Po drodze zgarnął mnie Harry, który jako jedyny chyba poszedł mnie szukać.
Kiedy tylko go zobaczyłam, wtuliłam się w niego.
- Dziękuję - szepnęłam.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że jesteś, za to, że się kłóciłeś z moim ojcem...
- Wiesz, że zawsze będę to robił. Nie cierpię kiedy ktoś cię krzywdzi. Chodź, nie będziemy moknąć - poczochrał moje rude włosy. - Właściwie to prawie się przyzwyczaiłem, wiesz? - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest. Objął mnie ramieniem, a na pytanie gdzie idziemy, odpowiedział, że na gorącą czekoladę i "babskie pogaduchy".
Szliśmy w ciszy, zatracając się w słuchaniu uderzających o asfalt kropel deszczu.
Mijając kolejne ulice doszliśmy do budynku, w którym znajdowała się knajpa Harrego.
Wyjął z kieszeni kłębek kluczy i włożył do zamka, po czym otworzył drzwi. Było tam tak ciepło, że aż nie chciałam myśleć o powrocie do domu. Usiadłam przy jednym ze stolików pod ścianą, a Harry zajął się robieniem gorącej czekolady. Zaczęłam się bawić serwetkami w oczekiwaniu na słodki "pocieszacz". Chłopak po kilku minutach szedł w moją stronę z dwoma kubkami, bluzą zawieszoną na przedramieniu i ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
Naczynia postawił na stole i podał mi ręcznik.
- Ociekasz wodą, kobieto - skomentował, a ja zaczęłam się wycierać. Kiedy już trochę się osuszyłam, podał mi suchą bluzę. Po zapachu rozpoznałam, że była jego. Zresztą, kogo innego?
Założyłam ją i upiłam mały łyk czekolady.
- Więc, ile słyszałaś? W sensie tej rozmowy? - zaczął.
- Sporo. Miałam iść do Sophie, ale usiadłam na schodach, kiedy usłyszałam o co się kłócą. Swoją drogą, dalej są w domu?
- Nie, wyjechali kilka minut po tej "akcji". Nie wiem co oni mają do tego twojego Shannona. Jak dla mnie jest spoko, chociaż rozmawiałem z nim raz w życiu.
- Dla nich jest za stary... Ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. Najbardziej jednak dotknęło mnie to, że własny ojciec nazwał mnie dziwką. Pewnie myślisz, że to nic wielkiego... No i pewnie jest, ale to bolało.
- Trochę się z nim pokłóciłem kiedy wybiegłaś. Znowu - drwiąco się zaśmiał - Ten człowiek, nie ma pojęcia o niczym, a się wypowiada.
- Co mu powiedziałeś? - zmarszczyłam brwi.
- Że chyba nigdy w życiu dziwki nie widział. I... Nie ważne - pokręcił głową wpatrując się w kubek.
- Co? Mów - naciskałam.
- Powiedziałem po prostu to co myślałem... - głośno wciągnął powietrze nosem. - Cytuję siebie: Nawet najbardziej egocentryczny chuj, nie powiedział by tak na własną córkę. - Zamilkł.
Szeroko otworzyłam oczy wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Odchrząknęłam po chwili.
- Wow, dzięki. To dla mnie dużo znaczy - spojrzałam mu w oczy. I niech ktoś teraz powie, że przyjaźń mężczyzny z kobietą nie jest możliwa.
Jared.
Wróciłem z imprezy znacznie wcześniej, niż zamierzałem. Wypiłem tylko jednego drinka, czyli o jakieś dziewięć za mało. Wciąż przed oczami miałem obraz zapłakanej kobiety o ognistych włosach. Na początku wydawało mi się, że to Alyson, jednak uznałem, że to tylko jakaś paranoja. Ta kobieta miała przekrwione i zapuchnięte od płaczu oczy, miała na sobie sukienkę i całkiem inne włosy, a kto jak kto - ona nie płacze, nie nosi sukienek i ma blond włosy.
Znasz ją zbyt krótko, aby tak stwierdzać. Może i tak, ale co do włosów to jestem pewien. Jednak oczy miały identyczne. Ale to się zdarza, prawda? Na przykład Hugh Laurie ma takie same jak ja... On ma ładniejsze. Ktoś cię prosił o zdanie? Po prostu nie możesz zaakceptować tego, że ona też jest człowiekiem, nie ma serca z kamienia i też produkuje coś takiego jak łzy. Istnieje jeszcze taka rzecz jak farba do włosów. Widziałeś ją tylko kilka razy, trudno stwierdzić, czy darzy sympatią sukienki czy też nie.
Wszedłem pod prysznic i zalałem się zimną wodą. Chciałem zmyć z siebie wszystkie myśli, wspomnienia, sytuacje, które dziś przeżyłem. Chciałem wymazać obraz zapłakanej Alyson, która jeszcze dziś, przed południem się ze mną kłóciła. To przerażenie w jej oczach... prawdopodobnie dlatego ją puściłem. Głośno westchnąłem i oparłem się czołem o zimne kafelki w środku prysznica.
- Co się z tobą dzieje, Jared? - zapytałem siebie głośno. - Nie zakochuj się w tej chwili. Nie teraz, nie tutaj, nie w tej dziewczynie - powoli osunąłem się niżej, błagając siebie.
Alyson.
- Kiedy zamierzasz wrócić do domu? - zapytałam. - Znaczy, do swojego. Nie żebym cię wyganiała, czy coś, tylko pytam.
- Nie bądź zła, ale muszę ci coś powiedzieć. Ostatnio z kumplem byliśmy w kasynie... Tak tylko pograć sobie, pobawić się nieco, zarobić trochę kasy. Zaczęliśmy grać w pokera. Na początku tylko dla zabawy, potem dołączyło się kilka osób i zaczęły się pieniądze. Szło mi całkiem dobrze, co chwila zgarniałem trochę kasy. Następnego dnia poszliśmy do tego samego miejsca, a stawki były coraz wyższe. Wziąłem tylko cztery tysiące, żeby się nie uzależniać, czy nawet nie przegrać wszystkiego tylko do granicy rozsądku... Bo wiesz, jak to jest. Rozpędzisz się i nagle nie masz pieniędzy...
- Do czego zmierzasz, Harry? - wygodnie oparłam się o krzesło.
- Chłopaki zaczęli żartować, że skoro mi tak dobrze idzie to może trochę więcej postawię. Stwierdziłem, że nie ma takiej potrzeby, a oni dalej się droczyli. Jeden z nich postawił swój samochód, inni dalej grali na pieniądze. Pomyślałem, a co mi tam. Zaryzykuję. Postawiłem mieszkanie, chociaż wahałem się między knajpą. Ale nie mogłem postawić całego dorobku ojca, w jakiejś głupiej grze. Kiedy dostałem karty, byłem pewien, że wygram.
- Ale przegrałeś - szepnęłam, tępo patrząc się w obraz za oknem.
- Tak - kiwnął głową. - Ale szukam czegoś, obiecuję, że wyniosę się najszybciej jak się da.
- A szukałeś u mnie? Skoro David i Annie mają zamiar się wyprowadzić, to dlaczego ty miałbyś szukać nie wiadomo gdzie, skoro masz to pod nosem?
- Ja? Mieszkać z tobą? Nie wyobrażam sobie tego - zakpił.
- No co? Nie przywykłam to mieszkania samej. Jest wtedy tak smutno. Jak oni coś znajdą, wyniosą się, wtedy wprowadzisz się ty. Bez żadnych głupich formalności i dodatkowej dopłaty.
Wróciliśmy do domu przed dwudziestą trzecią. Kiedy zobaczyłam się w lustrze, sama siebie się wystraszyłam. Oczy miałam podkrążone, a pod nimi rozmazaną kredkę do oczu. Włosy jeszcze trochę mokre, każdy w inną stronę. Krótko mówiąc wyglądałam jak ćpunka, która dopiero co uciekła z odwyku. Zmęczona weszłam pod prysznic. Nałożyłam szampon na czerwone włosy, po czym je spłukałam. Po kilku minutach wyszłam i założyłam koszulkę Shannona, w której odkąd mi ją dał, spałam. Do tego krótkie spodenki i władowałam się do łóżka, o którym marzyłam przez ostatnie kilka godzin.
Kiedy tylko go zobaczyłam, wtuliłam się w niego.
- Dziękuję - szepnęłam.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że jesteś, za to, że się kłóciłeś z moim ojcem...
- Wiesz, że zawsze będę to robił. Nie cierpię kiedy ktoś cię krzywdzi. Chodź, nie będziemy moknąć - poczochrał moje rude włosy. - Właściwie to prawie się przyzwyczaiłem, wiesz? - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest. Objął mnie ramieniem, a na pytanie gdzie idziemy, odpowiedział, że na gorącą czekoladę i "babskie pogaduchy".
Szliśmy w ciszy, zatracając się w słuchaniu uderzających o asfalt kropel deszczu.
Mijając kolejne ulice doszliśmy do budynku, w którym znajdowała się knajpa Harrego.
Wyjął z kieszeni kłębek kluczy i włożył do zamka, po czym otworzył drzwi. Było tam tak ciepło, że aż nie chciałam myśleć o powrocie do domu. Usiadłam przy jednym ze stolików pod ścianą, a Harry zajął się robieniem gorącej czekolady. Zaczęłam się bawić serwetkami w oczekiwaniu na słodki "pocieszacz". Chłopak po kilku minutach szedł w moją stronę z dwoma kubkami, bluzą zawieszoną na przedramieniu i ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
Naczynia postawił na stole i podał mi ręcznik.
- Ociekasz wodą, kobieto - skomentował, a ja zaczęłam się wycierać. Kiedy już trochę się osuszyłam, podał mi suchą bluzę. Po zapachu rozpoznałam, że była jego. Zresztą, kogo innego?
Założyłam ją i upiłam mały łyk czekolady.
- Więc, ile słyszałaś? W sensie tej rozmowy? - zaczął.
- Sporo. Miałam iść do Sophie, ale usiadłam na schodach, kiedy usłyszałam o co się kłócą. Swoją drogą, dalej są w domu?
- Nie, wyjechali kilka minut po tej "akcji". Nie wiem co oni mają do tego twojego Shannona. Jak dla mnie jest spoko, chociaż rozmawiałem z nim raz w życiu.
- Dla nich jest za stary... Ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. Najbardziej jednak dotknęło mnie to, że własny ojciec nazwał mnie dziwką. Pewnie myślisz, że to nic wielkiego... No i pewnie jest, ale to bolało.
- Trochę się z nim pokłóciłem kiedy wybiegłaś. Znowu - drwiąco się zaśmiał - Ten człowiek, nie ma pojęcia o niczym, a się wypowiada.
- Co mu powiedziałeś? - zmarszczyłam brwi.
- Że chyba nigdy w życiu dziwki nie widział. I... Nie ważne - pokręcił głową wpatrując się w kubek.
- Co? Mów - naciskałam.
- Powiedziałem po prostu to co myślałem... - głośno wciągnął powietrze nosem. - Cytuję siebie: Nawet najbardziej egocentryczny chuj, nie powiedział by tak na własną córkę. - Zamilkł.
Szeroko otworzyłam oczy wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Odchrząknęłam po chwili.
- Wow, dzięki. To dla mnie dużo znaczy - spojrzałam mu w oczy. I niech ktoś teraz powie, że przyjaźń mężczyzny z kobietą nie jest możliwa.
Jared.
Wróciłem z imprezy znacznie wcześniej, niż zamierzałem. Wypiłem tylko jednego drinka, czyli o jakieś dziewięć za mało. Wciąż przed oczami miałem obraz zapłakanej kobiety o ognistych włosach. Na początku wydawało mi się, że to Alyson, jednak uznałem, że to tylko jakaś paranoja. Ta kobieta miała przekrwione i zapuchnięte od płaczu oczy, miała na sobie sukienkę i całkiem inne włosy, a kto jak kto - ona nie płacze, nie nosi sukienek i ma blond włosy.
Znasz ją zbyt krótko, aby tak stwierdzać. Może i tak, ale co do włosów to jestem pewien. Jednak oczy miały identyczne. Ale to się zdarza, prawda? Na przykład Hugh Laurie ma takie same jak ja... On ma ładniejsze. Ktoś cię prosił o zdanie? Po prostu nie możesz zaakceptować tego, że ona też jest człowiekiem, nie ma serca z kamienia i też produkuje coś takiego jak łzy. Istnieje jeszcze taka rzecz jak farba do włosów. Widziałeś ją tylko kilka razy, trudno stwierdzić, czy darzy sympatią sukienki czy też nie.
Wszedłem pod prysznic i zalałem się zimną wodą. Chciałem zmyć z siebie wszystkie myśli, wspomnienia, sytuacje, które dziś przeżyłem. Chciałem wymazać obraz zapłakanej Alyson, która jeszcze dziś, przed południem się ze mną kłóciła. To przerażenie w jej oczach... prawdopodobnie dlatego ją puściłem. Głośno westchnąłem i oparłem się czołem o zimne kafelki w środku prysznica.
- Co się z tobą dzieje, Jared? - zapytałem siebie głośno. - Nie zakochuj się w tej chwili. Nie teraz, nie tutaj, nie w tej dziewczynie - powoli osunąłem się niżej, błagając siebie.
Alyson.
- Kiedy zamierzasz wrócić do domu? - zapytałam. - Znaczy, do swojego. Nie żebym cię wyganiała, czy coś, tylko pytam.
- Nie bądź zła, ale muszę ci coś powiedzieć. Ostatnio z kumplem byliśmy w kasynie... Tak tylko pograć sobie, pobawić się nieco, zarobić trochę kasy. Zaczęliśmy grać w pokera. Na początku tylko dla zabawy, potem dołączyło się kilka osób i zaczęły się pieniądze. Szło mi całkiem dobrze, co chwila zgarniałem trochę kasy. Następnego dnia poszliśmy do tego samego miejsca, a stawki były coraz wyższe. Wziąłem tylko cztery tysiące, żeby się nie uzależniać, czy nawet nie przegrać wszystkiego tylko do granicy rozsądku... Bo wiesz, jak to jest. Rozpędzisz się i nagle nie masz pieniędzy...
- Do czego zmierzasz, Harry? - wygodnie oparłam się o krzesło.
- Chłopaki zaczęli żartować, że skoro mi tak dobrze idzie to może trochę więcej postawię. Stwierdziłem, że nie ma takiej potrzeby, a oni dalej się droczyli. Jeden z nich postawił swój samochód, inni dalej grali na pieniądze. Pomyślałem, a co mi tam. Zaryzykuję. Postawiłem mieszkanie, chociaż wahałem się między knajpą. Ale nie mogłem postawić całego dorobku ojca, w jakiejś głupiej grze. Kiedy dostałem karty, byłem pewien, że wygram.
- Ale przegrałeś - szepnęłam, tępo patrząc się w obraz za oknem.
- Tak - kiwnął głową. - Ale szukam czegoś, obiecuję, że wyniosę się najszybciej jak się da.
- A szukałeś u mnie? Skoro David i Annie mają zamiar się wyprowadzić, to dlaczego ty miałbyś szukać nie wiadomo gdzie, skoro masz to pod nosem?
- Ja? Mieszkać z tobą? Nie wyobrażam sobie tego - zakpił.
- No co? Nie przywykłam to mieszkania samej. Jest wtedy tak smutno. Jak oni coś znajdą, wyniosą się, wtedy wprowadzisz się ty. Bez żadnych głupich formalności i dodatkowej dopłaty.
Wróciliśmy do domu przed dwudziestą trzecią. Kiedy zobaczyłam się w lustrze, sama siebie się wystraszyłam. Oczy miałam podkrążone, a pod nimi rozmazaną kredkę do oczu. Włosy jeszcze trochę mokre, każdy w inną stronę. Krótko mówiąc wyglądałam jak ćpunka, która dopiero co uciekła z odwyku. Zmęczona weszłam pod prysznic. Nałożyłam szampon na czerwone włosy, po czym je spłukałam. Po kilku minutach wyszłam i założyłam koszulkę Shannona, w której odkąd mi ją dał, spałam. Do tego krótkie spodenki i władowałam się do łóżka, o którym marzyłam przez ostatnie kilka godzin.
- Więc się wyprowadzasz? - zapytałam Davida przy śniadaniu. Wcześniej jakoś nie było okazji.
- Tak, taki mam zamiar. - W zamyśleniu pokiwałam głową. Wskazał na moją koszulkę. W zasadzie nie moją, ale tą, którą miałam na sobie. - Ona nie jest twoja, co nie? - przymrużył oczy.
- Shannona - odpowiedział za mnie Harry, chamsko się uśmiechając. Wymienili się spojrzeniami, jakby komunikowali się telepatycznie, Harry tylko wzruszył ramionami. - Sam ją zapytaj - ukradkiem spojrzał na mnie i ugryzł sporą część kanapki.
- Jesteś jej przyjacielem, powinieneś wiedzieć takie rzeczy - skomentował Dave.
- O co chodzi? - patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Wybacz, ale akurat takie rzeczy mnie nie obchodzą - odpowiedział Harry, zupełnie jakbym nie zadała pytania i wziął jeszcze jedną kanapkę po czym odszedł od nas.
- Sypiasz z Leto? - uniosłam brwi w zdziwieniu - Znaczy, nie chcę się wtrącać, ale czy to nie za szybko? - dodał niepewnie.
- Pieprz się - zaśmiałam się.
- No, ale tak czy nie?
- Nie. Dał mi ją... Zresztą co cię to obchodzi?
- Jestem twoim bratem. - Zawsze używał tego usprawiedliwienia kiedy nie mógł nic wymyślić, chociaż nigdy nie pasuje do sytuacji.
Pokręciłam głową z niezrozumieniem i dołączyłam do Harrego w salonie.
Też mi pytanie zadał. Ja się nigdy nie zapytałam co on robi z tą swoją Annie, może też dlatego, że w ogóle mnie to nie obchodziło.
Zabrałam Harremu pilot od telewizora i przełączyłam z jakiejś telenoweli na MTV Rocks.
- Hę?! Oglądałem to! - zbulwersował się.
Nie patrząc na niego wystawiłam mu środkowego palca, na co się więcej nie odzywał.
Podgłośniłam kiedy leciała piosenka My Chemical Romance. Usłyszałam dźwięk smsa, na co zerwałam się z kanapy i chwyciłam telefon ze stołu. Harry korzystając z chwili mojej nieuwagi zabrał pilota z miejsca obok mnie.
- Kto ma pilot, ten ma władzę - głupio się uśmiechnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz