam na niego nie ruszając śniadania.
- Jaki haczyk? Nie zawsze musi być jakiś haczyk...
- Ale teraz jest, prawda? Czy po prostu coś do nich dodałeś i chcesz mieć dom na wyłączność?
- No dobra. Malutki jest. Ale obiecaj, że się zgodzisz - spojrzał na mnie błagalnie.
- Najpierw powiedz, później się zastanowię.
David głośno westchnął.
- Bo wiesz. Potrzebuje bilety na koncert Marsów. Dla dziewczyny.
- I ja mam ci je załatwić? - parsknęłam śmiechem.
- Właściwie...
Wystarczy, że spędzisz dzień z Jaredem - powiedział niepewnie. - Ale...
taki dzień, że wiesz... No że się z nim umówisz.
- Słucham!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz