Statystyka

8.06.2012

o. Chapter 28 - Słowo "skarbie" ma oznaczać "i tak ci za to nie zapłacę"?

Patrzyłam znudzona jak David i Annie wynoszą średniej wielkości kartony. Nareszcie się wyprowadza. Znaczy on, bo ona nigdy w zasadzie tutaj nie mieszkała. Nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko, szczególnie, że jeszcze wczoraj pytałam się ich co do tego.
- Może byś pomogła? - zapytał Dave, kiedy schylał się po kolejny karton, a ja opierałam się ramieniem o ścianę.
Pokręciłam przecząco głową i ziewnęłam.
- Jesteś moim bratem. Z jakiej racji miałabym ci pomagać? - Wywrócił oczami i wyszedł zapakować swoje rzeczy do auta. Zerknęłam na zegarek za sobą. Berlin, a Los Angeles... Sześć godzin do przodu... O Boże, Shannon. Poważnie namieszałeś mi w głowie... pomyślałam.
Potrząsnęłam nią, aby powrócić do rzeczywistości. Gdy David uwinął się ze wszystkimi kartonami, wsiadł do auta i machnął mi ręką na pożegnanie. Kiedy odjechał szybko weszłam do domu i usiadłam przy laptopie w salonie. Włączyłam Skype'a i przeleciałam wzrokiem listę dostępnych. Ha! Jest! Prawie krzyknęłam i zadzwoniłam do niego. Po niecałych dwóch sygnałach odebrał.
- Hej Lyss - dziwnie zaakcentował drugi wyraz, na co się uśmiechnęłam.
- Hej Shanny... - powiedziałam nieśmiało. Będę musiała się przyzwyczaić do tych naszych zdrobnień. Przyjrzałam mu się i... Mój Boże, czy on jest bez koszulki? Czy on chce mnie doprowadzić o zawał serca? Zachowywałam się jak nastolatka. No cóż... Bywa.
- Jak ci minął dzień? - zaczęłam.
- No wiesz... Świeżo po koncercie, brałem prysznic... Jestem zmęczony ogółem. Ale da się przeżyć - uśmiechnął się lekko.
- To dlaczego nie pójdziesz spać? - nie rozumiałam czasem tego człowieka. Skoro był zmęczony to dlaczego się nie położył? Przecież to proste...
- No wiesz? Jakbym mógł bez rozmowy z tobą - spojrzał na mnie żartobliwie spod byka. Wywróciłam oczami. Ten zawsze to samo. - Dobrze wiesz, że nie mógłbym zasnąć, nie wiedząc, że z tobą wszystko w porządku.
- Jasne. - Wystawiłam mu język.
- Wiesz, że zapisałem sobie na kartce... - schylił się, aby chwycić pożądaną rzecz ze stolika. - Wszystkie miasta na świecie i różnice czasu. Właściwie wydrukowałem, bo nie chciało mi się tego wszystkiego przepisywać. - Przyznał się. - U ciebie jest... Nie mów mi, zgadnę. - Zamyślił się i obliczał coś w pamięci. - Około siedemnastej godziny.
- Pięć po - poprawiłam go.
- Oj tam. U mnie dwudziesta trzecia... - jakby zawiedziony tym faktem, smutno pokiwał głową.
Odwrócił się spoglądając na drzwi, przez które wchodził Tomo z jakąś blondynką.
- Patrz kogo spotka... Matko, a ty znowu z nią gadasz? Nosz ile można... - zdziwiony gitarzysta zdjął z siebie czarną, skórzaną kurtkę. Blondyna zrobiła to samo ze swoją.
Shannon jak osłupiały wgapiał się w kobietę. Po chwili odwrócił się do mnie.
- Wiesz co... Muszę chyba kończyć. Zgadamy się później, nie? - powiedział zmieszany.
- Jasne. Pa. - Pożegnałam się krótko i rozłączyłam się. Coś mi w tej dziewczynie nie pasowało. Po prostu, kiedy zobaczyłam jak Shann na nią patrzy coś mnie ukuło w sercu. Znaczy... Nie patrzył się z jakąś miłością czy coś, chociaż tego nie mogłam stwierdzić na sto procent, gdyż był ode mnie odwrócony, ale widziałam jego profil. Tylko jakoś tak... Spoglądał na nią jakby, zobaczył ją pierwszy raz od jakiegoś dłuższego czasu.
Jestem chora. Chora psychicznie, chora na miłość. To było okropne. Gdy tylko widziałam go z jakąś dziewczyną, stawałam się zazdrosna. Ale on nie był przecież mój. A chciałabym, żeby był. Mój. Tylko mój. Nikogo innego. Mój...
Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Leniwie wstałam z kanapy i otworzyłam je.
- Nigdzie nie idę - powiedziałam, gdy w nich zobaczyłam Sophie. Była ubrana w czarną sukienkę, która sięgała jej do połowy ud. Od pasa w górę wręcz przylegała do ciała, a w dół była nieco luźniejsza. Na plecach były jakby wstążki, które łączyły ze sobą lewą stronę sukienki z prawą.
- Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam! Ale genialna Sophie pomyślała o tym i wcześniej przyszła. - Mówiła o sobie w trzeciej osobie i sprawiła sobie tym komplement. - Już na górę! Pogrzebiemy trochę w twojej szafie...
- Soph, nie mam ochoty, naprawdę. - Zaczęłam marudzić.
- Alyson! Przynajmniej na dwie godziny. Powiedziałam, że jeśli się nie zgodzisz, wyniosę cię na rękach i uwierz, że jeśli będę musiała to, to zrobię. A teraz pozwól, abym trochę ci pobuszowała w ubraniach - wskazała ręką drzwi mojego pokoju. Ciężko westchnęłam i weszłam na górę, tuż za przyjaciółką.

Shannon.

Pociągnąłem Tomo za ramię "na stronę".
- Po cholerę ją tutaj przyprowadziłeś? - wyszeptałem, kiedy ta usiadła wygodnie na brzegu łóżka i zaczęła rozglądać się po skromnym pokoju.
- Wyluzuj. Spotkałem ją w kawiarni, pogadaliśmy i jakoś tak... Sama się wprosiła - głupio się usprawiedliwił. - Pytała o ciebie. Ponoć rozstaliście się w przyjaźni, więc pomyślałem, że to nie będzie taki zły pomysł. - Boże. On nie wiedział o niczym.
- Ty już lepiej nie myśl, nie wychodzi ci to za dobrze. - Niemal warknąłem na niego. Cholera. Tylko jej mi tutaj do szczęścia brakowało.
- Dobra, po prostu powiedz, że idziesz spać czy coś... Ja się nie mieszam - poddał się i uniósł ręce. Chwycił klamkę drzwi, jednak powstrzymałem go przed wyjściem.
- Chyba nie chcesz mnie tutaj z nią zostawić?
- Tak, właśnie chcę tak zrobić - tępo pokiwał głową.
- Przyprowadziłeś ją tutaj, to teraz się jej pozbądź... - A ona na pewno tego nie słyszy...
Chorwat głupio się uśmiechnął i wyszedł. Palant.
- Agneeees. Co cię sprowadza w moje progi? - odwróciłem się do niej i podszedłem nieco bliżej. Tylko odrobinę, chciałem utrzymać odpowiednią odległość. Ale jednak nie udało mi się to. Blondynka wstała i podeszła bliżej.
- Ty oczywiście, głuptasie - zachichotała i przejechała palcem po moim nagim ramieniu. - Długo się nie widzieliśmy. - Odległość między naszymi twarzami bardzo się zmniejszyła.
Postanowiłem jednak, że zostanę nieugięty. Z kamienną twarzą przyglądałem jej się.
- Jest dosyć późno, a miałem nadzieję się wyspać... - zacząłem mącić, nie traciłem jednak pewności siebie.
- Wiesz... Rzeczywiście jest późno. Połowa ludzi w hotelu śpi, więc i my możemy... - gdy to mówiła, prawie muskała swoimi wargami moje. Myślałem, że za chwilę rzuci się na mnie, ale się pomyliłem. Kilka sekund... Nie, odwołuję. Chciała się wpoić w moje usta, jednak w porę się odsunąłem. Gdy chciała swoimi rękoma przysunąć moją twarz do swojej, złapałem ją za nadgarstki. Nie wiem czemu, ale zawsze tak na mnie działała. Chwila podniecenia, potem złość. Złość za to co zrobiła kilka miesięcy temu. Po prostu straciłem do niej szacunek.
- No, daj spokój Shannimal. - Uśmiechnęła się bezbronnie. - Nie mów, że nie tęskniłeś.
- Nie tęskniłem, uwierz. - Prawie parsknąłem śmiechem.
- Myślałam, że mnie kochasz... kochałeś. - Poprawiła się, a ja puściłem jej ręce. Zaczęła chodzić po pokoju i oglądała każdy przedmiot. Ja tylko patrzyłem się co robiła, ale stałem w miejscu.
- Nie kocham cię, nigdy nie kochałem i nie pokocham. - Powiedziałem zgodnie z prawdą przez zaciśnięte zęby. Moje serce należało teraz tylko i wyłącznie do Alyson - co brzmiało nieco banalnie. Zresztą dlaczego tak myślała? Byliśmy ze sobą trochę, ale to wszystko. Byłem pewien na sto procent, że nigdy nie wyznawałem jej miłości. Usiadła na krześle przy laptopie i zaczęła przeglądać zdjęcia, które właśnie zgrywałem z aparatu. Idiota! Nie wyciągnąłem karty!
- Uprzejmie cię proszę, abyś opuściła to pomieszczenie. - Powiedziałem cicho, ale spokojnie.
- To przez nią, tak? Proszę, proszę. Shannon Leto się zakochał. - Zadrwiła.
- Agnes, wyjdź.
- Jaki jest twój problem? Przyszłam porozmawiać, a ty na mnie naskakujesz. - Wywróciła oczami.
- Porozmawiać? Chciałaś rozmawiać? Uprawiając ze mną seks? Błagam, Agnes nie bądź żałosna.
- Daj spokój. Chciałam się zabawić, zawsze działało. Serio, ona ci się podoba? - uśmiechnęła się szyderczo. - Stać cię na coś lepszego Shann. - Wstała i poklepała mnie po ramieniu. Myślałem, że powędruje do drzwi. No cóż, nadzieja matką głupich. Podjęła drugą próbę pocałowania mnie, co się jej udało.
- Wyjdź. - Odepchnąłem ją. Tego było za wiele. Co ona sobie myślała?
- Ta Ruda nie zasługuje na ciebie, Leto. Co to w ogóle za włosy? Sięgnąłeś chyba najniższej półki...
- Zamknij się, Fischer. Wyjdź - wskazałem jej drzwi. Jeszcze chwila i by nie było tak miło.
Wzięła swoją kurtkę i wyszła posyłając mi wściekłe spojrzenie. Pewnie myślała, że ta noc potoczy się inaczej. Zwykle jej ulegałem, ale nie dzisiaj. Nie od kiedy poznałem Alyson.

Alyson.

- Nie wierzę, że dałam ci się wyciągnąć...
- Znowu marudzisz. Ty najlepiej byś tylko w tym domu siedziała. - Weszłyśmy do pomieszczenia, a ja skrzywiłam się pod wpływem mocnego basu. Po chwili przywykłam i usiadłam przy barze, kiedy Sophie powędrowała w swoją stronę.
- Kogo jak kogo, ale ciebie ostatniej bym się tutaj spodziewał. - Podszedł do mnie Harry i oparł się łokciami o blat, przy którym i tak było już dużo ludzi.
- Uwierz, że ja też. Jestem tutaj tylko z powodu Sophie. Miała się "zaprzyjaźnić" z którymś z tego całego zespołu...
- Już się chyba zaprzyjaźniła. - Ruchem brwi wskazał, abym się odwróciła. Tak zrobiłam i zauważyłam brunetkę, całującą się z gitarzystą (wywnioskowałam po zawieszonym na ramieniu instrumencie).
- O Boże... - ukryłam twarz w dłoniach. I po co ja jej byłam tutaj potrzebna?
- Dobrze wiesz, że ona jest łatwa. - Parsknął śmiechem.
- Ej, nie mów tak. To moja przyjaciółka - broniłam jej.
- Po prostu przyznaj mi rację, bo wiesz, że ją mam.
Niechętnie pokiwałam głową. Przeprosił i podszedł do klienta.
Zaczęłam się wsłuchiwać w piosenkę, która na obecną chwilę leciała z głośników.
No nie. Błagam.
Spojrzałam na Harrego, a on podając alkohol facetowi zerknął na mnie i uśmiechnął się złośliwie.
- Czy ty próbujesz mnie dobić? - zapytałam, gdy ten do mnie podszedł.
- Nie ja układałem playlistę. - Bezradnie uniósł ręce. - Zresztą myślałem, że ich nie słuchasz? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Ten denerwujący głos Jareda zawsze rozpoznam. - Tak, w tle leciała ich piosenka. - Przecież ona w ogóle nie nadaje się do tańczenia. - Skomentowałam, zgodnie z prawdą.
- Closer To The Edge? Tak, w ogóle. Miej pretensje do Davida. W zasadzie to chyba jednak chciał cię dobić. - Z uśmiechem na twarzy oznajmił. - Ale ludzie czekają na zespół, więc ja im tańczyć teraz nie karzę.
Nie bawiłam się zbyt dobrze, w przeciwieństwie do Sophie. Tańczyła, piła i całowała się. Całkiem zapomniała o otaczającym ją świecie. O swojej przyjaciółce, którą przyprowadziła tutaj niemal siłą - w tym przypadku mnie. Wstałam, aby poinformować ją o tym, że idę.
- Zwariowałaś? - tak właśnie zareagowała. - Chodź, przedstawię cię komuś. - Pociągnęła mnie za rękę. - To jest Trevor. - Uśmiechnęła się szeroko. Trevor był to wysoki, chudy blondyn o zielonych oczach. W uszach miał średniej wielkości tunele, a rękę całą wytatuowaną. Podał mi ją, a ja ją uścisnęłam, mimo iż chwilę się zawahałam.
- Alyson - wymamrotałam i odciągnęłam na bok przyjaciółkę. - Żartujesz sobie?
- Dobra - westchnęła ciężko - jeśli chcesz to przedstawię cię perkusiście, skoro tak cię do nich ciągnie. - Wywróciła oczami.
- Przestań. Wiesz, że nie chodzi mi o perkusistów, gitarzystów i jakiekolwiek inne gwiazdy. Chcę stąd po prostu wyjść.
- Właśnie, że chodzi o perkusistów, gitarzystów i jakiekolwiek inne gwiazdy. - Zacytowała moje poprzednie słowa. - A konkretnie to o trzech lub jednego. Zanim ich, albo jego, poznałaś byłaś inna.
- Więc teraz to chodzi o mnie? - założyłam ręce na piersi.
- Nie. Po prostu... Rozerwij się! Myślałam, że jak wyjadą to będzie tak samo jak wcześniej. Myliłam się...
- "Tak samo jak wcześniej"? Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.
- No wiesz... Spędzałyśmy ze sobą o wiele więcej czasu, podrywałyśmy razem facetów. A teraz... jesteś jakaś...
- Zakochana, Sophie. - Dokończyłam zdanie za nią. Odwróciłam się na pięcie i zmierzałam do wyjścia, kiedy dotarły do mnie pierwsze dźwięki piosenki Maroon 5 - Misery*. Uśmiechnęłam się delikatnie i zmieniłam kierunek.
- To podłe - stwierdziłam i usiadłam na swoim poprzednim miejscu przy barze. Harry i ja wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
- Girl you really got me bad, you really got me bad...- wymruczał z nadzieją iż go nie słyszę.
- I’m gonna get you back, I’m gonna get you back - dokończyłam - Mógłbyś mi nalać wody z cytryną, skarbie? - słodko się uśmiechnęłam do przyjaciela.
- Słowo "skarbie" ma oznaczać "i tak ci za to nie zapłacę"? - przymrużył oczy, a ja potwierdziłam kiwnięciem. Pokręcił głową z dezaprobatą i wykonał to o co prosiłam, po czym odszedł do kogoś innego. Obok mnie usiadł Trevor, a ja westchnęłam głośno. Upiłam łyk wody i unikałam jego spojrzenia, udając, że go nie ma.
- Jak leci? - zagadał po jakimś czasie. Odwróciłam się na krześle, plecami do blatu i oparłam o niego łokciami.

Harry.

Podałem klientom upragniony napój i zerknąłem na przyjaciółkę. Widać było, że nie jest zachwycona rozmową z tym osobnikiem. Z czystej złośliwości im nie przerwałem.
Blondyn uważnie ją obserwował, podczas gdy obiema rękoma robił coś na blacie. Podejrzany typ.
Ruda upiła łyk wody, wyraźnie unikając z nim rozmowy.
***

Po występie zespołu, usiadła z nim na kanapie, gdzie ten zaczął ją całować po szyi.
Niemrawo się uśmiechnąłem. Wreszcie zaczęła się bawić. Zabrałem z jej miejsca pustą szklankę i umyłem ją. Gdy się odwróciłem Alyson zaczęła protestować, kiedy ten próbował zdjąć z niej ramiączko. Wiedziałem, że powinienem coś zrobić, ale nie miałem pewności, że to nie zazdrość dawała po sobie znać. Co prawda nic do niej nie czułem. Kochałem ją raczej jak siostrę.
Ruda próbowała go od siebie odepchnąć, kiedy blondyn chciał wepchnąć jej swój język do ust. Wyraźnie było widać, że dziewczyna nie ma za dużo siły i nie panuje nad swoimi ruchami.
Rzuciłem szmatkę i wyszedłem zza blatu. Nie byłem pewien czy dobrze robię, dopóki ona nie spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Hej, co jest... - przyjrzałem jej się. Była jakby zaspana, nie mogła nic zrobić. - Co jej dosypałeś do wody?! - ukucnąłem przy ledwo przytomnej kobiecie.
- Stary, nic jej nie dosypałem. Po prostu za dużo wypiła...
- Ona nie pije! Sophie do cholery! Ty nie widzisz co tutaj się dzieje? - byłem na nią wściekły. Była zbyt zajęta swoim facetem, aby dostrzec jak jej przyjaciółka zostaje praktycznie zaćpana, bez wiedzy.
- Nie twoja sprawa, koleś. - Od blondyna aż waliło alkoholem. Wstał, a głowa rudej bezwładnie opadła na bok. Sophie tylko się przyglądała przerażona. Był wysoki, jednak o kilka centymetrów go przewyższałem.
- Owszem, moja. Zabieram ją, Soph. Jesteś beznadziejną przyjaciółką.
Poczułem pchnięcie. Boże, człowiek już kompletnie nad sobą nie panował.
Uderzyłem go pięścią, a on się zachwiał. Chciał kontynuować jednak starczyło odepchnięcie aby opadł na kanapę, na której chwilę wcześniej siedział.
- Boże, Harry nie wiedziałam... - zaczęła panikować brunetka.
Uniosłem przyjaciółkę, zawiesiłem jej ramię na mojej szyi i podszedłem do Luke'a. Siedział przy stoliku ze znajomymi ciesząc się dniem wolnym.
- Potrzebuję pomocy, Luke. Mógłbyś mnie zastąpić? Zapłacę - spojrzałem na niego błagalnie.
- Ale mam dzisiaj wolne...
- Proszę. Widzisz jaka jest sytuacja...
- Okej. - Wstał i przeprosił przyjaciół.
Ostrożnie poprowadziłem Alyson do wyjścia i już myślałem, że się udało. Wiedziałem, że poszło za łatwo.
- Ty, co ty robisz z moją panną? - zaczepił mnie blondyn. Z ust prawie leciała mu piana.
- Nie twoją. - Skwitowałem i wyszedłem z baru, kiedy ten ponownie mnie pchnął.
"Wręczyłem" Rudą, sparaliżowanej Sophie i kilkakrotnie uderzyłem w chudego blondyna pięścią w twarz. Popchnąłem go na ścianę i przedramieniem przywarłem go do niej.
- Chcesz siedzieć za posiadanie narkotyków i próbę gwałtu? Nie? - przestraszony pokręcił głową - To lepiej uciekaj. - Puściłem go i odprowadziłem wzrokiem jego biegnącą sylwetkę.
Bezwładne ciało Kelleher wziąłem na ręce i poprowadziłem ku domu.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytała desperacko Sophie, która szybkim tempem za mną szła.
- Tak, idź sobie. - Odparłem krótko i poczułem jak na moich plecach poszkodowana zaciska się pięść. Kątem oka zobaczyłem jak Sophie bezradnie staje na środku chodnika. Zadowolony z siebie, że udało mi się ją zbyć spojrzałem na Aly.
Powoli otworzyła oczy, ale byłem pewien, iż nie kontaktowała. Kompletnie odleciała; byłą na haju. Dobrze, że do domu krótka droga.
Po kilku minutach, kiedy ręce już mi prawie odpadały, postawiłem ją na nogach. O dziwo stała na nich o własnych siłach, lecz podpierała się jedną ręką o ścianę. Z kieszeni wyjąłem klucze i otworzyłem drzwi. Alyson chwyciła mnie za rękę, co mnie nieco zdziwiło. Zaprowadziłem ją wgłąb mieszkania.
- Mogę iść, Harry - uśmiechnęła się uwodzicielsko i zawiesiła ręce wokół mojej szyi.
- To dobrze, jednak nie jestem pewien, czy wejdziesz po sch...
Poczułem jej wargi na swoich, potem jak delikatnie rozchyla je językiem. Aby mnie rozdrażnić przejechała nim po moim podniebieniu. Ująłem jej twarz w dłonie, najpierw aby ponieść się przyjemności, ale później żeby ją przerwać.
- Jesteś naćpana - nerwowo się zaśmiałem.
- Tak, to prawda. - Chciała ponowić poprzednią czynność, lecz jej na to nie pozwoliłem.
Lekkim pchnięciem poprowadziłem ją w stronę schodów.
- Dobra, to chyba nie był dobry pomysł... - powiedziałem, widząc jak Ruda sobie z nimi nie radzi.
Zerknąłem w stronę (już) mojego pokoju. - Chodź - delikatnie ją poprowadziłem do niego.
- Ale pocałujesz mnie? - przegryzła wargę.
Parsknąłem i nie będąc pewnym co mam zrobić spojrzałem na okno.
- Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się nie całują. No i nie masz pojęcia co robisz. Więc nie. Nie pocałuję cię, tylko odprowadzę do sypialni - oznajmiłem, a jej wyraz twarzy posmutniał.
Wyglądała jak małe dziecko. Uśmiechnąłem się, a ona uległa. Kiedy tylko weszła do pokoju rzuciła się na łóżko.
- Dobranoc - szepnąłem stojąc przy drzwiach.
- Zostań ze mną - teraz naprawdę jakby cofnęła się w rozwoju. Zaczęła marudzić nieco piskliwym głosem. Westchnąłem i położyłem się obok niej.
Odruchowo się do mnie przytuliła. W zasadzie zawsze kiedy spaliśmy razem, byliśmy do siebie przytuleni.
- Kocham cię, wiesz? - wyznała, a moje mięśnie się napięły. Błagam, tylko nie to. - Jak brata - dodała resztkami sił, gdy ja odetchnąłem z ulgą.
- Ja ciebie też. - Szepnąłem delikatnie się uśmiechając, ale nie miałem pojęcia czy to słyszy. Jutro i tak prawdopodobnie nie będzie pamiętać.

*Nawiązanie do rozdziału 2. Niektórzy może pamiętają - ulubiona piosenka Harrego i Alyson.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz