Statystyka

8.04.2012

o. Chapter 6 - A ja jestem księdzem proboszczem.

Alyson.

Wchodząc do domu zamknęłam drzwi nogą. W dłoniach trzymałam kluczyki i listy ze skrzynki pocztowej. Rzuciłam kluczyki na blat i zaczęłam przeglądać listy.
Rachunek, rachunek, rachunek. Czy ludzie w XXI wieku nie piszą już do siebie listów?
- Jak tam moja kochana siostrzyczka? - do pokoju wpadł David.
Chwyciłam torbę i wyjęłam z niej dwa bilety. Wręczyłam mu je.
- Więcej się nie podlizuj. Uprzedzam, że zrobiłam to pierwszy i ostatni raz.
- Dzięki. A jak minął ci czas z boskim Leto?
- Zależy, o którym mówisz...- mruknęłam, ale tak, że niedosłyszał. I dobrze. - A jak myślisz? Przynajmniej
już wiem o czym mam zrobić film na zaliczenie.
- O czym?
- Dowiesz się w swoim czasie - usłyszałam dochodzący z łazienki dźwięk. Ktoś otworzył kabinę prysznicową. - Kto u nas jest? - zmarszczyłam brwi.
- Annie nocuje - odpowiedział oglądając dokładnie bilety.
Uniosłam spojrzenie ku górze. Po co? Chciałam zapytać, ale w tym momencie wyszła z łazienki. Przywitała się radośnie - ona naprawdę nawet nie podejrzewa jak jej nie lubię? – uśmiechnęłam
się sztucznie. W jej towarzystwie robię to dosyć często. Postanowiłam, że zanim ona zdąży się odezwać
zaszyję się w pokoju. Tak też zrobiłam. 
Usiadłam na łóżku i otworzyłam laptopa. Włączyłam przeglądarkę i wpisałam „Jared Leto”. Nie wiem czego chciałam się dowiedzieć, wpisałam to po prostu z ciekawości.
Amerykański aktor, model, wokalista i gitarzysta zespołu 30 Seconds to Mars” niezawodna Wikipedia powie mi wszystko. „Jared Leto został wybrany jednym z „50 Najpiękniejszych Ludzi” w 1996 i 1997 roku” – gdy to przeczytałam wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. On jeden z najpiękniejszych? A ja jestem księdzem proboszczem. Widząc jego zdjęcia w internecie stwierdziłam, że dużą zasługę
zawdzięcza Photoshopowi. Z bliska nie był taki przystojny. Raz chudy, gruby, emo, manga, tleniony blond, smerf... Kiedy miałam już dość jego widoku w wyszukiwarkę wpisałam
„Shannon Leto”. Dowiedziałam się o nim znacznie mniej, niż o Jaredzie. Shannon był tajemniczy nawet w internecie.
Ktoś szarpnął za klamkę. Odruchowo zamknęłam laptopa nie zamykając otwartych okien. Podniosłam wzrok na drzwi, w których stał nie kto inny jak Annie.
- Chcesz coś na kolację? Robimy z Davidem gofry – znów ten denerwujący uśmiech.
- Wiesz co... Nie dzięki, właściwie za chwilę idę spać.
- Powinnaś coś zjeść przed snem. Jadłaś coś w ogóle? – Co ją to interesowało?
- Tak, jadłam na mieście – skłamałam. – Możesz wyjść, chciałabym się przebrać? – znów skłamałam. Chciałam ją jak najszybciej wygonić z mojego pokoju. Ostatni raz rzuciłam na nią okiem. Zaraz, zaraz. Czy to moja koszulka?
Gwałtownie odwróciłam głowę w jej stronę jednak zniknęła mi za drzwiami. Nawet jeżeli to moja koszulka to trzeba ją spalić.
Po raz kolejny otworzyłam laptopa i kontynuowałam poszukiwania. Nic więcej nie znalazłam. Wyłączyłam laptopa i ruszyłam do łazienki w celu wzięcia długiego prysznica. Po drodze zerknęłam na Annie i stwierdziłam, że to jednak moja koszulka. Super.
Weszłam do łazienki i rozebrałam się. Po moim ciele zaczęły spływać ciepłe krople wody. Sięgnęłam po żel pod prysznic, nalałam trochę na gąbkę i zaczęłam dokładnie czyścić ciało z brudu z całego dnia. Później wtarłam w głowę szampon i dokładnie spłukałam z włosów pianę.
Wyszłam spod prysznica i niemal natychmiast usłyszałam czyiś głos dochodzący z salonu. Nie był to głos Davida ani Annie. Owinęłam się ręcznikiem. Dzwonek telefonu – mojego. Szybko założyłam koszulkę i hawajki i wybiegłam z łazienki. Annie trzymała mój telefon i zerkała na wyświetlacz.
Davida w pokoju już nie było, ale za to zauważyłam siedzącego na kanapie Harrego. Co on tu robi o tej porze? Nieważne. Zabrałam jej telefon i odebrałam.
- Słucham?
- Alyson? Cześć tutaj Sophie. Dzwonię z budki telefonicznej. Um... Mogłabym się u ciebie zatrzymać? Jestem w okolicy, ale nie mam rzeczy – głos zaczął jej się łamać. – Przepraszam, nieważne...
- Sophie mów co się dzieje?
- Zamordowano mojego ojca – wybuchła płaczem – Nie wiem co mam robić. Po prostu weszłam do mieszkania i zobaczyłam go jak leżał na podłodze. Ktoś go prawdopodobnie postrzelił w pierś. Policja szuka dowodów, czy to nie było samobójstwo, ale on nie mógłby tego zrobić. Ciało zabrali, powiedzielimi że lepiej byłoby jakbym nie przebywała teraz w mieszkaniu, zresztą nawet nie mogłabym.
- Soph, gdzie jesteś? – starałam się mieć opanowany ton, jednak po tym co usłyszałam było to niemal niewykonalne. Spojrzałam na towarzystwo, które najwyraźniej było zainteresowane zaistniałą rozmową.
- Przy komisariacie, właśnie mnie przesłuchiwali...
- Zaraz będę. Pa – rozłączyłam się.
Bez głębszego zastanowienia wparowałam do mojego pokoju i wyjęłam z szafki koszulkę. Zdjęłam tą od piżamy i po drodze do salonu założyłam tą drugą. Nawet nie zwracałam uwagi na obecność Harrego, który bez wątpienia cały czas obserwował moje ruchy.
Już w biegu wzięłam kluczyki od samochodu z blatu i wybiegłam z mieszkania.

Jared.

Nic lepiej nie pomaga na bezsenności jak nocny spacer po ciemnych i wąskich ulicach. Jedyne słabe światło dawały latarnie. Kilka z nich mrugało, co oznaczało, że czas wymienić żarówki. Trochę mnie to przerażało.
Z głową podniesioną do góry obserwowałem gwiazdy. Usłyszałem szelest liści. Nagle wyobraziłem sobie jak z krzaków wyskakuje jakaś fangirl, związuje mnie w rękach i nogach, przerzuca przez plecy i ciągnie wgłąb lasu. Nie Leto, za dużo filmów o zombie. Uśmiechnąłem się do siebie i przyspieszyłemtempo. Wkrótce spacer zamienił się jogging.
Może to i lepiej, bo kiedy wrócę do domu zasnę ze zmęczenia – jeżelibędę miał siłę tam dotrzeć. Starość nie radość, Leto. Nie jestem stary. Taa, wmawiaj sobie. W starym ciele młody duch. To było inaczej idioto. Zamknij się. Moją uwagę zwróciła siedząca na ławce brunetka. Zwolniłem. Policzek jej zabłyszczał
w świetle księżyca. Otarła go rękawem. Płakała. W dłoni trzymała jakieś zdjęcie. Spostrzegłem, że stoję
w miejscu. Chciałem do niej podejść i ją pocieszyć. Nie lubię patrzeć jak ktoś płacze. Jednak byłem jakby
przyklejony do ziemi. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Brawo, kiedy trzeba komuś pomóc ty nagle nie masz jaj. Coś w tym głosie podświadomości było. Stałem i patrzyłem jak cierpi.
Zrobiłem jeden krok w przód i wtedy ktoś do niej podbiegł. Uniosła wzrok na tę osobę i wpadła jej w ramiona.Długie blond włosy rozpoznałem niemal od razu. W końcu spędziłem z tą osobą cały dzień.
Teraz już mogłem normalnie chodzić jednak straciłem chęci.
Usiadłem na pobliskiej ławce i przyglądałem im się. Wiedziałem, że Alyson mnie zauważyła. I nie tylko ona,
bo zaślepił mnie nagły flesz aparatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz