Statystyka

8.05.2012

x. Chapter 23 - W tej pozycji wywołujesz u mnie różne dziwne myśli.

Alyson.

- Dobra, pójdę już - zerknęłam na zegarek na ścianie, który wybił równo osiemnastą.
- Taa, odprowadzić cię? - Shannon podszedł za mną do drzwi. Ubrałam buty i pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie trzeba - uśmiechnęłam się. - Dojdę, chyba, że te buty mnie prędzej zabiją - parsknęłam śmiechem patrząc na wysokie obcasy. W zasadzie to ile one miały? Jedenaście centymetrów?
- Trzeba było ich nie zakładać - wtrącił Jared, który właśnie wyszedł z pokoju, za pozwoleniem Emmy. Swoją drogą, całkiem miła kobieta.
- Tak, geniuszu. Niech założy trampki do sukienki - zmierzyła go wzrokiem jego asystentka.
Teatralnie wywrócił oczami, a ja pożegnałam się z Shannonem.
- To do... później, tak? - zmarszczył brwi, upewniając się czy na pewno będę na koncercie.
- Tak, pa - pocałowałam go w policzek. Mrugnął do mnie uroczo, a (znając mnie) pewnie się zarumieniłam.
W drodze zaczęłam się zastanawiać czemu on tak na mnie działa.
Nikt - bynajmniej jeszcze nikogo takiego nie poznałam - poza nim, nie potrafi wywołać na moich policzkach różu.
Niby normalny człowiek, tak? Więc dlaczego tak to wszystko przeżywam? Czy można się zakochać w kimś, kogo zna się tak krótko?
W zamyśleniu, prawie przegapiłam skręt do mojego domu. Shannon powoli staje się stałym lokatorem w mojej głowie.
Weszłam po kilku schodkach, które prowadziły do drzwi mieszkania. Wyjęłam klucze z torebki i wsadziłam do zamka, po czym je otworzyłam. Przy samym wejściu zdjęłam buty z obolałych nóg. Rozejrzałam się po salonie, szukając jakiejś żywej istoty. Weszłam do kuchni, gdzie z szerokim uśmiechem przywitał mnie Harry.
Stał przy kuchence i coś robił.
- Witam, głodna? - zapytał odwracając głowę w moją stronę.
- Zależy, co robisz? - z zaciekawieniem mu się przyglądałam.
- Spaghetti - odpowiedział dosypując coś do garnka.
- Nie, dziękuję.
- Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?
- Tak - zaśmiałam się i pokierowałam się ku drzwi.
- Pfff - parsknął.
Pokręciłam głową z politowaniem i poszłam do mojego pokoju.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej coś wygodniejszego.
Założyłam białą bokserkę z logiem Batmana i czerwone rurki, do których spokojnie mogę założyć uwielbiane przeze mnie Conversy.
Stanęłam przed lustrem w łazience i związałam włosy. Nie wyglądało to źle, ale wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do takich krótkich włosów.
Westchnęłam, zabrałam sprzęt i przeniosłam go do salonu.
- Tak w ogóle to jak ci minęła randka? - uśmiechnął się złośliwie Harry, opierając się lewym ramieniem o framugę drzwi.
- Gdzie jest David? - zmieniłam temat. Nie miałam ochoty z nim o tym rozmawiać. Jasne, jest moim przyjacielem, ale nigdy nie lubiłam mówić o uczuciach. Nawet z nim.
- W pracy. A więc jak było?
- A ty nie powinieneś być? - wciąż unikałam tematu.
- Jestem kierownikiem, mogę uciekać z pracy kiedy tylko chcę - uniósł brwi, wciąż oczekując na moją odpowiedź, odnośnie poprzedniego pytania. Patrzył mi w oczy, nie mrugając. Bitwa spojrzeń? Dobra, jeśli chce. Po kilkunastu sekundach powieka mu zadrżała, jednak się nie poddał.
- Mogę tak całą wieczność - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Ugh! - zamknął oczy i odwrócił się. - Idę wziąć prysznic - burknął. Zawsze przegrywa.
Mruknęłam coś pod nosem i sięgnęłam po pilota od telewizora.
Przełączałam kanały jeden po drugim, szukając czegoś ciekawego. Trafiłam na Tom i Jerry.
Jak można przez tyle lat nie złapać jednej myszy?
Po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Leniwie otworzyłam je i zobaczyłam w progu Jareda.
- To już? - zapytałam. Przecież niemożliwe, żeby tak szybko zleciał mi czas.
- Tak, chyba że chcesz poczekać, bo jest za pięć. - Wywrócił oczami.
- Nie no... Wejdź, tylko wezmę rzeczy - nie przywykłam do zapraszania Jareda do domu. Nie sądziłam, że nawet kiedykolwiek będę musiała to robić.
Bez wahania wszedł do środka i rozejrzał się.
- Oglądasz Toma i Jerrego? - zmarszczył brwi i wskazał włączony telewizor.
- Nie było nic ciekawszego. - Wzruszyłam ramionami.
Wzięłam bluzę z krzesła i przewiesiłam ją na przedramieniu.
Już miałam informować Harrego, że wychodzę kiedy ten jak na zawołanie wyszedł z łazienki w samym ręczniku zawieszonym w pasie.
- Ble - skrzywiłam się rzucając mu pierwsze lepsze spodnie z kanapy. - Whaterfeld, wychodzę i wrócę późno - zwróciłam się do niego po nazwisku.
- Taa, jakby mnie to obchodziło - parsknął. - Uwielbiam być sam w domu - uśmiechnął się.
- Tylko nie chodź nago po domu - ostrzegłam go. Ubrałam trampki i ponownie odwróciłam się do półnagiego przyjaciela - I jeszcze jedno. W moim łóżku możesz wyłącznie leżeć w ubraniach.
Tak, daliśmy niezły popis przed Jaredem.
- Ej, za kogo ty mnie masz? - rozłożył ręce ukrywając uśmiech. Zignorowałam go i wyszliśmy z budynku.
- Przystojny... Twój chłopak? - skomentował kiedy byliśmy już przy samochodzie.
- Nie. - Otworzyłam drzwi i weszłam do środka auta.
- Więc dlaczego niby miałby leżeć w twoim łóżku? - nie odpuszczał.
- Długa historia. Po prostu jedź już.
Zagryzł wargę i włożył kluczyk do stacyjki.
Odpalił pojazd i ruszył przed siebie. W radiu leciała piosenka The Subways. Zaczynałam ją po cichu nucić, czasami szeptałam niektóre wersy.
- I'm calling out to you from the basement*... - Zaczęłam cicho.
- Nie mam szans, jeśli po raz kolejny poproszę cię o randkę, prawda?
- Yhym. I lepiej tego nie rób. - Po tym nastała między nami cisza, nie licząc grającego radia.
Głośno westchnął i skręcił w inną ulicę. Podczas drogi zadawał mi irytujące pytania, dotyczące Shannona.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy. I dobrze, bo jeszcze chwila i nie wytrzymałabym nerwowo z tym człowiekiem.
Weszliśmy do ich garderoby, którą tym razem z nikim nie dzielili. Przywitałam się z resztą zespołu, resztą ekipy i ponownie z Shannonem.
- Alyson, możesz mi pomóc? - zawołała mnie Emma. Do tej pory miałam okazję z nią porozmawiać chyba tylko raz.
Klęczała przy kablach przy głośnikach. Podeszłam do niej i pomogłam jej rozplątać różnokolorowe kabelki.
- Przepraszam dzisiaj jeśli Jared albo ja wam w czymś przeszkodziliśmy - uśmiechnęła się. - Miałam go trzymać z daleka, ale się wszystkiego domyślił.
- Nie, no. Spoko. Nie było źle.
- Jak wam idzie w tym małym "związku"? - poruszyła brwiami na co obie się zaśmiałyśmy.
- To... Nie jest związek...
- Jeszcze nie jest - przerwała mi. Odebrała dzwoniący telefon. Przeprosiła mnie i wyszła pochłonięta rozmową.
- Uuu - usłyszałam za plecami. - W tej pozycji wywołujesz u mnie różne dziwne myśli - Jared uśmiechnął się szeroko i podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.
- Nawet zwykłe klęczenie musisz od razu kojarzyć? - wywróciłam oczami i chwyciłam jego dłoń.
- Nie chcesz wiedzieć co myślę kiedy cię widzę - przegryzł wargę.
- Więc po prostu na mnie nie patrz - ominęłam go i podeszłam do Shannona.
- To jest silniejsze ode mnie! - zawołał jeszcze Jared, a ja westchnęłam ciężko.
Ten człowiek coraz bardziej działał mi na nerwy.
- Twój brat to dupek - stwierdziłam opierając się o stół, przy którym staliśmy.
Shannon wziął dwa plastikowe kubki i nalał do nich wody.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - podał mi jeden kubek. Nastała między nami chwila ciszy, nie licząc szumu, który robiła ekipa festiwalu. Spojrzałam na zamyślonego Shannona. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale prawie natychmiast je zamknął. Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi w oczy. - Pamiętasz co ci obiecałem kilka dni temu? Kiedy udawaliśmy parę?
Mimowolnie się uśmiechnęłam na to wspomnienie, jednak nie mogłam sobie przypomnieć o co mu chodzi. Powoli pkręciłam głową, a ten pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi.
- Gdzie mnie ciągniesz, Shann?
- Zobaczysz. - Pchnął drewniane drzwi i mocniej ścisnął moja rękę, na co się lekko skrzywiłam, jednak dalej za nim szłam. Przeszliśmy przez długi korytarz, po czym Leto skręcił.
- Au, Shannon to trochę boli...
- Przepraszam - rozluźnił uścisk. Stanęliśmy przed czerwonymi drzwiami z białą tabliczką. Przeczytałam napis na niej i wciąż nie mogłam sobie przypomnieć obietnicy.
- Dalej nie wiesz o co mi chodzi, prawda? - uśmiechnął się, kiedy staliśmy przed garderobą Linkin Park.
- Nie mam zielonego pojęcia, Leto.
- Kiedyś siedzieliśmy u mnie w ogrodzie, rozmyślałem wtedy nad sensem posiadania brata. Potem powiedziałem, że jest u nas Chester i czy chcesz go poznać. Z racji, iż był pijany nie chciałaś, więc obiecałem, że kiedyś cię z nim zapoznam. Teraz pamiętasz? - wyciągnął dłoń, aby zapukać w drzwi, ale go powstrzymałam.
- Dziękuję, ale... Co im powiesz? Cześć, to Alyson, jest waszą fanką i bardzo chciałaby was poznać? No proszę cię.
- Nie wiem co im powiem, ale mam zamiar tej obietnicy dotrzymać.
Otworzyłam jeszcze usta, żeby coś powiedzieć, ale on był szybszy i uderzył w drzwi trzy razy.
- Tak, a przy okazji mnie skompromituj... - mruknęłam pod nosem, a Zwierzak tylko mnie skarcił wzrokiem. Chciał coś powiedzieć, ale drzwi otworzyły się.
Ku mojemu zdziwieniu w progu stał nie Chester, Mike czy Phoenix, ale jakiś chłopczyk.
Nie miał więcej niż osiem lat oraz był bardzo podobny do Benningtona.
- Cześć Tyler. - Shannon ukucnął, żeby dorównać mu wzrostem - Jest tatuś? - spojrzał mu w oczy.
- Może... A co będę miał w zamian, jak już ci powiem, że jest? - mały uniósł brwi, co wyglądało naprawdę komicznie. Nawet sobie nie zdawał sprawy, że już wszystko nam wygadał.
- A co byś chciał?
- A ile masz w portfelu? - uśmiechnął się szczerząc wszystkie zęby.
- Osz ty mały materialisto - Shannon zaczął go łaskotać, a ja stałam i się z nich śmiałam. - Mów...
- Co tu się dzieje? - Chester przyszedł, kiedy usłyszał wołanie syna. Tyler - jak to dzieci mają w zwyczaju - schował się za nogą ojca. Rozejrzał się i objął mnie wzrokiem. - Czy ty czasami nie byłaś blond? Czy Shannonek sobie inną dziewczynę znalazł? - założył ręce na piersi, przyglądając mi się.
- To wciąż ja. Alyson - wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
- Taa, wiem - uścisnął ją. - Chester, co zapewne już wiesz - na jego twarz wpłynął słodki uśmiech i zamrugał kilkukrotnie. - Więc, czego ode mnie pragniesz Leto?
- Wiem, że to może zabrzmieć trochę dziwnie, ale obiecałem jej - spojrzał na mnie, a jego kąciki ust się uniosły - że kiedy będę tylko mógł, poznam was ze sobą. Więc teraz spełniam swoją misję.
- Okej... Zapraszam do środka - rozchylił szerzej drzwi, za którymi siedziała cała ekipa Linkin Park.
Wszyscy, jak roboty, odwrócili głowy w naszą stronę.
- Chłopaki, to jest Alyson, ona was zna, więc bądźcie mili. I Rob, nie napalaj się, Aly jest Shannona. - Uprzedził przyjaciela, który jako jedyny członek zespołu nie miał żony. W ogóle dlaczego wszyscy myślą, że jesteśmy razem?
- Ha-ha-ha. Mam dziewczynę - przypomniał Rob.
- A my... - zaczął Shannon.
- Nie jesteśmy razem - skończyłam za niego.
- Do czasu! - krzyknął Mike odchylając głowę na oparcie kanapy, aby na nas spojrzeć. - Słodko razem wyglądacie - uśmiechnął się. Wstał i klasnął w dłonie. - To co? Jakieś autografy, zdjęcia?
- Em... Nie jestem jakąś zakochaną szesnastolatką. Nawet nie wiedziałam, że Shann ma takie coś w planach, gdyby mi powiedział wzięłabym płytę czy coś... - podrapałam się po głowie. Spojrzałam na Chestera, który stał w zamyśleniu i trzymał za rączkę syna.
- Dobra, dostaniesz drugą szansę - uśmiechnął się i spojrzał na Tylera. - Jared mi mówił, że kręcisz coś tam na studia, nie? - oczekując na moją odpowiedź, kiwnęłam głową - Talinda miała się zająć synem, ale musiała pojechać do matki, więc kiedy będziemy występować, powierzam go w twoje ręce. - Mały spojrzał na niego pytająco. - No przecież na scenę go nie wezmę, za młody jest na takie rzeczy. Wracając do tematu, to w zamian dostaniesz... Jesteś w LPU**?
- Nie - odpowiedziałam niepewnie, powoli domyślając się do czego zmierza. - Ale kiedyś byłam - dodałam szybko.
- Dwa koncerty ci wystarczą? Jeden na nakręcenie czegoś, drugi żebyś się wyszalała - puścił mi oczko. - Potem spotkanie... Zdjęcia i podpiszemy ci coś, jak ładnie poprosisz...
- Chester... To za dużo...
- Wystarczająco - przerwał mi. - Tylko błagam, żebyś się nim zaopiekowała kiedy będziemy występować tą niecałą godzinę. Mam paść na kolana?
- Bądź nieugięta! Ja chcę go zobaczyć na kolanach! Proooszę! - natychmiast przy nas znalazł się Dave.
- Zamknij się Phoenix. - Chaz skarcił go wzrokiem.
Przegryzłam wargę zastanawiając się co zrobić. To może od początku, bo w mojej głowie zaczął się robić lekki chaos.
Przez przypadek Jared Leto wybrał mnie, do współpracy. Spotykam się z jego bratem, przez którego teraz Chester Bennington prosi mnie o opiekę nad jego synem, oferując w zamian dwa koncerty? Nie sądziłam, że kiedykolwiek moje życie nabierze takiego obrotu. Może jeszcze przez nich poznam Obamę?
Westchnęłam i skinęłam głową.
- Dobra. Zrobię to.
______
* Fragment piosenki The Subways - Shake! Shake!
** LPU - Linkin Park Underground.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz