Statystyka

8.05.2012

o. Chapter 16 - Jakiś ty troskliwy.

Po chwili przybiegł z ręcznikami i z jakimiś ciuchami.
- Na pewno będą jakieś dwa rozmiary za duże, ale chyba najmniejsze jakie mam. - Wzięłam od niego ręcznik i wytarłam się. Potem przejrzałam ubrania, które przyniósł. Niebiesko-czerwona koszulka bez rękawów z Detroit Pistons* z numerem trzydzieści jeden i czarne spodnie do koszykówki. Jeszcze ciemna bluza z kapturem. Odwróciłam się do niego plecami i zdjęłam mokrą koszulkę, która kleiła się do mojego ciała. Osuszyłam się ręcznikiem i ubrałam ten "koszykarski zestaw".
- Boże, wielkoludzie. Topię się w tym - zaśmiałam się i okręciłam wokół własnej osi.
- Jesteś prawdopodobnie jedyną kobietą, która wygląda seksownie w męskim stroju do kosza - z kafelek otaczających basen podniósł bluzę. Posłusznie założyłam ją, a Shannon naciągnął kaptur na moją głowę. - Przeziębisz się - uśmiechnął się uroczo.  - Odprowadzę cię - objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę bramy, przy której stał potężny Afroamerykanin.
- Jakiś ty troskliwy. Wciąż jesteśmy parą? - spojrzałam na niego.
Wyciągnął telefon z kieszeni.
- Tak, jeszcze niecałą godzinę.
***

- Widzimy się jutro - przytulił mnie. Boże, jak ja polubiłam tego człowieka.
- Shann, dziękuję. - Powiedziałam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Za co?
- Za wszystko, za dzisiaj, za... chociażby ubrania - spojrzałam na siebie i wybuchłam śmiechem.
- Ej, nie jest tak źle. Jak dla mnie to świetnie wyglądasz... Dobra, jest późno, a muszę rano wstać. Jeszcze jutro zadzwonię i pójdziemy razem do fryzjera - uśmiechnął się. Żałuję, że się z nim założyłam. Ach, ta nieuleczalna głupota.
- Taa... Dobranoc - pocałowałam go w policzek. - Ubrania ci kiedyś zwrócę.
- Nie musisz.
Podeszłam do drzwi i potknęłam się o próg. Zaklęłam pod nosem i odwróciłam się w stronę Zwierzaka. Czy on się ze mnie śmiał? A to świnia.
- Ha-ha, zabawne! - wystawiłam mu język.
- Bardzo. Dobranoc.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz