Statystyka

8.06.2012

o. Chapter 26 - Oooj, nie pośpisz sobie spokojnie w nocy.

Pełna euforii usiadłam na brzegu łóżka. Jeszcze raz przeanalizowałam to co się stało.
Boże. Całowałam się z Shannonem Leto.
Serce wciąż biło mi dwa razy szybciej, nie potrafiłam go uspokoić. Leniwie wstałam i przeczesałam palcami włosy. Rozejrzałam się po pokoju i podeszłam do szafki. Wyjęłam z niej koszulkę Shanna, (która wciąż nim pachniała) i jakieś spodenki, po czym poszłam pod prysznic.
Zimne krople ogarnęły moje ciało, na którym teraz pojawiła się gęsia skórka. Właśnie tego potrzebowałam. Orzeźwienia. Od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że występuję w jakiejś telenoweli.

Shannon.

- A ty co się tak szczerzysz? - zapytał zdziwiony Jared, kiedy wróciłem do domu.
Mało tego, szedłem z zębami na wierzchu całą drogę. Wciąż czułem jej miękkie wargi na swoich.
- Co? A nic...
- Myślałem, że będzie ci smutno, że wyjeżdżamy. - Wziął dwie walizki - Bierz - wskazał głową dwie następne. Posłusznie wykonałem polecenie.
- Nie z tego się cieszę, bo nie mam najmniejszej ochoty stąd jechać - poszedłem za nim do samochodu. Wyprostowałem się i włożyłem torby do bagażniku.
- To z czego? - zmarszczył brwi. - Wiesz, długo cię nie było, więc nie wiem co się tam wydarzyło...
- Gdzie Tomo i reszta? - przerwałem mu.
Nie miałem na razie zamiaru mu o niczym mówić. Dopóki nie będę wiedział do końca co ze mną i Alyson.
- Dobra, rozumiem. Nie chcesz o tym rozmawiać. Tomo i Vicki przyjdą za moment, Emma siedzi w kuchni i gada z kimś przez telefon, Brax i Matt przyjadą taksówką. - Wyrecytował jakby umiał to na pamięć.
Pokiwałem głową i zabrałem się za resztę bagaży.
- No nie wytrzymam. Tak na serio to z czego ty się tak cieszysz? Wręcz... razi od ciebie szczęściem. - Skrzywił się. - Wciąż milczałem. - Agnes? - Na to imię podniosłem głowę do góry i zmarszczyłem brwi.
- Co ona ma mieć z tym wspólnego?
- No wiesz... Jedziemy do Niemiec... Ona tam mieszka... Po prostu połączyłem fakty i tyle - rozłożył ramiona usprawiedliwiając się. Aż parsknąłem śmiechem.
- Z Agnes już dawno skończyliśmy. Ja tylko się cieszę... że znów wyruszamy w trasę, tak? Co prawda nie mam ochoty rozstawać się z Alyson, ale jednocześnie chcę jechać. I z tego faktu się cieszę, pasuje? - Skłamałem. Nie lubiłem tego robić oraz nie potrafiłem. O dziwo zabrzmiało wiarygodnie.
W tym samym momencie pod dom, podjechała pomarańczowa taksówka, z której wyłonili się Tomo i Vicki, a z domu wyszła Emma.
- Gdzie reszta? - zapytała donośnym głosem Ludbrook.
- Czekamy, Braxiu pewnie fryzurkę układa. - Zaśmiałem się.
- Założę się, że założy te różowe okulary... - dodał Jay i urwał, kiedy zauważył wychodzących zza rogu Olitę i McJunkinsa. Młody wybuchł niekontrolowanym śmiechem. - A nie mówiłem? - wydukał. Uniosłem wzrok na Latynosa i na jego nosie rzeczywiście znajdywały się różowe okulary.
- O co chodzi? - zapytał, gdy stał już obok nas.
- Nic - Tomo poklepał go po ramieniu.
Emma pogoniła nas do samochodu, a my posłusznie jak pieski wykonaliśmy polecenie.

Jared.

- A Shannon ma dziewczynę - doniosłem jak dzieciak mamie. Właśnie zdawaliśmy relację, z naszego pobytu tutaj. Kurde, było mi źle, że ani razu do niej nie zaszliśmy.
- Nieprawda! - od razu zaprzeczył, a nasza rodzicielka zaczęła się z nas śmiać.
Gorzej niż dzieci...
- "Przyjaciółkę" - odparłem sarkastycznie unosząc przy tym ręce i wykonując gest cudzysłowu.
Shann zmierzył mnie wzrokiem i bąknął ciche "odczep się". Chociaż wiem, że przy nieobecności mamy użyłby innych słów.
- Jak się nazywa? - Constance oparła się o stół i spojrzała wyczekująco na starszego syna.
Głośno westchnął i spojrzał w bok, jakby myślał czy skłamać, czy nie.
- Alyson. - Powiedział cicho groźnie na mnie patrząc - Ale my jesteśmy tylko przyjaciółmi, a Jared wszystko wyolbrzymia.
- Ale wszyscy widzieliśmy jak na nią patrzysz - odezwał się Braxton, który z Emmą, Vicki, Tomo i Mattem siedzieli przy stole w kuchni. Shannimal teatralnie wywrócił oczami i nie wiem, czy tylko ja to zauważyłem, ale zarumienił się.
- I wrócił jakiś szczęśliwy od niej. Do tej pory nie wiadomo co się tam wydarzyło - zaśmiałem się, za co dostałem kuksańca w bok od brata.
- I nie interesuj się, młody. - Wystawił mi język.
- Dobra, dzieciaki. Zostawmy życie towarzyskie Shannona i co u ciebie Jared?
Uniosłem oczy ku górze, chcąc uniknąć odpowiedzi.
- Dobrze - skwitowałem krótko.
- Dostał dwa razy kosza od jednej dziewczyny - wybełkotała Vicki zanosząc się przy tym śmiechem, którym zaraziła towarzystwo. Zabawne, doprawdy.
- Tak, nie przeżylibyśmy bez tej informacji, Bosanko. - Stwierdziłem urzędowym tonem.
Czyli ty możesz komuś wypominać jego porażki, a ten ktoś nie może tobie? Po prostu tego nie lubię, jasne? Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Przypominam ci, że jesteś mną, więc do tego co robię, przyczyniasz się również ty. Wiem i tego się wstydzę.
- I chyba nie muszę wspominać, od której dziewczyny? - Shann spojrzał na mnie i jego kąciki ust nieznacznie się uniosły.
- A ja bardzo chciałabym wiedzieć, która to nie skorzystała z szansy bycia z Jaredem Leto. - Constance popatrzyła wyczekująco na starszego syna, aby ją wreszcie oświecił.
- Nawet się nie waż - zagroziłem mu na co on się tylko zaśmiał. Czy to naprawdę takie ważne? No ludzie, błagam.
Jesteś zły, że wolała twojego brata? Żałosne.
- Podpowiem, że jej imię zaczyna się na A-, a kończy na -lyson. - Emma uśmiechnęła się złośliwie.
- Oooj, nie pośpisz sobie spokojnie w nocy - zmrużyłem groźnie oczy.

Alyson.

Zaspana wpatrując się w własne odbicie, rozmyślałam, czy lepiej będzie w rozpuszczonych włosach, czy w związanych. Kurde, była dopiero dziesiąta rano! Dla mnie to jak noc, a Sophie zachciało się zakupów...
Związałam rude kosmyki włosów w niedbały kucyk, po czym zdecydowałam się na ich rozpuszczenie.
- Gdzie się tak szykujesz? - zapytał ciekawski Harry. Usiadł z miską płatków na oparciu sofy i z prędkością światła je pochłaniał.
- Sophie chce wykorzystać czas, w którym nie ma Shannona. Jej zdaniem, on jej mnie zabierał i musimy odnowić ten czas. - Zacytowałam.
- Boże, co ty robiłaś w nocy? - parsknął śmiechem. - Niech zgadnę... Tęsknota nie pozwalała ci spać - wyszczerzył swoje zęby - Zgadłem, prawda?
- Nie - wystawiłam mu język, na co on westchnął. - Pisałam z nim esemesy do drugiej w nocy. - Powiedziałam cicho - I to wcale nie upoważnia cię do komentowania tego - uprzedziłam, kiedy zobaczyłam, że otwiera już usta.
- Zatem pewnie nie dowiem się z czego się tak wczoraj cieszyłaś? - stłumił śmiech. - Wiesz, że śmialiśmy się z ciebie jakieś pięć minut?
- Właśnie! Kto był wczoraj u nas? Bo nie ogarnęłam...
- Ogółem to był... Luke i Matthew. Tego drugiego nie znasz. Stwierdziliśmy, że jesteś nienormalna.
- Mmm, miło. - Przegryzłam wargę, podeszłam do niego i zabrałam mu miskę z płatkami.
- Ejj! To moje - odebrał mi ją, kiedy do buzi zdążyłam włożyć zaledwie jedną łyżkę z jedzeniem. - Teraz już nie będzie smakować tak samo - "strzelił focha" i usiadł na kanapie.
Z politowaniem pokręciłam głową, założyłam czarną skórzaną kurtkę na plecy.
Oprócz tego na sobie miałam czarną koszulkę z Guns 'N' Roses i czerwone rurki, które miały taki sam kolor jak moje Conversy.
- Wrócę...Kiedyś tam... - rzuciłam na odchodne i wyszłam z domu.
Szybkim tempem szłam w stronę kawiarni, w której się umówiłam z przyjaciółką. Dokładnie ta sama, w której siedziałam wraz z Jaredem na początku naszej znajomości... Nie ważne.
Minęłam ruchliwe ulice. Było tak wcześnie, a miasto już tętniło życiem.
Nie było za ciepło, aż żałowałam, że ubrałam na siebie tylko to. Dzisiejszy dzień był taki szary. Wszystko w ciemnych kolorach, jedynie przez chmury przebijały się pojedyncze promienie słońca. Mało brakowało, a minęłabym zakręt do kawiarni. Weszłam do budynku i rozejrzałam się za Sophie, która już siedziała przy stoliku przy oknie.
Była zbyt zajęta telefonem, aby spostrzec, że właśnie usiadłam naprzeciwko niej.
- Och, już jesteś. - Uniosła na mnie wzrok po paru minutach. Powstrzymałam się od zabicia jej braw.
- Tak, od jakiś czterech minut - odparłam z lekką ironią w głosie.
- Sorry, Jared jest nie... - przerwała, kiedy spostrzegła, że powiedziała za dużo. - niemożliwy... - dokończyła.
- Nie, błagam. Powiedz, że nie spotykasz się z nim. - Spojrzałam na nią wyczekująco.
- To ty możesz randkować z facetem prawie dwadzieścia lat starszym, a ja nie? - niewinnie odłożyła komórkę na stół. Szeroko otworzyłam oczy w zdziwieniu. - No, dobra. Nie spotykam się z nim. Przyjaźnimy się, to wszystko. - Bezradnie oparła się łokciami o stolik.
Odetchnęłam z ulgą, co nie uszło uwadze Sophie.
- A gdybym jednak coś do niego czuła, to co? - zmrużyła oczy. Ach, ta jej ciekawość.
- To długo ten "związek" by nie potrwał - stwierdziłam. Co prawda wymyśliłam to na poczekaniu, bo przecież nie mogłabym zakazać jej umawiania się z nim. I to jeszcze pod pretekstem, że wtedy byłabym na niego skazana.
Podszedł do nas kelner i zamówiłyśmy kawę, po czym Sophie zaczęła mi opowiadać jakąś fascynującą historię. Całkowicie się wyłączyłam, kiedy poczułam wibracje w kieszeni u spodni. Przyszedł mi esemes, którego w tym momencie nie mogłam przeczytać. Pomyślałam, że to może od Shannona. Może napisał, że tęskni (co w sumie pisał mi już jakieś sześć razy)... Myślami wróciłam do wczorajszego wieczoru. Na wspomnienie jego warg na moich, oblizałam usta.
- Ej, patrz! Shannon! - Sophie teatralnie westchnęła, a ja na samo imię uniosłam głowę. - Ogarnij się. Nawet jak go nie ma to zabiera mi ciebie myślami. - Aby ukryć rumieniec opuściłam głowę i zaczęłam się bawić łyżeczką od kawy. Swoją drogą nie miałam pojęcia, kiedy chłopak nam ją przyniósł.
- Nie prawda. Po prostu się zamyśliłam... Nie koniecznie myślałam o nim. - Wystawiłam jej język.
- A o czym? - uniosła lewą brew, spoglądając na mnie wątpliwie.
- No wiesz... - rozejrzałam się. - Podobno już tworzą nową grę z Batmanem - wypaliłam, widząc całkiem młodego faceta, który czytał jakąś gazetę o grach komputerowych. Wiadomość o tym, widniała na okładce.
- Yhym... Już ci wierzę. - Upiła skromny łyk z filiżanki. - Znaczy nie mam na myśli Batmana, tylko to, że chyba nie do końca o tym myślałaś. - Poprawiła się.
Widząc, iż siedzę cicho jak kamień, ciężko westchnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz