Statystyka

8.05.2012

x. Chapter 21 - Tylko nie mów, że alergia, bo jakoś ci nie uwierzę.

Spojrzałam na niego z politowaniem i otworzyłam wiadomość od Shannona, po czym przeleciałam wzrokiem po literach.
"Masz ochotę na spacer? Albo film? (:"
Uśmiechnęłam się mimowolnie i kliknęłam Odpisz.
- Wiesz, gdybym był kobietą - zaczął David, który stał za mną i zdążył przeczytać treść smsa - To udawałbym niedostępną - zaśmiał się. - A ty się zgadzasz na wszystko, co on zaproponuje...
- Ale nie jesteś kobietą, a jeśli mam na to ochotę to się po prostu zgadzam.
- Aaa, rozumiem. Nie chcesz go spłoszyć - wybuchnął śmiechem Harry.
Idioci, przemknęło mi przez myśl. Odgoniłam od siebie Davida i odpisałam na wiadomość.
"Hmm, chyba wybiorę film <: U ciebie, u mnie czy w kinie? I jaki film?"
"Czy kobiety muszą zadawać tyle pytań? Wyjdzie w praniu jaki film. Jareda dzisiaj chyba nie ma, więc nie będzie cię wkurzał przez jakiś czas... możemy u mnie"
- Uu, już chce cię zaciągnąć do łóżka... - Dave, który znowu stał za mną z głupim uśmieszkiem na twarzy, który zawzięcie pragnął ukryć.
- Braciszku kochany, bądź tak uprzejmy i spieprzaj i nie czytaj moich wiadomości, dotarło? - chwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, patrząc groźnie w oczy.
Pokiwał głową i wyrwał mi się.
- Nie musisz iść na zajęcia? - zapytał.
- Dzisiaj mamy później... - mruknęłam wysyłając wiadomość.
- Później to znaczy... - zaciekawił się Harry.
- O jedenastej - spojrzałam na zegarek.
Opuściłam ich towarzystwo i wyszłam z salonu wędrując do mojego pokoju.
Rzuciłam telefon na łóżko i podeszłam do szafy.
Niby pełna ubrań, jednak nigdy nie ma co na siebie założyć.
Westchnęłam, przeglądając różne sukienki na wieszakach. Nie wiedziałam, że aż tyle ich mam.
Niektóre są w ogóle przeze mnie nie noszone, raz chyba Sophie miała je na sobie... Kurde. Zapomniałam. Kurde, no! Nagle oduczyłam się przeklinać? Brax też ma zachcianki... Zachowuje się jak jakiś dziesięciolatek, który boi się zagadać do dziewczyny. Ciota. Trudno, pogadam z Sophie na wykładach. Wróciłam do przeglądania ciuchów. Głośno jęknęłam i wyjęłam jakąś zieloną sukienkę. Boże, co to jest? Skrzywiłam się i odwiesiłam ją na miejsce.
- Ta będzie niezła - mruknęłam do siebie, wyciągając granatową sukienkę bez ramiączek od Tally Weijl. W pasie była opleciona czarnym paskiem, od pasa w górę była obcisła, coś na wzór gorsetu. Między piersiami miała trzy guziki, (które i tak się nie odpinały) a na dole była luźna, pomarszczona z prawie niewidoczną kratką.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatniej "okazji", dla której ją założyłam. To było jakoś, niecałe dwa lata temu, kiedy szłam z Harrym do kina na maraton filmów z Batmanem.
Potrząsnęłam głową, wracając do rzeczywistości i poszłam do łazienki ubrać ją, ciekawa czy jeszcze w nią wejdę. Pasowała idealnie, jakby była szyta na miarę. Sięgała mi do połowy uda, teraz problem tylko jakie buty do tego. Trampek raczej nie założę? Chociaż nie przepadam za butami na obcasie. Geniusz, trzeba było o tym wcześniej pomyśleć, skarciłam się w myślach. Ewentualnie mogę się przebrać, ale nie mam do tego serca, kiedy zobaczyłam jak dobrze w niej wyglądam. Ponownie ciężko westchnęłam i przeczesałam włosy szczotką. Umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż i zerknęłam na zegarek. Oblizałam spierzchnięte wargi, wrzuciłam komórkę do małej torebki i wyszłam z pokoju.
- Uu, ładnie - skomentował Harry, patrząc na mnie. - Lubisz go - dodał i mrugnął do mnie.
- Co? - zmarszczyłam brwi. - Idę na wykłady, nie do Shannona - wyjęłam z szafki przy drzwiach czarne szpilki i wsunęłam na stopy.
- Ale od razu wiedziałaś o kim mówię, a więc go lubisz - klasnął w dłonie próbując zachować poważną minę - I zakładasz buty na obcasie - uformował z dłoni pięść, która niby trzymała mikrofon. - których nie lubisz, a jednak masz zamiar w nich iść na wykłady, zakładam, że później idziesz z Shannonem, więc można powiedzieć, że to dla niego, a to chyba objaw zauroczenia, prawda Davidzie? - stwierdził naukowym tonem i przekazał mu "mikrofon", kiedy przechodził obok.
- Cóż, sądzę... prawdopodobnie tak. - Obaj wybuchli śmiechem.
- Wow, błyskotliwa odpowiedź, Dave. Idioci - rzuciłam przez ramię zakładając na nos przeciwsłoneczne Ray-Bany i trzasnęłam drzwiami.

Doszłam mając jeszcze kilkunastominutowe wyprzedzenie czasowe.
Sala była otwarta i było w niej już całkiem sporo ludzi. Podeszłam, do stojącej tyłem do mnie, Sophie i radośnie się przywitałam. Na początku, nawet mnie nie zauważyła jednak po kilku sekundach szeroko otworzyła oczy patrząc się na mnie.
- Coś ty do cholery zrobiła z włosami? - chwyciła kosmyk moich włosów, przyglądając im się. - I od kiedy ty chodzisz w szpilkach bez okazji?
- To nie jest Alyson - wydusił Josh, który stał z nami. Oboje mi się przyglądali, co mnie lekko irytowało.
- Owszem, to ja i możecie przestać tak się patrzyć? Wciąż jestem tą samą osobą - pomachałam im przed twarzami, aby się ocknęli z szoku. - Tak w ogóle to muszę z tobą porozmawiać - zwróciłam się do Sophie. Popatrzyłam na Josha spojrzeniem idź-sobie-stąd. Po chwili już go nie było. - Rozmawiałaś ostatnio z Braxtonem, prawda? Znaczy, kilka dni temu w barze.
- Tak, a ty rozmawiałaś z jakimś kolesiem, a ja jestem twoją przyjaciółką i powinnam wiedzieć, kto to jest, a nie wiem...
- Nieistotne, jak na razie. - Przerwałam jej - Ale lubisz Braxa, nie?
- Tak, chociaż rozmawiałam z nim chyba raz w życiu... Chwila, czy ty chcesz mnie zeswatać? - przymrużyła oczy.
- Nie... Umm, tak? Znaczy, on jest fajny... Kurde. Chce się z tobą umówić, ale nie wie co o nim myślisz, więc poprosił mnie, abym cię wypytała trochę o niego. Mówiłam, że to dziecinne, ale dlaczego miałabym tego nie robić?
- Stop. Powiedz mu, żeby po prostu mnie się zapytał, bo zachowuje się teraz jak jakiś gimnazjalista - uśmiechnęła się.
Usiadłam na stole, jak to miałam w zwyczaju i wyjęłam telefon z torebki.
Napisałam do Shanna, dokładnie to, co powiedziała Soph. W sali robiło się coraz tłoczniej, a oczy większości dziewczyn były teraz zwrócone ku drzwiom. Nic dziwnego, przecież "Jared fucking Leto" jest na sali. Parsknęłam śmiechem i wysłałam wiadomość.
Modliłam się w duchu, aby nie podchodził. Jeśli skojarzy fakty ze wczorajszym dniem, to będzie źle. Nie mam ochoty mu się tłumaczyć. Zresztą nawet nie muszę. Kątem oka na niego zerknęłam. Kurde, idzie tu.
- Cześć - powiedział cicho siadając obok mnie, na stole. Mruknęłam coś w odpowiedzi. - Co się stało? - spojrzał na mnie.
- A co miało się stać? - uniosłam brwi, chowając telefon. - Jeśli chodzi ci o włosy to nic nie mów, każdy już wystarczająco je skomentował. A to, że mam na sobie szpilki to też żadna okazja, więc to też sobie daruj.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - odparł sucho.
- A więc o co? - wciąż udawałam, że nasze wczorajsze spotkanie nie miało miejsca.
- Do cholery, przestań udawać. Co się wczoraj stało, że płakałaś?
- Jakbyś nie zauważył, padał również deszcz, który z łatwością mogłeś pomylić z łzami...
- Możesz przestać? Zakrwawione oczy to też sprawka deszczu? Tylko nie mów, że alergia, bo jakoś ci nie uwierzę - był coraz głośniejszy.
- Musimy teraz o tym rozmawiać?
- A co? Musisz mieć trochę czasu, żeby coś wymyślić? - zakpił, prawie krzycząc.
Zeskoczyłam ze stolika i pokazując mu środkowy palec wyszłam z budynku.
Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, a co ważniejsze - uwolnić się od jego towarzystwa.
Aż tak bardzo mu zależało, aby dowiedzieć się dlaczego płakałam?
Może to dziwne, ale nie lubiłam się do tego przyznawać. Płacz jest oznaką słabości, a ja nie lubię taka być. I nie jestem, po prostu czasem bardzo bliscy mi ludzie mnie ranią.
- Do sali, już - wyrwał mnie z zamyśleń ostry ton Millera, który pojawił się znikąd.
Słusznie poszłam za nim, usiadłam z niechęcią obok Jareda i starałam się słuchać każdego słowa profesora. Jedyne co mi przeszkadzało to, to że pan Młodszy Leto cały czas się we mnie wpatrywał.

Jared.

Nie mogłem jej rozgryźć.
Do każdego potrafi się uśmiechnąć, tylko nie do mnie. Z każdym potrafi porozmawiać normalnie, dłużej niż minutę - ale nie ze mną. Na dodatek jakby boi się tego, że czasami i ona płacze.
Kiedy ją dziś zobaczyłem, byłem pewien, że to była ona. I dalej jestem.
Włosy, sukienka, oczy... I jeszcze te usta, w które od samego patrzenia masz ochotę się wpoić.
Co jakiś czas przegryzała wargę, co kompletnie wyprowadzało mnie z równowagi.
Kilkakrotnie szeptała, abym przeniósł swoje spojrzenie na inną osobę, ale jej cichy głos tylko sprawił, że stała się jeszcze seksowniejsza. Na dodatek nowy kolor włosów. Nie wiem czy robiła mi tylko na złość, że ktoś taki jak ja, nie może mieć takiej... wręcz idealnej kobiety. Przez te czerwone włosy tylko wznieciła we mnie pożądanie. Sukienka i szpilki. Ona naprawdę robiła to żebym jak najbardziej żałował, że ją wybrałem, prawda? Bo gdybym wybrał, na przykład kogoś "przy kości" miał bym gwarantowane, że się nie zakocham. Tak, Jay. Pogrążaj się. No co? Nie ukrywam, że wygląd jest dla mnie istotny. Mój wzrok spoczął na jej naszyjniku ze srebrną gitarą. Naturą faceta, jest to, że każdy spojrzy nieco niżej... Szowinistyczna świnia, znów zaczynasz traktować kobiety przedmiotowo? Nie, nie prawda. Po prostu się patrzę na jej biust, to zabronione?
Poczułem ból na klatce piersiowej. Uderzyła mnie z łokcia, na co od razu spojrzałem przed siebie. Tak, najwyraźniej to zabronione.
- Przestań się tak na mnie gapić, a szczególnie na moje piersi, jasne zboczeńcu? - szepnęła mi do ucha, kiedy bujała się na krześle. Chwyciła delikatnie moją dłoń, po czym brutalnie wykręciła mi palca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz