- Zapomniałam. Miałam pogadać z Harrym. - Spojrzałam na
niego. - I chyba muszę to zrobić szybko, bo Harry z natury lubi dużo
mówić. - Uprzedziłam go.
- Okej, chodź. - Wstał i podał mi rękę, żebym się nie poślizgnęła. - Ile już się znacie? - zagadnął, gdy znajdowaliśmy się na piasku i zmierzaliśmy w stronę ulicy, na której stworzył się całkiem spory korek.
- Ja go znam dokładnie dwadzieścia cztery lata. - Uśmiechnęłam się. - Czyli całe życie. Nasze matki się przyjaźniły, urodził się David. Trzy lata później Harry. Oni się zaprzyjaźnili, potem urodziłam się ja i od razu coś nas połączyło. W ciągu tych lat jesteśmy sobie bliżsi niż ktokolwiek. Nawet niż on i David.
- Okej, zaczynam być zazdrosny. - Zaśmiał się. - Byliście kiedyś ze sobą? - brnął dalej.
- Serio pytasz? - uniosłam brwi. Nie byłam osobą, która lubiła opowiadać o swoich byłych związkach z obecnym chłopakiem. - Em... Spróbowaliśmy w liceum. Po dwóch tygodniach mieliśmy siebie dość.
- Okej, chodź. - Wstał i podał mi rękę, żebym się nie poślizgnęła. - Ile już się znacie? - zagadnął, gdy znajdowaliśmy się na piasku i zmierzaliśmy w stronę ulicy, na której stworzył się całkiem spory korek.
- Ja go znam dokładnie dwadzieścia cztery lata. - Uśmiechnęłam się. - Czyli całe życie. Nasze matki się przyjaźniły, urodził się David. Trzy lata później Harry. Oni się zaprzyjaźnili, potem urodziłam się ja i od razu coś nas połączyło. W ciągu tych lat jesteśmy sobie bliżsi niż ktokolwiek. Nawet niż on i David.
- Okej, zaczynam być zazdrosny. - Zaśmiał się. - Byliście kiedyś ze sobą? - brnął dalej.
- Serio pytasz? - uniosłam brwi. Nie byłam osobą, która lubiła opowiadać o swoich byłych związkach z obecnym chłopakiem. - Em... Spróbowaliśmy w liceum. Po dwóch tygodniach mieliśmy siebie dość.
- Serio? Po dwóch
tygodniach? Widząc wasze obecne relacje, nie uwierzyłbym.
- To było jak... Jakbym była w związku ze sobą. David mówi, że jestem jak Harry w spódnicy, albo on jak ja w spodniach. Czasami był ubaw, ale co pięć minut się kłóciliśmy. - Zaśmiałam się, przypominając sobie niektóre z naszych kłótni. Były o same błahostki.
Szliśmy powoli wzdłuż chodnika, a obok nas szedł fotograf, który nawet nie zadawał sobie trudu by się jakoś ukryć. Shannon powiedział coś do niego, a ten odszedł chociaż oboje wiedzieliśmy, że nawet od tyłu robi nam zdjęcia.
- Mogę zapytać, czy ze sobą spaliście? - zagadnął.
- Leto, za daleko trochę brniesz, nie uważasz? - Uśmiechnęłam się. - Ty opowiesz mi o swoich eks, ja opowiem ci o moich. - Mrugnęłam do niego.
- Więc wiem co będziemy dzisiaj robić. - Już wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- Ze zdjęciami. - Dodałam. A co, chciałam wiedzieć na czym stoję. Sophie miała dziwne przyzwyczajenie, do robienia zdjęć moim chłopakom, aby potem mi przypomnieć o nich, jakbym kiedyś się "stoczyła", albo straciła wiarę w siebie. Dziwne, ale czasami się przydawało.
- Nie mam zdjęć ich wszystkich. - Usprawiedliwiał się.
- Internet. Jeśli były z tobą publicznie, na pewno coś się znajdzie. - Wystawiłam mu język.
Pokręcił głową i ruchem ręki przywołał taksówkę.
- Stąd mam bliżej do domu. Za pół godziny u ciebie. - Dopowiedział i z góry zapłacił za taksówkę.
Już się bałam rezultatów tego idiotycznego pomysłu. Nasz ostatni dzień zostanie poświęcony naszym byłym.
- To było jak... Jakbym była w związku ze sobą. David mówi, że jestem jak Harry w spódnicy, albo on jak ja w spodniach. Czasami był ubaw, ale co pięć minut się kłóciliśmy. - Zaśmiałam się, przypominając sobie niektóre z naszych kłótni. Były o same błahostki.
Szliśmy powoli wzdłuż chodnika, a obok nas szedł fotograf, który nawet nie zadawał sobie trudu by się jakoś ukryć. Shannon powiedział coś do niego, a ten odszedł chociaż oboje wiedzieliśmy, że nawet od tyłu robi nam zdjęcia.
- Mogę zapytać, czy ze sobą spaliście? - zagadnął.
- Leto, za daleko trochę brniesz, nie uważasz? - Uśmiechnęłam się. - Ty opowiesz mi o swoich eks, ja opowiem ci o moich. - Mrugnęłam do niego.
- Więc wiem co będziemy dzisiaj robić. - Już wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- Ze zdjęciami. - Dodałam. A co, chciałam wiedzieć na czym stoję. Sophie miała dziwne przyzwyczajenie, do robienia zdjęć moim chłopakom, aby potem mi przypomnieć o nich, jakbym kiedyś się "stoczyła", albo straciła wiarę w siebie. Dziwne, ale czasami się przydawało.
- Nie mam zdjęć ich wszystkich. - Usprawiedliwiał się.
- Internet. Jeśli były z tobą publicznie, na pewno coś się znajdzie. - Wystawiłam mu język.
Pokręcił głową i ruchem ręki przywołał taksówkę.
- Stąd mam bliżej do domu. Za pół godziny u ciebie. - Dopowiedział i z góry zapłacił za taksówkę.
Już się bałam rezultatów tego idiotycznego pomysłu. Nasz ostatni dzień zostanie poświęcony naszym byłym.
***
Na chwilę musiałam zapomnieć o tym incydencie Sophie i Jareda. Później ją o to zapytam. Tymczasem zadzwoniłam do niej z prośbą, żeby przyszła i zabrała ze sobą zdjęcia. Zareagowała nadzwyczaj radośnie.
Weszłam do domu i rozejrzałam się za przyjacielem. Był w kuchni i opróżniał mi lodówkę.
- Harry! Jesteś, to dobrze. Słuchaj, to co widziałeś wcześniej... wiesz... Mnie i Shannona. Zapomnij o tym, albo nikomu nie mów. - Powiedziałam bez "owijania w bawełnę" i usiadłam naprzeciwko niego.
- Dlaczego? Nie jesteście razem? - zapytał w ustami pełnymi jedzenia.
- Jesteśmy, tylko nie chcemy, żeby ktokolwiek wiedział. Szczególnie Jared.
Powiedział coś, ale mogłam się tylko domyślać co, bo przez jedzenie zamieniło się to w jeden wielki bełkot. Poczekałam aż łaskawie to przełknie i wtedy poprawił swoją wypowiedź.
- Czyli dalej nie odpuścił? Jest zazdrosny, tak?
- Mniej więcej. Powiem ci, jak tylko będę gotowa, ale jak na razie musisz obiecać.
Wzruszył ramionami.
- Okej, obiecuję. - Znów wziął do ust potężny kęs kanapki i przez chwilę miałam wrażenie, że się tym udławi. A szkoda.
- Nie tak obiecać. - Uniosłam brwi.
- Och. Nie, zapomniałem całkiem. Muszę iść dzisiaj... tam, po ten... coś, co nie powinno cię interesować. - Zaczął się wykręcać.
- Nie! Nie ma mowy! Zostajesz i nie wymigasz się od tego!
- Dobra, byle szybko. - Oparł łokieć o stół małym palcem w moją stronę.
- Nie. Musi być świadek, pamiętasz? I to ma być wersja z dwutysięcznego ósmego roku. Zaraz przyjdzie Shannon i Sophie. Zobaczymy, kto pierwszy przyjdzie ten tutaj zostanie i dopilnuje.
Jęknął. Wiedziałam, że tego nie lubił robić, ale tylko tak mogłam mieć pewność, że dotrzyma słowa. Ustaliliśmy to w 1997 roku. Ja miałam wtedy dziesięć lat, a on dwanaście. Jeśli ktoś złamie obietnicę, co do tej pory się jeszcze nie zdarzyło, kara była losowana na karteczkach, które mają już czternaście lat. Już nawet nie pamiętałam co na nich napisaliśmy. Tak czy inaczej, trzeba przestrzegać słowa, nawet jeśli to oznaczało ciągłe kłamanie.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, a w progu stanął Shann. Uśmiechnęłam się do Harrego, ponieważ to nawet lepiej dla niego. Sophie zawsze nam dokuczała z tego powodu. Ja to bym przeżyła, ale Harry za kolejnym razem by ją zabił. Jestem tego pewna.
- Nie możemy zadzwonić do Davida? On zawsze był świadkiem! - zaczął marudzić.
- I co z tego? David nie wie i ma tak pozostać. - Gestem zaprosiłam Shannona do środka i powiedziałam, żeby poszedł do kuchni.
Stał z boku, a ja i Harry stanęliśmy na przeciwko siebie, a między nami był stół.
- Po prostu się przyglądaj. - Powiedziałam do Leto.
Shannon.
Oparli łokcie o stół jakby mieli się siłować. Na początku nawet myślałem, że będą to robić, ale potem spletli ze sobą swoje małe palce u rąk. Serio? Przysięga na mały palec? Stłumiłem śmiech, co zauważył Harry.
- Myślisz, że to śmieszne? Ale to nie ty później musisz każdego okłamywać. Nie lubię tego. Aly, czy to konieczne? - marudził. Ruda odparła stanowcze "tak" i zaczęła:
- Harry Watherfeld, czy zobowiązujesz się dotrzymać obietnicy, nie wydania nikomu mnie i Shannona, bez mojej zgody? - zachowała poważny ton.
- Proszę, nie chcę tego robić. - Nagle podskoczył. Zauważyłem, że kopnęła go pod stołem. - Tak, zobowiązuję się dotrzymać obietnicy. - Cały czas utrzymywali kontakt wzrokowy.
- No? Dalej. Zapomniałeś? - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Doskonale pamiętam. Zgodnie z ustawą z 2008 roku, tak? - przegryzł wargę czekając na odpowiedź. To brzmiało tak oficjalnie... Alyson kiwnęła głową, a on westchnął. - Na zawsze i zawsze. - Wyznał już mniej spiętym tonem, co brzmiało szczerze. Po kilku sekundach rozpletli palce.
- Co dziś robicie? - zapytał. Spojrzeliśmy na siebie z Alyson, chciałem w ten sposób jakoś pewność, że mogę mu powiedzieć.
- Rozmawiamy i przedstawiamy swoich byłych partnerów. - Odpowiedziała za mnie. - Ale poczekamy na Sophie, ona ma zdjęcia. - Zwróciła się do mnie. - Myślałam, że musisz "iść tam po ten coś, co nie powinno mnie interesować". - Znów spojrzała na chłopaka.
- No cóż... Kłamałem? - wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Naprawdę nie wierzę, że byli razem tylko dwa tygodnie.
Usiadłem obok "mojej dziewczyny" - czy mówiłem już, że to dziwnie brzmi? - i zabrałem jej moje okulary, które wciąż miała na głowie i prawdopodobnie o nich zapomniała.
- Ej! Lubię je, oddaj. - Poprosiła, a raczej rozkazała. Wydęła dolną wargę.
- Nie, bo ty mi ich później nie oddasz. - Spojrzałem w jej niebieskie oczy. - A ja też je lubię. - Dodałem. Spojrzała na mnie błagalnie i pocałowała mnie delikatnie. Westchnąłem i oddałem jej przyciemniane szkła.
Uśmiechnęła się z triumfem, chociaż nie wiem po co jej były okulary przeciwsłoneczne w domu.
- Dobra, o co chodzi z tym waszym... paktem? - zapytałem.
Wytłumaczyła mi wszystko, nawet te ostatnie słowa.
- "Na zawsze i zawsze" ustaliliśmy jak wyszła płyta Bullet For My Valentine. Znasz kawałek Forever And Always? - kiwnąłem głową. Wolałem wersję akustyczną, chociaż nawet oryginał, jak na Bulletów, był inny od pozostałych piosenek. - To właśnie to. Wcześniej zmienialiśmy to kilka razy. Pamiętam wcześniej były piosenki Bon Jovi i Slasha i jeszcze jakieś. A jak nam coś już się nudziło, to po prostu to zmienialiśmy.
Po pomieszczeniu rozległ się dzwonek, Lyss już wstawała, żeby otworzyć, ale przed naszymi twarzami już znajdowała się Sophie. Nie zamierzałem drążyć tematu mojego brata, szczerze nawet mnie to nie obchodziło, mógł się pieprzyć z kim chciał, byle nie z Alyson.
- Po co miałaś się kłopotać i wstawać do drzwi? Dzwonek to tylko sygnał ostrzegawczy, że wchodzę. Dobra, to kto pierwszy? - położyła na stole teczkę, ale jej nie otworzyła.
- Ty. - Powiedziała Alyson do mnie.
- Co? Nie, ty.
- Ty!
- Ty, damy mają pierwszeństwo. - Wymigałem się. Usłyszałem cichy chichot Harrego.
- Ona? Dama? Jak nie ma nikogo z zewnątrz w pobliżu, klnie jak szewc. Auć! Przestań mnie kopać, bo ci oddam! - krzyknął.
- Przestanę, jak się wreszcie zamkniesz. Zresztą i tak byś mnie nie uderzył...
- Dobra! Koniec! - Sophie klasnęła w dłonie, aby ich uciszyć. - Shannon zaczynaj.
Westchnąłem. Chciałem, żeby wiedziała, ale... Sam nie wiedziałem jakie było "ale", jednak wiedziałem, że było. Nie miałem pojęcia jak zacząć.
- Chwila, ty miałaś zacząć. - Zauważyłem i uśmiechnąłem się.
Wywróciła oczami, a Sophie otworzyła teczkę.
- Proponuję robić to na zamian. Raz ona, raz ty. Chronologicznie, malejąco, czy rosnąco? - zapytała brunetka.
- Wszystko jedno. - Odpowiedziała Alyson.
- Więc rosnąco. Od najgorszego do najlepszego. Więc wydaje mi się, że najgorszy był Harry, chociaż według mnie to nawet nie był związek, bo trwał tylko dwa tygodnie i nawet nie przypieczętowali tego seksem...
- Chwila. Rosnąco według ciebie? - Przerwał jej Harry. Przynajmniej dowiedziałem się, że ze sobą nie spali.
- Tak. Zgaduję, że Alyson, jako iż była z tobą, nie jest w stanie określić kto jest leszy, a kto gorszy, prawda? - zwróciła się do Rudej.
- Ee, chyba. Ale Harry nie był najgorszy. - Usprawiedliwiła go.
- Mniejsza z tym. To nawet nie był związek. Teraz ty. - Oddała mi głos.
Zastanawiałem się, która to była ta najlepsza. Ale przecież mieliśmy zacząć od tych gorszych, tak?
- Agnes. - Pokazałem im zdjęcie. - Wykorzystała mnie, ale powiem o tym Lyss na osobności jeśli by chciała.
- Zawód? Zainteresowania? Dlaczego zerwaliście? Ile ze sobą byliście? - dopytywała się Sophie. Wydaję mi się, że ją bardziej to interesowało niż Alyson. - I "Lyss"? Tak na nią mówisz? - uniosła brwi.
- Ty... Wy nie powiedziałyście dlaczego. - Alyson otworzyła usta, ale przyjaciółka nie dała jej dojść do słowa.
- Czy to nie oczywiste? Spójrz tylko na niego. - Parsknęła.
- Ej! Ty lepiej spójrz na siebie. Nie zapominaj, że nie masz chłopaka.- Między nimi było widać, że nie jest najlepiej.
- Bo nie szukam! - A Jared?
Westchnąłem.
- Pseudo aktorka i modelka. Lubiła konie. Jak powiedziałem wykorzystała mnie, trwało to miesiąc, albo dwa. I tak, mówię na Alyson, Lyss. Przeszkadza ci to? - Wyrecytowałem w kolejności.
- Okej. To my wychodzimy ze strefy gorszych, bo później było już tylko lepiej. - Sophie uśmiechnęła się złośliwie do Harrego. - Jak myślisz, kto później? - zapytała się Aly.
Szepnęły coś do siebie, Sophie odszukała zdjęcie i przysunęła je do mnie.
- Josh. Robił pizzę w jakiejś knajpie, nie pamiętam jak się nazywała. Jak można się domyślić, lubił gotować. Byliśmy razem trzy tygodnie, ale więcej czasu przeznaczał pracy i programom kulinarnym niż mi, więc to zakończyłam. - Tym razem Alyson wypowiedziała się za siebie.
Przyjrzałem się fotografii. Był na nim brunet z lekkim zarostem, pieprzykiem pod prawym okiem, bez koszulki. Miał wyrzeźbiony brzuch i nie byłem pewien, ale chyba miał dołeczki w policzkach. Na oko miał jakieś dwadzieścia jeden lat.
Moja kolej. Amanda, jedna z niewielu brunetek. Była aktorka; lubiła fotografię; Trzy dni i zerwałem, bo mnie niesamowicie irytowała.
Lyss - Rich, kolejny wyrzeźbiony. Brunet, lekki zarost, rękaw z tatuaży, ładny uśmiech. Zaczynałem być zazdrosny, serio. Lubił jeździć na motorze, studiował fotografię. Byli razem rok.
- Denerwował mnie! Palił, okej. Wiem, Shanny, że ty też palisz, ale to jest okej. Poprosiłam go tylko, żeby nie robił tego przy mnie, bo mnie to drażni. Powiedział, że okej, ale wciąż to robił. I jeśli nie chcesz skończyć jak on, nie pal przy mnie papierosów. - Ostrzegła mnie. Nic jej nie mówiłem, że palę. - Tak Shanny. Może to maskujesz, ale to wciąż czuć. - Dodała.
Ja - Audrina. Znana z reality show MTV, ale nie pamiętam nazwy. Raz blondynka, raz brunetka. Byliśmy razem tydzień, po czym zerwaliśmy bez konkretnego powodu. Może dlatego, że nic do siebie nie czuliśmy. Nawet nie wiem czym się interesowała.
Lyss - Następny przypominał trochę Eda Westwicka. Tego z Plotkary, którą oglądałem, ponieważ Jared miał jakieś załamanie wieku średniego. Na zdjęciu był w marynarce, pod spodem biała koszula i czarny krawat. Brunet bez zarostu. Przynajmniej na tym zdjęciu go nie było. Jak tego słuchałem to pomyślałem, że był idealny. Jeden z ulubieńców Sophie i Harrego. Lubił czytać książki, pracował tylko latem w jakimś barze nad jeziorem, ale byli razem tylko dwa tygodnie. I to on zerwał.
Ja - Alana. Niemiecka modelka i aktorka. Blodynka, całkiem ładna. Była ode mnie wyższa, co mi nie pasowało, ale nie była zła. Dopóki nie przespała się z Jaredem, a potem obu nam powiedziała, że jest lesbijką. Urocze. Więc to były właśnie powody dlaczego zerwaliśmy. A interesowała się bardziej modelingiem niż aktorstwem.
Lyss - Ryan. Sophie nazwała go Cudowna Szóstka, nie mam pojęcia co to mogło oznaczać. Dla odmiany - blondyn. Był wschodzącym aktorem. Zerwali, bo wyjechał i się nie pożegnał. Również mnie ostrzegła, że mam tego nie robić.
Ja - Lily. I była to już ostatnia poważniejsza kobieta. Chodziliśmy cztery lata i było to w liceum. Najlepsza jak dotąd. Oprócz Alyson, oczywiście. Miała brązowe włosy, zielone oczy i to przez nią zainteresowałem się fotografią. Później pojechała na studia i nigdy więcej jej nie widziałem.
- U mnie, to wszystko. Zdarzały się przygody na jedną noc, ale nie mam zamiaru ci o tym opowiadać. Bo uwierz, że nie warto. - Powiedziałem.
- Ja mam jeszcze dwóch, będę się streszczać. Brody. Dwa lata razem, potem się pokłóciliśmy o coś, nawet nie wiem o co. - Zerknąłem na zdjęcie. Mężczyzna siedział w samochodzie z jedna ręką na kierownicy, a druga zwisała. Patrzył w stronę aparatu zielonymi oczami. Brunet z zarostem, ponownie.
- I Nick. Dwa lata temu zaręczyliśmy się. - Przerwała i opuściła głowę.
- Dlaczego, więc nie jesteście razem?
- Zawsze jak o nim mówi, to ryczy. Powiem za nią. Raz razem byli, raz nie, potem znowu tak, później nie, a za trzecim razem oświadczył jej się. Potem miał wypadek, wyleczyli go, ale przypadkiem się dowiedzieli, że ma raka. Chcieli przyśpieszyć ślub, ale miesiąc przed, on umarł. Od tamtego czasu miała tylko ciebie. I przepraszam, ale mam tylko takie zdjęcie. - Wysunęła je w moją stronę. Były to cztery zdjęcia z budki fotograficznej. O dziwo, kiedy spojrzałem na zdjęcie z pocałunkiem, uśmiechnąłem się. Nick miał brązowe włosy i zarost. Twarz była trochę okrągła. Nie był gruby, po prostu taka była. Na następnym zabrała mu kapelusz; na kolejnym przytulił ją od tyłu i pocałował w szyję; na ostatnim Lyss była w trakcie uderzenia się otwartą dłonią w czoło, a chłopak uformował usta w dziubek, na nosie miał przeciwsłoneczne okulary, a rękę miał ułożoną na klatce piersiowej tak, jakby miał z siebie zedrzeć koszulkę. Widać że byli zakochani.
Uniosłem spojrzenie ku górze, a Alyson patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co? - zapytałem i oddałem jej zdjęcie.
- Uśmiechasz się. - Zauważyła.
Rzeczywiście. Uśmiechałem się i nawet o tym nie wiedziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz