Właśnie dowiedziałam się, że spędzę dzień z człowiekiem, którego sympatią nie darzę.
Mój brat właśnie sprzedał mnie za dwa bilety na koncert. Chociaż jak on to powiedział:
- Nie
sprzedałem cię, tylko tak jakby oddałem pod zastaw. Ja go poprosiłem o
bilety, a on powiedział że w zamian chce dzień z tobą. No weź, on cię lubi!
- Ale ja go nie!
Każdy wie, że nie mam silnej woli. Pokłócę się i w końcu i tak się zgodzę. Nie chciałam żeby tak było za tym razem. Jednak znów się złamałam i zgodziłam. Nie mam pojęcia dlaczego Davidowi aż tak zależało na tych biletach.
Ubrałam się jak na co dzień. Szare rurki, białą koszulkę z czarnym napisem "Wiemy kim jesteśmy i nie zamierzamy tego zmienić". Jest
to bodajże cytat Chester'a Bennington'a. Na szyi miałam mnóstwo
naszyjników z różnymi logami zespołów. W tym nieśmiertelniki z wyrytym w
blaszce napisem Linkin Park, na drugim natomiast było ich logo -
"splecione" L i P. Nieśmiertelniki sięgały mi nieco pod piersi. Reszta to
loga Nirvany, Green Day, MCR i tak dalej. Włosy splecione w warkocz
swobodnie opadający na lewe ramię, z którego wymykały się niektóre
kosmyki włosów. Na to wszystko rozpięta, czarna, skórzana kurtka. David
opuścił dom, a ja kilka minut po nim. Weszłam do samochodu i ruszyłam w
stronę umówionego miejsca.
To
nie fair. Nie chciałam tam iść, a jednak obiecałam bratu.Widocznie
naprawdę mu zależało na tej dziewczynie - Annie. Lubiłam ją nawet zanim
nie powiedziała, że słucham "frajerskiego rock'a". Dobra, może jej się
to nie podobać, ale co miała do tego że ja tego słucham i ja to kocham?
Ja jej nie lubię, a mimo to nie wtrącam się w ich związek i nie każę im się rozstać. Teraz nawet robię coś na jej korzyść. Jestem dla nich za dobra.
Dojechałam do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać. Z łatwością znalazłam miejsce na niewielkim parkingu za budynkiem.
Trzasnęłam
drzwiami samochodu i założyłam torbę na lewe ramię. Zauważyłam
siedzącego przed kawiarnią Jareda, który szczerzył się do mnie.
Usiadłam naprzeciwko niego.
-Witaj - powiedział.
Sztucznie się uśmiechnęłam w odpowiedzi. To dopiero kilka sekund, a już mam ochotę stąd uciekać.
Nie wiem co mnie w nim tak zrażało, ale nie lubiłam go. Tak po prostu.
- Jestem tu wyłącznie dlatego, że chcę pomóc bratu. To-nie-jest-randka - przesylabowałam.
- Mhm,
rozumiem. - Podparł się łokciami o stolik między nami. Splótł ręce i
oparł na nich swoją brodę. - Chciałbym cię lepiej poznać. To tyle.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co miałabym odpowiedzieć. Patrzyłam na niego w milczeniu, zachowując chłodne spojrzenie.
On również na mnie patrzył, ale z rozbawionym wzrokiem. Utrzymywał kontakt wzrokowy, aż do chwili kiedy podszedł do nas kelner.
- Coś podać? - zapytał znudzony i skrępowany zarazem. Cicho się zaśmiałam.
- Matthew, co ty tu robisz? - spytałam kontrolując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Matt
to mój kolega z uczelni. Były chłopak Sophie. Spoko koleś, przez wielu
lubiany. Zawsze ubierał się na luzie, a teraz widzę go w czerwonej
czapeczce z daszkiem z logiem firmowym i fartuszkiem przywiązanym na
wysokości pasa.
- Zarabiam
na samochód. Szczerze miałem nadzieję, że mnie nie rozpoznasz -
uśmiechnął się; odwzajemniłam gest. - Dobra, zaraz szef będzie krzyczeć.
Co sobie życzysz? - zmienił temat. Jared głośno odchrząknął, a chłopak
przeniósł na niego wzrok. - Sorry. Co sobie życzycie? - poprawił się.
- Kawę - odpowiedział szybko brunet.
- Wodę, może być z lodem - uśmiechnęłam się, a Matt odszedł.
Jared westchnął zrezygnowany.
- Czy ty musisz każdego znać? - oparł się o krzesło.
- Nie każdego, ale przyznam się że mam szerokie grono znajomych.
Znów zaczął się tak patrzeć. Tak, jakby chciał mnie przebić wzrokiem na wylot.
Poczułam jak przenosi wzrok z moich oczy na biust i z powrotem.
- Przestań to robić!
- Zimna, manipulująca ludźmi czarownica. Co jednak nie odejmuję jej seksapilu - zaczął, zupełnie jakby opisywał kogoś w książce.
Westchnęłam. Jeszcze tylko kilkanaście godzin. Wytrzymasz, wytrzymasz, powtarzałam w duchu.
Jared.
- Czyli już mamy dwie twoje cechy. Iloma jeszcze mnie zadziwisz? - uśmiechnąłem się.
Myślałem że się zrewanżuje, że się wkurzy. Jednak chyba zauważyła, że ją prowokuję. Muszę przyznać, bystra była.
Facet przyniósł nam napoje po raz kolejny uśmiechając się do blondynki. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wkurzyłem się.
Nie chciałem jej zaciągnąć do łóżka - kiedyś bym chciał, ale się zmieniłem. To źle, że chciałem ją bliżej poznać?
Jednak ona otaczała się murem. Nie mogłem jej rozszyfrować, bo nie chciała mnie przez bramę owego muru przepuścić.
Musiała dużo wycierpieć skoro zaczęła tą budowlę wokół siebie.
Jej szafirowe oczy patrzyły na mnie chłodno. Wzięła łyk wody. Wiem, że denerwowało ją to że obserwuję każdy jej ruch.
Ale kiedy chciałem już oderwać od niej oczy zauważyłem naszyjniki. Rozpoznałem tylko logo My Chemical Romance i Nirvany.
Miała jeszcze nieśmiertelniki z Linkin Park. Nie zauważyłem Triady, ani żadnego naszego symbolu. Naprawdę nas nie słuchała.
Aż mi się zrobiło dziwnie, ale chyba nie każdy człowiek na świecie musi wiedzieć kim jest Thirty Seconds To Mars, prawda?
- Czyje to logo? - wydusiłem wreszcie wskazując na naszyjnik - granat w kształcie serca.
- Green Day - odpowiedziała obojętnym tonem.
Już wiesz jakiej muzyki słucha, Leto.
Ale to nic mi o niej nie mówi.
Mówi,i to wiele. Pomyśl.
Nie cierpię zgadzać się z moim głosem podświadomości.
Pomimo że byłem to ja. Często przeprowadzam ze sobą takie konwersacje, jednak nigdy na głos.
Już wiedziałem, że mamy wspólne tematy, ale sam nie wiedziałem dosyć dużo o owych zespołach.
Zdałem sobie sprawę, że cały czas milczymy.
Odezwij się idioto!
Tylko co mam mówić, skoro ona nawet nie ma ochoty tutaj siedzieć?
Odchrząknąłem.
Odchrząknąłem.
- Słuchasz
dobrej muzyki - wydusiłem. Odruchowo nachyliłem się i ująłem w dłoń
nieśmiertelniki. - Czyli kolejna informacja o tobie - uśmiechnąłem się. -
Jestem z siebie zadowolony, że wiem o tobie coraz więcej.
- Bieda temu, kto zadowolony jest z siebie: taki człowiek nigdy nie nabędzie rozumu* - uśmiechnęła się chytrze.
- Mądra jesteś - spojrzałem jej w oczy po raz kolejny.
- Myślałeś, że skoro jestem blondynką to jestem głupia? Błagam, nie bierz przykładu z Paris Hilton - parsknęła śmiechem.
Zacisnąłem powieki aby ze śmiechu nie poleciały mi łzy.
- To moja była dziewczyna - wciąż się śmiałem.
- Mógłbyś chociaż ją obronić, a nie jeszcze bardziej pogrążać - wkrótce i od niej usłyszałem śmiech.
Jednak ta chwila nie trwała długo.
- Dobra,
teraz mi powiedz po jaką cholerę tu siedzę? Mój brat mnie sprzedał za
wasze bilety, a ja mu w tym pomagam co jest nie fair.
- Taa, powiedział ci tylko o części z biletami? Nieźle. Zapłaciłem mu troszeczkę.
- Super...
- Nie martw się. Mój brat nawet by mnie sprzedał za jakieś unikatowe pałeczki do perkusji bądź za nowy motor.
- Możesz chociaż powiedzieć za ile mnie kupiłeś?
- To
tajemnica - wstałem z krzesła podchodząc do niej - Cały dzień jesteś
moja. Więc zapraszam cię... Chcesz poznać mojego brata? - uśmiechnąłem
się chociaż nie miałem ochoty jej przedstawiać Shannonowi.
Alyson.
- Albo
mam lepszy pomysł! Rozejdziemy się w swoje strony i już nigdy się nie
zobaczymy. Co ty na to? - złośliwie się uśmiechnęłam.
- A
ja mam jeszcze lepszy pomysł. Musimy zacząć kręcić ten pieprzony film,
bo będziesz miała mniejsze szanse na zaliczenie studiów. Moglibyśmy
pojechać do mnie, obejrzysz moje prace być może coś cię zainspiruję.
Czas mija, kochana. Nie wiem dlaczego mnie tak nie lubisz, pomimo tego,
że się praktycznie nie znamy. Może uważasz mnie za jakiegoś idiotę,
który każdą zaciąga do łóżka, otóż się mylisz. Mógłbym być twoim ojcem i
dobra przyznam, że jesteś ładna, seksowna i mądra, ale nie miałbym
odwagi się z tobą przespać. Więc do cholery przestań tak o mnie myśleć,
bo teraz to chcę ci tylko pomóc, chociaż ty moją pomoc odtrącasz.
Przestań zachowywać się jak rozkapryszona gówniara,
bo nie zostało nam dużo czasu - zachowywał spokojny ton, jednak w jego
błękitnych oczach zauważyłam, że niewiele brakuje żeby wybuchł.
-Uważam
cię za "idiotę, który zaciąga każdą do łóżka" ponieważ tak się
zachowujesz i sam sobie taki status wyrobiłeś - wstałam z krzesła -
Idziesz?
Spojrzał
na mnie tępo. Mruknął coś pod nosem i poprowadził mnie do jego
samochodu. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy do siebie, tylko
ukradkiem zerkał na mnie, a ja udawałam iż tego nie widzę.
*cytat Nikołaja Gogola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz