Podskoczyłem na krześle wyrywając jej swoją dłoń.
Stłumiłem krzyk, jednak i tak połowa sali była bardziej zainteresowana nami, niż profesorem, co niemal od razu zauważył.
- Jakiś problem, Jared? - zadziwiało mnie jak ten człowiek potrafi być spokojny.
Spojrzałem na Alyson i dopiero teraz zorientowałem się, że stoję, trzymając obolałego palca wskazującego. Ona za to patrzyła się na mnie niewinnie, próbując ukryć triumfalny uśmiech.
- Ja nie mogę z nią siedzieć! - Tekst godny gimnazjalisty.
- A co jest nie tak? - Miller uniósł brwi.
- Wykręciła mi palca!
- Bo się na mnie gapisz cały czas! - usprawiedliwiła się.
- Nie wiedziałem, że to zabronione! - zaśmiałem się kpiąco.
- Nie byłoby gdybyś patrzył się za moją zgodą i to jeszcze na przykład w oczy, a nie niżej!
- Cholera, nie moja wina, że jesteś taka seksowna! - Kurwa. Nie powiedziałem tego na głos, prawda? Owszem, powiedziałeś. Szkoda, że nie widzisz jak się teraz uśmiecham. Na sali - głównie faceci - zaczęli pogwizdywać.
- Dosyć! - naszą dziecinną kłótnię przerwał starzec. - Usiądź i z łaski swojej nie patrz się na Alyson, jeśli ona tego sobie nie życzy, jasne? - jego zachrypnięty, ale zdecydowany głos zawsze mnie przekonywał. Czasami nawet myślałem, że jego głos można by idealnie podłożyć pod jakiegoś przywódcę z jakiś bajek, rodem z Batmana czy Spidermana.
Wykonałem polecenie i więcej podczas wykładów na nią nie spojrzałem.
Alyson.
Sophie posłała mi nieznaczne spojrzenie i podała mi kartkę.
Otworzyłam ją i ujrzałam napis:
"Ty to zawsze masz szczęście do facetów ;)"
Parsknęłam śmiechem, kątem oka spojrzałam na Leto i odpisałam pod jej "wiadomością":
"Chyba właśnie - nieszczęście."
Podałam jej kartkę, na co ona po przeczytaniu skarciła mnie wzrokiem. Szybko coś odpisała i ponownie mi oddała liścik. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, kiedy zobaczyłam napis - Taki przystojny i miły mężczyzna to skarb.
Zakryłam usta dłonią i odruchowo spojrzałam na Jareda.
Po pierwsze - mężczyzna? No ludzie spójrzcie na niego! Owłosiona małpa jakaś... Włosy miał w nieładzie, albo to było już zamierzone. Swoją drogą dodawały mu chyba kilka centymetrów wzrostu. Nie ogolił się - może zapuszcza brodę? Ten delikatny zarost mogłam znieść, ale teraz to trochę za dużo. Co to za mężczyzna, który nie potrafi stłumić bólu? Rozumiem jakby go ktoś postrzelił czy coś... Oj, rozmarzyłam się. Ale ja mu po prostu wygięłam palca, a ten już dramatyzuje.
Po drugie - przystojny. Tutaj nie powinnam się wypowiadać. Może jej się podoba, natomiast to nie mój typ.
Po trzecie i chyba ostatnie - miły. To, że powiedział, że jestem seksowna (i to przy wszystkich!) chyba nie koniecznie znaczy, że taki jest.
Spojrzał na mnie pytająco, po czym zaczęłam się zastanawiać, czy nie pokazać mu liściku.
Wzięłam długopis i podkreśliłam ostatnie zdanie i podałam mu kartkę. Po kilku sekundach spojrzał na mnie karcąco, tak jakbym wypisała tam najgorsze wyzwiska w jego stronę.
Schowałam twarz w dłoniach starając się kontrolować śmiech. Już go wyciszyłam, teraz tylko muszę go powstrzymać. Kiedy ochłonęłam, profesor powiedział, że możemy już iść.
Odsunęłam krzesło i wstałam. Czekałam aż wszyscy się przepchną przez drzwi, jednak ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Ty - wskazał na mnie - i ty - zwrócił się do Jareda - zostajecie.
- Co? Po co? - Leto wyręczył mnie w pytaniu.
Miller nie odpowiedział.
- Siadać - wręcz rozkazał, kiwnięciem głowy wskazując ławkę z przodu.
Usiadłam na stole, a Leto w pewnej odległości ode mnie, obok.
- Co jest? - zapytał kiedy wszyscy inni już wyszli z pomieszczenia. Spojrzeliśmy po sobie pytająco. - Nie wiem co między wami jest lub było, ale macie to zakończyć, jasne?
- To on ma jakieś niepohamowane... - zaczęłam.
- Powiedziałem, dosyć - przerwał mi ruchem dłoni każąc mi się uciszyć. - Jared, powstrzymaj się czasami od patrzenia tam gdzie nie powinieneś i mówienia tego czego nie powinieneś, dobrze? - przerwał oczekując od niego odpowiedzi. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, co Miller uznał za przytaknięcie. - A ty, Alyson, nie bądź taka cięta na niego. Założę się, że jeszcze ani razu nie porozmawialiście normalnie, bo gdybyście to zrobili, polubilibyście się.
- Z nim się nie da rozmawiać normalnie - bąknęłam. - Cały czas wtrąca jakieś głupie wątki, wszystko mu się kojarzy i jeszcze stosuje na mnie te swoje banalne podrywy!
- Och, Jared. Nie jesteś czasem za stary na dwudziestoczteroletnie kobiety?
- Nie? Ale z moim bratem to się spotyka, a on jest ode mnie o rok starszy!
- Pierdol. Się. - Odpowiedziałam szorstko, powoli odwracając głowę w jego stronę. Profesor upomniał mnie, abym używała innych słów. - Tylko o to ci chodzi? Jesteś zazdrosny, ponieważ nie chcę się z tobą umówić, a spotykam się z Shannonem? Serio? Jesteś dziecinny!
- Nie chodzi mi o to! Znaczy... - zaciął się, powodując trochę niezręczną ciszę. - Dobra, dałaś mi kosza... - zająknął się. Parsknęłam śmiechem.
- I co? Uraziłam twoją męską dumę? - wywróciłam oczami.
- Nie, do cholery! Chodzi mi głównie o to, że ja też jestem człowiekiem, mam serce i uczucia, a ty mnie po prostu ignorujesz! Uważasz mnie za jakiegoś dupka, choć nim nie jestem, a ty mnie ani trochę nie znasz. Nie mogę cię rozgryźć, kurde. Raz się nawet do mnie uśmiechnęłaś, ale wtedy nie było nikogo w pobliżu. Wydaje mi się, że po prostu za bardzo boisz się okazywać mi jakiekolwiek uczucia. - Stwierdził.
- Boję się? Człowieku, przecież daję ci do zrozumienia, że cię nie lubię, a ty nie możesz przyjąć tego do wiadomości - jęknęłam. Miałam już dosyć tej sielanki. On po prostu za dużo sobie wyobraża.
- Ale ty mnie nawet nie znasz!
- No widzisz! Coś w tym musi być, skoro rzekomo cię nie znam i już cię nie lubię...
- Boże! - wykrzyczał Miller i ukrył twarz w dłoniach. - Nie wytrzymuję z wami. Jesteście jak jakaś pokręcona telenowela. Wyjdźcie - jęknął rozbawiony.
Zeskoczyłam ze stołu i niemal biegiem, ruszyłam w stronę drzwi.
Szarpnęłam za klamkę, przeszłam przez korytarz i wyszłam na świeże powietrze.
- Przez ciebie, to on zaraz dostanie załamania nerwowego - zawołał za mną młodszy Leto.
- Przeze mnie?! Nie byłoby tej "telenoweli", jak to ujął, gdyby nie ty!
- Taaak, teraz zwal to na mnie - udawał niewinnego.
Spojrzałam przed siebie, schodząc ze schodków. Widok czekającego Shannona, mnie zaskoczył. Zgaduję, że Jareda pewnie też. Uśmiechnął się na mój widok, a ja podeszłam do niego i oparłam się czołem o jego lewy bark.
- Zabierz ode mnie, proszę, tego człowieka - jęknęłam, po kilku sekundach wtulając się w niego.
Właśnie na to miałam ochotę od praktycznie samego rana.
Rozbawiony spojrzał na Jareda i objął mnie niepewnie ramieniem.
- Ona jest jakaś nienormalna - skomentował młodszy Leto. - I dla twojej wiadomości, to wciąż mnie ten palec boli. Jeżeli nie będę mógł dzisiaj grać na gitarze, to...
- Zamknij się - przerwałam mu, nie mając ochoty dłużej słuchać jego skrzeczącego głosu. I pomyśleć, że kiedyś Sophie określiła go - "niczym balsam dla uszu".
Odkleiłam się od Zwierzaka i zauważyłam, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
- Idziemy już, czy dalej być skazana na jego oblicze? - wskazałam na "mężczyznę" za mną.
- Chodź - odwróciliśmy się i ruszyliśmy w stronę samochodu Zwierzaka.
- Ee, zostawicie mnie tak tutaj? - krzyknął Jared.
- Tak - odparł krótko Shann i otworzył mi drzwi auta. Podziękowałam i usiadłam na miejscu obok kierowcy.
- Ej no! Do Emmy jest daleko, a umówiłem się z nią! - Jared nie odpuszczał.
- Ona nie lubi jak się spóźniasz, więc jeśli teraz pójdziesz, albo pobiegniesz to może zdążysz - zakończył to i wsiadł do samochodu. - Co dziś oglądamy? - zapytał. Zamknął z trzaskiem drzwi i odpalił silnik.
- A co masz do zaproponowania? - zamyślił się, skupiając się na drodze.
- Zależy o jaki gatunek filmu ci chodzi.
- Masz coś z Batmana? - uśmiechnęłam się.
- Ee, lubisz Batmana? - wydawał się być tym faktem zdziwiony.
- Nie, ja kocham Batmana - poprawiłam go - Znaczy, serię filmów o nim, ale tak najbardziej to lubię Jokera.
- Yhym, coś się chyba znajdzie - pokręcił z niedowierzaniem głową i zwinnie wyprzedził samochód przed nami.
Jared.
Świnia. Wredny, głupi Shannon. Ja mam iść niby taki kawał do Emmy?
Nawet nie raczyła mi powiedzieć o co chodzi. Gdybym zamówił taksówkę, prawdopodobnie znów byłoby tysiąc moich nowych zdjęć w internecie. Nawet idioto, nie masz nic co mogłoby cię zakryć, więc co to za różnica? W sumie racja. Znowu on ma tą cholerną rację. Czasami wydaje mi się, że wszyscy wokół są ode mnie mądrzejsi. Nie wydaje ci się.
Ignorując to zatrzymałem pierwszą nadjeżdżającą taksówkę.
Wsiadłem do środka i podałem kierowcy adres.
Po kilkunastu minutach, zapłaciłem mu z "drobnym" napiwkiem (a niech się cieszy i tak ma mało płatną pracę) i prawie wbiegłem do dużego budynku, gdzie miała czekać Emma.
Pokonałem kilka schodów i znalazłem stolik, przy którym siedziała blondynka.
Budynek okazał się skromnie wystrojoną kawiarnią. Usiadłem na krześle na przeciwko niej, a ta spojrzała na mnie sącząc kawę. Oczywiście, na stole leżał również laptop, z którym Ems nigdy się nie rozstawała. Spojrzałem na nią oczekująco, jednak ta nic nie mówiła.
Głośno odchrząknąłem.
- Dzień dobry?
- Spóźniłeś się - stwierdziła przenosząc wzrok ze mnie na ekran laptopa.
- Tak, wiem. Przepraszam. Co ode mnie chciałaś? - zapytałem prosto z mostu.
- Nic - zamknęła komputer i uśmiechnęła się.
- Jak to, nic? To po co ja ci tutaj jestem?
Ciężko westchnęła nie ulegając mojemu spojrzeniu.
- Um, planuję przemalować mieszkanie. Wiesz jakiś remont by się przydał - odparła po chwili ciszy. Zaczęła pakować laptopa do torby.
- A ja mam...?
- Pomożesz mi w wyborze farby! - klasnęła w dłonie, jakby dopiero co sobie to przypomniała.
- Taa, bo ja nie mam ciekawszych rzeczy do roboty - parsknąłem śmiechem.
- No właśnie, nie masz - uśmiechnęła się i wstała. - Idziesz?
- A mam inny wybór? - westchnąłem i poszedłem za nią.
Emma po raz setny krążyła przy trzech kolorach farb. Od jednej do drugiej, od drugiej do trzeciej i wracała zastanawiając się, którą wziąć.
- Zdecyduj się, bo nie mam zamiaru spędzać tutaj całego dnia - powiedziałem już zdenerwowany.
Blondynka nie odpowiedziała, zupełnie jakby mnie tam nie było.
- Dobra, mam dość. Wychodzę - opuściłem bezradnie ręce i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Nie! - rzuciła się na mnie i chwyciła moją rękę. - Nigdzie się nie wybierasz dopóki nie załatwimy wszystkiego.
- Boże, Emma. Jakbyś nie mogła tego sama zrobić. Weź tą - wskazałem wiaderko z seledynową farbą. - Będzie ci pasować do kanapy - mruknąłem od niechcenia.
Skinęła głową i wzięła dwa pojemniki. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zapłaciła i wyszliśmy ze sklepu.
- Teraz jedziemy do galerii - oznajmiła, gdy weszliśmy do samochodu.
- Co?! Po co? - miałem ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło, mimo to nie zrobiłem tego.
- Muszę kupić jakiś obraz, a przy okazji coś zjemy - odpaliła silnik.
- Masz za dużo pieniędzy, prawda? - zakpiłem, na co tylko się uśmiechnęła.
Nie byłem głodny. Bawiłem się widelcem w surówce, kompletnie się nudząc.
Kupiliśmy jakiś tam obraz, ale Emma stwierdziła, że przyda jej się jeszcze do sypialni i nad kominek. A więc ruszamy po obiedzie. Zmusiłem się i wziąłem do ust trochę jedzenia.
- Nie jestem głodny - odłożyłem sztućce i oparłem się o krzesło. - W ogóle to po co robisz ten cały remont? Przecież chyba dwa miesiące temu malowałaś pokój.
- Taak, ale... - zająknęła się. - Znudził mi się ten kolor, a poza tym to ściany są już brudne, a to nie wygląda ładnie - spojrzała na mnie.
- O Boże. Że ja tego wcześniej nie zauważyłem - zaśmiałem się sam z siebie - Kłamiesz. Co tak na prawdę ode mnie chcesz?
- Nie kłamię! Tylko...
- Tylko nie mówisz całej prawdy. - przerwałem jej, ale bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Gadaj.
- Nie, nie ważne. Po prostu chcę przemalować pokój, to wszystko...
- Nie, nie to wszystko. Emma, widzę, że kłamiesz. Kto jak kto, ale ja się nie dam na to nabrać, a ty o tym wiesz. Mów.
- Ja tylko... - podrapała się nerwowo po głowie - No, bo Shannon ma tą swoją randkę i po prostu nie chcę, żebyś się do nich tam wtrącał. - Wypaliła z szybkim tempem. - A teraz idziemy do sklepu - założyła torbę na ramię i już chciała wstawać, kiedy ja zaprzeczyłem.
- Nie. - Założyłem ręce na piersi. - Nie idę do żadnego sklepu. Dlaczego miałbym im przeszkadzać, co?
Emma opadła na krzesło i wywróciła oczami.
- Bo ją lubisz i jesteś zazdrosny. - Stwierdziła. - Każdy o tym wie. Ja i Tomo pomyśleliśmy, że jeśli zajmiemy ci dzień to nie będziesz miał czasu iść do domu przed koncertem, a co za tym idzie, nie będziesz miał czasu wszystkiego im rujnować. - Parsknąłem śmiechem.
- Słucham? Dlaczego miałbym to robić? Dobra, przyznam się, że Alyson mi się podoba, ale to wszystko. Dała mi kosza, a ja odpuściłem i nie mam zamiaru dalej się w to bawić. A teraz wybacz, ale idę do mojego domu.
- Nie! Przytrzymam cię tutaj jak najdłużej się da. Daj im się nacieszyć sobą - chwyciła mnie w przegubie nadgarstka. Jeśli chce, to potrafi być silna.
- Shannon wam kazał? - zapytałem.
- Nie, on o niczym nie wie. To tylko i wyłącznie sprawka Tomo i moja. Ale widziałeś jego oczy? Dostrzegasz w nich ten błysk, którego tak dawno nie było? Jest szczęśliwy. Zakochany. - Nie wiem czemu, ale na te słowa mimowolnie się uśmiechnąłem. - I co najważniejsze ona chyba to odwzajemnia. No i większość z was ją lubi, a ja niestety nie miałam okazji żeby bliżej ją poznać.
- Tak, jest niesamowita. Polubisz ją - mrugnąłem do niej. - Zawsze mogę się w niej co najwyżej skrycie podkochiwać. A jak już Shannon jej się znudzi, to będzie miała mnie na wyciągnięcie ręki - uśmiechnąłem się, a Ems przymrużyła oczy. - No dobra, nie będę jej podkradać. Ale jeśli sama przyjdzie...
- Jared! - rzuciła we mnie serwetką.
- No dobra! Chodźmy już do tego sklepu...
- Właściwie nie musimy. Skoro teraz już rozumiesz to możesz mnie zabrać do luna parku, czy gdzieś...
- Żartujesz sobie ze mnie? - zaśmiałem się. - Skoro teraz nic nie muszę, to idę do domu i zamknę się w swoim pokoju, dobrze? Jeśli mi nie ufasz to możesz mnie nadzorować.
***
Emma chyba nie jest tylko moją asystentką, ale chyba także niańką.
Podjechaliśmy pod moje mieszkanie, swoją drogą to nie cierpię, kiedy Emma prowadzi. Zawsze jedzie albo za wolno, albo za szybko. Tym razem było to pierwsze.
Podszedłem do drzwi i włożyłem klucz do zamka, po czym go przekręciłem. Kiedy tylko wszedłem do środka, usłyszałem roześmiany głos Alyson.
- No weź posłuchaj jak on gada! - ledwo wydukała.
- Dobra, muszę zapisać. Żadnych japońskich filmów więcej - również się śmiał, prawdopodobnie z niej. Uśmiechnąłem się wsłuchując się w to co mówią w filmie. Teraz nie dziwię się dziewczynie.
- Cześć - mruknąłem i poszedłem w stronę mojego pokoju, a Emma tuż za mną.
- Próbowałam go trzymać z daleka, ale domyślił się - usprawiedliwiła się i weszła do mojej sypialni.
Shannon.
To było urocze, kiedy nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Oglądaliśmy Notes Śmierci, filmowa adaptacja anime. Mówili tam po japońsku, co ją dziwnie śmieszyło.
- Dobra, włączamy co innego - chwyciłem pilota i chciałem wyłączyć film.
- Nie! - chciała mi go wyrwać jednak wyciągnąłem rękę jak najdalej od niej. - Już nie będę!
- Obiecujesz? - spojrzałem jej w oczy. Zawahała się.
- Nie, ale postaram się!
- Nie wolałabyś obejrzeć Batmana?
- Oglądałam to już tysiące razy. - Wciąż nieudolnie próbowała mi odebrać pilot.
Jasne, mogłem włączyć film dalej, ale po co? Niech się pomęczy.
- Shannon! - jęknęła jak małe dziecko i rzuciła się w stronę rzeczy.
Złapała się mojego ramienia, aby nie spaść z kanapy; odruchowo złapałem ją w talii.
Krótki moment patrzenia sobie w oczy i wykorzystała to. Zabrała mi pilot, kiedy do pokoju weszła Emma. Zabiję ją kiedyś, przysięgam.
Puściła film dalej i zagryzła wargę, aby ukryć triumfalny uśmiech.
- Zawsze musisz postawić na swoim, co?
- Gdyby nie to, nie byłabym sobą - wystawiła mi język i oparła się plecami o moje ramię.
Nie powiem, miło było.
I rzeczywiście, przez resztę filmu powstrzymywała śmiech, lecz raz jej się nie udało i parsknęła przy jednym zabawnym - nawet dla mnie - słowie.
- Dobra, oglądamy coś innego, czy idziemy gdzieś? - zapytałem.
- Ty zdecyduj.
- Ja wybierałem film, teraz twoja kolej - przymrużyłem oczy.
- Dobra. Jeszcze jeden film i możemy gdzieś iść... - zaczęła przeglądać pudełka z różnymi filmami. - Kac Vegas, Kac Vegas II, albo Nocny pociąg z mięsem. Wybieraj - spojrzała na mnie i podała mi trzy płyty.
- Dlaczego akurat te filmy? - przeleciałem wzrokiem po opisach na tyle pudełek.
- Bo we wszystkich jest Bradley Cooper, a on jest przystojny - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Aha, dobra. To może Nocny pociąg z mięsem? Ewentualnie Zmierzch.
- Co? Dlaczego?
- Bo tam nie ma Bradleya Coopera - odpowiedziałem krótko, udając powagę jednak nie bardzo mi to wyszło. - Nie, na poważnie to lubię kiedy podczas horrorów trzymasz mnie za rękę - podałem jej pudełko z filmem. Jakoś przeżyję tego Coopera.
Stłumiłem krzyk, jednak i tak połowa sali była bardziej zainteresowana nami, niż profesorem, co niemal od razu zauważył.
- Jakiś problem, Jared? - zadziwiało mnie jak ten człowiek potrafi być spokojny.
Spojrzałem na Alyson i dopiero teraz zorientowałem się, że stoję, trzymając obolałego palca wskazującego. Ona za to patrzyła się na mnie niewinnie, próbując ukryć triumfalny uśmiech.
- Ja nie mogę z nią siedzieć! - Tekst godny gimnazjalisty.
- A co jest nie tak? - Miller uniósł brwi.
- Wykręciła mi palca!
- Bo się na mnie gapisz cały czas! - usprawiedliwiła się.
- Nie wiedziałem, że to zabronione! - zaśmiałem się kpiąco.
- Nie byłoby gdybyś patrzył się za moją zgodą i to jeszcze na przykład w oczy, a nie niżej!
- Cholera, nie moja wina, że jesteś taka seksowna! - Kurwa. Nie powiedziałem tego na głos, prawda? Owszem, powiedziałeś. Szkoda, że nie widzisz jak się teraz uśmiecham. Na sali - głównie faceci - zaczęli pogwizdywać.
- Dosyć! - naszą dziecinną kłótnię przerwał starzec. - Usiądź i z łaski swojej nie patrz się na Alyson, jeśli ona tego sobie nie życzy, jasne? - jego zachrypnięty, ale zdecydowany głos zawsze mnie przekonywał. Czasami nawet myślałem, że jego głos można by idealnie podłożyć pod jakiegoś przywódcę z jakiś bajek, rodem z Batmana czy Spidermana.
Wykonałem polecenie i więcej podczas wykładów na nią nie spojrzałem.
Alyson.
Sophie posłała mi nieznaczne spojrzenie i podała mi kartkę.
Otworzyłam ją i ujrzałam napis:
"Ty to zawsze masz szczęście do facetów ;)"
Parsknęłam śmiechem, kątem oka spojrzałam na Leto i odpisałam pod jej "wiadomością":
"Chyba właśnie - nieszczęście."
Podałam jej kartkę, na co ona po przeczytaniu skarciła mnie wzrokiem. Szybko coś odpisała i ponownie mi oddała liścik. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, kiedy zobaczyłam napis - Taki przystojny i miły mężczyzna to skarb.
Zakryłam usta dłonią i odruchowo spojrzałam na Jareda.
Po pierwsze - mężczyzna? No ludzie spójrzcie na niego! Owłosiona małpa jakaś... Włosy miał w nieładzie, albo to było już zamierzone. Swoją drogą dodawały mu chyba kilka centymetrów wzrostu. Nie ogolił się - może zapuszcza brodę? Ten delikatny zarost mogłam znieść, ale teraz to trochę za dużo. Co to za mężczyzna, który nie potrafi stłumić bólu? Rozumiem jakby go ktoś postrzelił czy coś... Oj, rozmarzyłam się. Ale ja mu po prostu wygięłam palca, a ten już dramatyzuje.
Po drugie - przystojny. Tutaj nie powinnam się wypowiadać. Może jej się podoba, natomiast to nie mój typ.
Po trzecie i chyba ostatnie - miły. To, że powiedział, że jestem seksowna (i to przy wszystkich!) chyba nie koniecznie znaczy, że taki jest.
Spojrzał na mnie pytająco, po czym zaczęłam się zastanawiać, czy nie pokazać mu liściku.
Wzięłam długopis i podkreśliłam ostatnie zdanie i podałam mu kartkę. Po kilku sekundach spojrzał na mnie karcąco, tak jakbym wypisała tam najgorsze wyzwiska w jego stronę.
Schowałam twarz w dłoniach starając się kontrolować śmiech. Już go wyciszyłam, teraz tylko muszę go powstrzymać. Kiedy ochłonęłam, profesor powiedział, że możemy już iść.
Odsunęłam krzesło i wstałam. Czekałam aż wszyscy się przepchną przez drzwi, jednak ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Ty - wskazał na mnie - i ty - zwrócił się do Jareda - zostajecie.
- Co? Po co? - Leto wyręczył mnie w pytaniu.
Miller nie odpowiedział.
- Siadać - wręcz rozkazał, kiwnięciem głowy wskazując ławkę z przodu.
Usiadłam na stole, a Leto w pewnej odległości ode mnie, obok.
- Co jest? - zapytał kiedy wszyscy inni już wyszli z pomieszczenia. Spojrzeliśmy po sobie pytająco. - Nie wiem co między wami jest lub było, ale macie to zakończyć, jasne?
- To on ma jakieś niepohamowane... - zaczęłam.
- Powiedziałem, dosyć - przerwał mi ruchem dłoni każąc mi się uciszyć. - Jared, powstrzymaj się czasami od patrzenia tam gdzie nie powinieneś i mówienia tego czego nie powinieneś, dobrze? - przerwał oczekując od niego odpowiedzi. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, co Miller uznał za przytaknięcie. - A ty, Alyson, nie bądź taka cięta na niego. Założę się, że jeszcze ani razu nie porozmawialiście normalnie, bo gdybyście to zrobili, polubilibyście się.
- Z nim się nie da rozmawiać normalnie - bąknęłam. - Cały czas wtrąca jakieś głupie wątki, wszystko mu się kojarzy i jeszcze stosuje na mnie te swoje banalne podrywy!
- Och, Jared. Nie jesteś czasem za stary na dwudziestoczteroletnie kobiety?
- Nie? Ale z moim bratem to się spotyka, a on jest ode mnie o rok starszy!
- Pierdol. Się. - Odpowiedziałam szorstko, powoli odwracając głowę w jego stronę. Profesor upomniał mnie, abym używała innych słów. - Tylko o to ci chodzi? Jesteś zazdrosny, ponieważ nie chcę się z tobą umówić, a spotykam się z Shannonem? Serio? Jesteś dziecinny!
- Nie chodzi mi o to! Znaczy... - zaciął się, powodując trochę niezręczną ciszę. - Dobra, dałaś mi kosza... - zająknął się. Parsknęłam śmiechem.
- I co? Uraziłam twoją męską dumę? - wywróciłam oczami.
- Nie, do cholery! Chodzi mi głównie o to, że ja też jestem człowiekiem, mam serce i uczucia, a ty mnie po prostu ignorujesz! Uważasz mnie za jakiegoś dupka, choć nim nie jestem, a ty mnie ani trochę nie znasz. Nie mogę cię rozgryźć, kurde. Raz się nawet do mnie uśmiechnęłaś, ale wtedy nie było nikogo w pobliżu. Wydaje mi się, że po prostu za bardzo boisz się okazywać mi jakiekolwiek uczucia. - Stwierdził.
- Boję się? Człowieku, przecież daję ci do zrozumienia, że cię nie lubię, a ty nie możesz przyjąć tego do wiadomości - jęknęłam. Miałam już dosyć tej sielanki. On po prostu za dużo sobie wyobraża.
- Ale ty mnie nawet nie znasz!
- No widzisz! Coś w tym musi być, skoro rzekomo cię nie znam i już cię nie lubię...
- Boże! - wykrzyczał Miller i ukrył twarz w dłoniach. - Nie wytrzymuję z wami. Jesteście jak jakaś pokręcona telenowela. Wyjdźcie - jęknął rozbawiony.
Zeskoczyłam ze stołu i niemal biegiem, ruszyłam w stronę drzwi.
Szarpnęłam za klamkę, przeszłam przez korytarz i wyszłam na świeże powietrze.
- Przez ciebie, to on zaraz dostanie załamania nerwowego - zawołał za mną młodszy Leto.
- Przeze mnie?! Nie byłoby tej "telenoweli", jak to ujął, gdyby nie ty!
- Taaak, teraz zwal to na mnie - udawał niewinnego.
Spojrzałam przed siebie, schodząc ze schodków. Widok czekającego Shannona, mnie zaskoczył. Zgaduję, że Jareda pewnie też. Uśmiechnął się na mój widok, a ja podeszłam do niego i oparłam się czołem o jego lewy bark.
- Zabierz ode mnie, proszę, tego człowieka - jęknęłam, po kilku sekundach wtulając się w niego.
Właśnie na to miałam ochotę od praktycznie samego rana.
Rozbawiony spojrzał na Jareda i objął mnie niepewnie ramieniem.
- Ona jest jakaś nienormalna - skomentował młodszy Leto. - I dla twojej wiadomości, to wciąż mnie ten palec boli. Jeżeli nie będę mógł dzisiaj grać na gitarze, to...
- Zamknij się - przerwałam mu, nie mając ochoty dłużej słuchać jego skrzeczącego głosu. I pomyśleć, że kiedyś Sophie określiła go - "niczym balsam dla uszu".
Odkleiłam się od Zwierzaka i zauważyłam, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
- Idziemy już, czy dalej być skazana na jego oblicze? - wskazałam na "mężczyznę" za mną.
- Chodź - odwróciliśmy się i ruszyliśmy w stronę samochodu Zwierzaka.
- Ee, zostawicie mnie tak tutaj? - krzyknął Jared.
- Tak - odparł krótko Shann i otworzył mi drzwi auta. Podziękowałam i usiadłam na miejscu obok kierowcy.
- Ej no! Do Emmy jest daleko, a umówiłem się z nią! - Jared nie odpuszczał.
- Ona nie lubi jak się spóźniasz, więc jeśli teraz pójdziesz, albo pobiegniesz to może zdążysz - zakończył to i wsiadł do samochodu. - Co dziś oglądamy? - zapytał. Zamknął z trzaskiem drzwi i odpalił silnik.
- A co masz do zaproponowania? - zamyślił się, skupiając się na drodze.
- Zależy o jaki gatunek filmu ci chodzi.
- Masz coś z Batmana? - uśmiechnęłam się.
- Ee, lubisz Batmana? - wydawał się być tym faktem zdziwiony.
- Nie, ja kocham Batmana - poprawiłam go - Znaczy, serię filmów o nim, ale tak najbardziej to lubię Jokera.
- Yhym, coś się chyba znajdzie - pokręcił z niedowierzaniem głową i zwinnie wyprzedził samochód przed nami.
Jared.
Świnia. Wredny, głupi Shannon. Ja mam iść niby taki kawał do Emmy?
Nawet nie raczyła mi powiedzieć o co chodzi. Gdybym zamówił taksówkę, prawdopodobnie znów byłoby tysiąc moich nowych zdjęć w internecie. Nawet idioto, nie masz nic co mogłoby cię zakryć, więc co to za różnica? W sumie racja. Znowu on ma tą cholerną rację. Czasami wydaje mi się, że wszyscy wokół są ode mnie mądrzejsi. Nie wydaje ci się.
Ignorując to zatrzymałem pierwszą nadjeżdżającą taksówkę.
Wsiadłem do środka i podałem kierowcy adres.
Po kilkunastu minutach, zapłaciłem mu z "drobnym" napiwkiem (a niech się cieszy i tak ma mało płatną pracę) i prawie wbiegłem do dużego budynku, gdzie miała czekać Emma.
Pokonałem kilka schodów i znalazłem stolik, przy którym siedziała blondynka.
Budynek okazał się skromnie wystrojoną kawiarnią. Usiadłem na krześle na przeciwko niej, a ta spojrzała na mnie sącząc kawę. Oczywiście, na stole leżał również laptop, z którym Ems nigdy się nie rozstawała. Spojrzałem na nią oczekująco, jednak ta nic nie mówiła.
Głośno odchrząknąłem.
- Dzień dobry?
- Spóźniłeś się - stwierdziła przenosząc wzrok ze mnie na ekran laptopa.
- Tak, wiem. Przepraszam. Co ode mnie chciałaś? - zapytałem prosto z mostu.
- Nic - zamknęła komputer i uśmiechnęła się.
- Jak to, nic? To po co ja ci tutaj jestem?
Ciężko westchnęła nie ulegając mojemu spojrzeniu.
- Um, planuję przemalować mieszkanie. Wiesz jakiś remont by się przydał - odparła po chwili ciszy. Zaczęła pakować laptopa do torby.
- A ja mam...?
- Pomożesz mi w wyborze farby! - klasnęła w dłonie, jakby dopiero co sobie to przypomniała.
- Taa, bo ja nie mam ciekawszych rzeczy do roboty - parsknąłem śmiechem.
- No właśnie, nie masz - uśmiechnęła się i wstała. - Idziesz?
- A mam inny wybór? - westchnąłem i poszedłem za nią.
Emma po raz setny krążyła przy trzech kolorach farb. Od jednej do drugiej, od drugiej do trzeciej i wracała zastanawiając się, którą wziąć.
- Zdecyduj się, bo nie mam zamiaru spędzać tutaj całego dnia - powiedziałem już zdenerwowany.
Blondynka nie odpowiedziała, zupełnie jakby mnie tam nie było.
- Dobra, mam dość. Wychodzę - opuściłem bezradnie ręce i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Nie! - rzuciła się na mnie i chwyciła moją rękę. - Nigdzie się nie wybierasz dopóki nie załatwimy wszystkiego.
- Boże, Emma. Jakbyś nie mogła tego sama zrobić. Weź tą - wskazałem wiaderko z seledynową farbą. - Będzie ci pasować do kanapy - mruknąłem od niechcenia.
Skinęła głową i wzięła dwa pojemniki. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zapłaciła i wyszliśmy ze sklepu.
- Teraz jedziemy do galerii - oznajmiła, gdy weszliśmy do samochodu.
- Co?! Po co? - miałem ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło, mimo to nie zrobiłem tego.
- Muszę kupić jakiś obraz, a przy okazji coś zjemy - odpaliła silnik.
- Masz za dużo pieniędzy, prawda? - zakpiłem, na co tylko się uśmiechnęła.
Nie byłem głodny. Bawiłem się widelcem w surówce, kompletnie się nudząc.
Kupiliśmy jakiś tam obraz, ale Emma stwierdziła, że przyda jej się jeszcze do sypialni i nad kominek. A więc ruszamy po obiedzie. Zmusiłem się i wziąłem do ust trochę jedzenia.
- Nie jestem głodny - odłożyłem sztućce i oparłem się o krzesło. - W ogóle to po co robisz ten cały remont? Przecież chyba dwa miesiące temu malowałaś pokój.
- Taak, ale... - zająknęła się. - Znudził mi się ten kolor, a poza tym to ściany są już brudne, a to nie wygląda ładnie - spojrzała na mnie.
- O Boże. Że ja tego wcześniej nie zauważyłem - zaśmiałem się sam z siebie - Kłamiesz. Co tak na prawdę ode mnie chcesz?
- Nie kłamię! Tylko...
- Tylko nie mówisz całej prawdy. - przerwałem jej, ale bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Gadaj.
- Nie, nie ważne. Po prostu chcę przemalować pokój, to wszystko...
- Nie, nie to wszystko. Emma, widzę, że kłamiesz. Kto jak kto, ale ja się nie dam na to nabrać, a ty o tym wiesz. Mów.
- Ja tylko... - podrapała się nerwowo po głowie - No, bo Shannon ma tą swoją randkę i po prostu nie chcę, żebyś się do nich tam wtrącał. - Wypaliła z szybkim tempem. - A teraz idziemy do sklepu - założyła torbę na ramię i już chciała wstawać, kiedy ja zaprzeczyłem.
- Nie. - Założyłem ręce na piersi. - Nie idę do żadnego sklepu. Dlaczego miałbym im przeszkadzać, co?
Emma opadła na krzesło i wywróciła oczami.
- Bo ją lubisz i jesteś zazdrosny. - Stwierdziła. - Każdy o tym wie. Ja i Tomo pomyśleliśmy, że jeśli zajmiemy ci dzień to nie będziesz miał czasu iść do domu przed koncertem, a co za tym idzie, nie będziesz miał czasu wszystkiego im rujnować. - Parsknąłem śmiechem.
- Słucham? Dlaczego miałbym to robić? Dobra, przyznam się, że Alyson mi się podoba, ale to wszystko. Dała mi kosza, a ja odpuściłem i nie mam zamiaru dalej się w to bawić. A teraz wybacz, ale idę do mojego domu.
- Nie! Przytrzymam cię tutaj jak najdłużej się da. Daj im się nacieszyć sobą - chwyciła mnie w przegubie nadgarstka. Jeśli chce, to potrafi być silna.
- Shannon wam kazał? - zapytałem.
- Nie, on o niczym nie wie. To tylko i wyłącznie sprawka Tomo i moja. Ale widziałeś jego oczy? Dostrzegasz w nich ten błysk, którego tak dawno nie było? Jest szczęśliwy. Zakochany. - Nie wiem czemu, ale na te słowa mimowolnie się uśmiechnąłem. - I co najważniejsze ona chyba to odwzajemnia. No i większość z was ją lubi, a ja niestety nie miałam okazji żeby bliżej ją poznać.
- Tak, jest niesamowita. Polubisz ją - mrugnąłem do niej. - Zawsze mogę się w niej co najwyżej skrycie podkochiwać. A jak już Shannon jej się znudzi, to będzie miała mnie na wyciągnięcie ręki - uśmiechnąłem się, a Ems przymrużyła oczy. - No dobra, nie będę jej podkradać. Ale jeśli sama przyjdzie...
- Jared! - rzuciła we mnie serwetką.
- No dobra! Chodźmy już do tego sklepu...
- Właściwie nie musimy. Skoro teraz już rozumiesz to możesz mnie zabrać do luna parku, czy gdzieś...
- Żartujesz sobie ze mnie? - zaśmiałem się. - Skoro teraz nic nie muszę, to idę do domu i zamknę się w swoim pokoju, dobrze? Jeśli mi nie ufasz to możesz mnie nadzorować.
***
Emma chyba nie jest tylko moją asystentką, ale chyba także niańką.
Podjechaliśmy pod moje mieszkanie, swoją drogą to nie cierpię, kiedy Emma prowadzi. Zawsze jedzie albo za wolno, albo za szybko. Tym razem było to pierwsze.
Podszedłem do drzwi i włożyłem klucz do zamka, po czym go przekręciłem. Kiedy tylko wszedłem do środka, usłyszałem roześmiany głos Alyson.
- No weź posłuchaj jak on gada! - ledwo wydukała.
- Dobra, muszę zapisać. Żadnych japońskich filmów więcej - również się śmiał, prawdopodobnie z niej. Uśmiechnąłem się wsłuchując się w to co mówią w filmie. Teraz nie dziwię się dziewczynie.
- Cześć - mruknąłem i poszedłem w stronę mojego pokoju, a Emma tuż za mną.
- Próbowałam go trzymać z daleka, ale domyślił się - usprawiedliwiła się i weszła do mojej sypialni.
Shannon.
To było urocze, kiedy nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Oglądaliśmy Notes Śmierci, filmowa adaptacja anime. Mówili tam po japońsku, co ją dziwnie śmieszyło.
- Dobra, włączamy co innego - chwyciłem pilota i chciałem wyłączyć film.
- Nie! - chciała mi go wyrwać jednak wyciągnąłem rękę jak najdalej od niej. - Już nie będę!
- Obiecujesz? - spojrzałem jej w oczy. Zawahała się.
- Nie, ale postaram się!
- Nie wolałabyś obejrzeć Batmana?
- Oglądałam to już tysiące razy. - Wciąż nieudolnie próbowała mi odebrać pilot.
Jasne, mogłem włączyć film dalej, ale po co? Niech się pomęczy.
- Shannon! - jęknęła jak małe dziecko i rzuciła się w stronę rzeczy.
Złapała się mojego ramienia, aby nie spaść z kanapy; odruchowo złapałem ją w talii.
Krótki moment patrzenia sobie w oczy i wykorzystała to. Zabrała mi pilot, kiedy do pokoju weszła Emma. Zabiję ją kiedyś, przysięgam.
Puściła film dalej i zagryzła wargę, aby ukryć triumfalny uśmiech.
- Zawsze musisz postawić na swoim, co?
- Gdyby nie to, nie byłabym sobą - wystawiła mi język i oparła się plecami o moje ramię.
Nie powiem, miło było.
I rzeczywiście, przez resztę filmu powstrzymywała śmiech, lecz raz jej się nie udało i parsknęła przy jednym zabawnym - nawet dla mnie - słowie.
- Dobra, oglądamy coś innego, czy idziemy gdzieś? - zapytałem.
- Ty zdecyduj.
- Ja wybierałem film, teraz twoja kolej - przymrużyłem oczy.
- Dobra. Jeszcze jeden film i możemy gdzieś iść... - zaczęła przeglądać pudełka z różnymi filmami. - Kac Vegas, Kac Vegas II, albo Nocny pociąg z mięsem. Wybieraj - spojrzała na mnie i podała mi trzy płyty.
- Dlaczego akurat te filmy? - przeleciałem wzrokiem po opisach na tyle pudełek.
- Bo we wszystkich jest Bradley Cooper, a on jest przystojny - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Aha, dobra. To może Nocny pociąg z mięsem? Ewentualnie Zmierzch.
- Co? Dlaczego?
- Bo tam nie ma Bradleya Coopera - odpowiedziałem krótko, udając powagę jednak nie bardzo mi to wyszło. - Nie, na poważnie to lubię kiedy podczas horrorów trzymasz mnie za rękę - podałem jej pudełko z filmem. Jakoś przeżyję tego Coopera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz