Przeczesałam szczotką długie blond włosy. Następnie związałam je w
kitkę, ale po kilku sekundach przeglądania się w lustrze, stwierdziłam że
lepiej będzie mi w rozpuszczonych włosach.
Jeszcze raz przeczesałam palcami włosy i spojrzałam na zegarek. Znowu się spóźnię, pomyślałam.
Chwyciłam do ręki torbę i zawiesiłam ją na ramię. W zęby chwyciłam
grzankę, którą miałam spokojnie zjeść czytając przy tym gazetę, jednak
nie mam na to czasu. Jutro też będzie dzień.
Wybiegłam z mieszkania i przy samochodzie zaczęłam
grzebać w torbie w poszukiwaniu do niego kluczyków. Przełknęłam kęs
grzanki i w tym samym czasie doszukałam się kluczy.
Jestem zwykłą, typową amerykanką, więc niczym się nie różniłam od
innych. Nawet nikt nie zwracał na mnie szczególnie uwagi, kiedy jadłam za
kierownicą. To się zdarza każdemu. Przejechałam przez Wall Street i
skręciłam za całkiem spory, budynek.
Studiuję reżyserię u pana Miller'a, przemiły człowiek, koło
pięćdziesiątki. Przyjaciel moich rodziców; widuje się z nimi dosyć
często, a szczególnie z tatą kiedy jeżdżą razem na ryby.
Wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę drzwi wejściowych. Popchnęłam
grube, drewniane drzwi i podbiegłam do sali, w której mam zazwyczaj
zajęcia. Modlenie się w duchu o spóźnienie wykładowcy, dało mi całkiem
spory efekt. Miller'a jeszcze nie było, co świadczyło o tym, że na sali
panował całkowity nieład. Jedni siedzieli na stołach i rzucali w siebie
papierkami, ołówkami, torbami, a nawet jedzeniem. Inni siedzieli na
miejscach co chwila głośno wybuchając śmiechem, a jeszcze inni siedzieli
na podłodze. Pośpiesznie zajęłam moje stałe miejsce, skąd dopiero
mogłam dostrzec mężczyznę siedzącego pod tablicą.
Miał brązowe, krótkie włosy i błękitne oczy. Delikatny zarost,który
przysłaniał równie delikatne rysy twarzy. Drapał się po brodzie bawiąc
się swoim telefonem. Na oko wyglądał na jakieś trzydzieści-ileś lat.
Chociaż może to zarost go postarzał.
Przeniosłam z niego wzrok na wchodzącą do klasy przyjaciółkę. Sophie z
szerokim uśmiechem do mnie podeszła. Uwielbiałam kiedy się uśmiechała,
bowiem było wtedy widać jej urocze dołeczki w policzkach. Brązowe włosy
zwykle proste, dziś postanowiła delikatnie pokręcić, co wyglądało po
prostu idealnie.
Usiadła obok, a na przywitanie się przytuliła. Z początku również nie
spostrzegła tego faceta, ale kiedy go zauważyła uśmiechnęła się po raz
kolejny, tylko tym razem wyzywająco.
- Kto to? - dyskretnie wskazała go długopisem. Mówiła ściszonym głosem, kiedy gościu zaczął na nas zerkać. Wzruszyłam ramionami.
- Bo ja wiem. Pierwszy raz go na oczy widzę - wyjęłam z torby czystą
kartkę i zaczęłam z nudów coś na niej rysować. Z początku były to tylko
kreski, lecz przeistoczyły się w pysk... jakby smoka.
Kiedy miałam już konkretną wizję mojej bestii, raczył pojawić się
wykładowca. Kiedy jego sylwetka tylko pojawiła się na horyzoncie wszyscy
nieogarnięci zajęli miejsca. Mruknął coś nie zrozumiałego do
bruneta.
Dostrzegłam że Sophie przysłuchuje się starając jak najwięcej zrozumieć.
- Mogę się założyć, że znam skądś tego kolesia - szepnęła, gdyż na sali zapanowała kompletna cisza.
Podczas
gdy Soph rozmyślała o mężczyźnie, ja starałam się ponownie skupić na
moim szkicu. Smok miał już oczy. Wyszły o wiele groźnej niż
przepuszczałam, że mogłyby wyjść.
Kiedy profesor Miller rozmawiał studenci zachowali się coraz ciszej, przez
co ich rozmowa stała się wyraźniejsza. Z tego co zrozumiałam owy
mężczyzna miał nam pomóc. Rozległo się głośne chrząknięcie.
- Dobra ludzie. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem coś załatwić.
Dziś zajmiemy się... Dobra najpierw wyjaśnię kto to jest - wskazał
palcem na bruneta. - Widzę, że was to ciekawi, a szczególnie Alyson -
moje imię wypowiedział szczególnie głośno. Pewnie gdyby tego nie zrobił,
nie zwróciłabym na niego uwagi. Podniosłam wzrok znad kartki na
Miller'a.
- Mhm? - mruknęłam. Poczułam jak Sophie trąca mnie łokciem. Profesor puścił to mimo uszu głośnym westchnięciem i kontynuował.
- Specjalnie dla ciebie, kobieto, powtórzę. Albo nie będę sobie tym
zawracał głowy. To jest mój były uczeń sprzed... Dziewiętnastu lat.
Jared Leto, jest... - po usłyszeniu jego imienia i nazwiska, wróciłam do
rysowania. Reszta mnie nie obchodziła. Nie znam gościa i szczerze nie
obchodzi mnie to kim jest. Jak dla mnie mógłby być nawet aktorem czy
wokalistą, ale to i tak nie zmieniłoby mojego punktu widzenia.
Mój smok miał już rozpostarte skrzydła, bynajmniej ich zarys to przedstawiał.
Sophie co jakiś czas zerkała co ja tam rysuje. Jak się na czymś
skupiam z reguły gdy ktoś do mnie coś mówi, słyszę tylko ciche
pomrukiwanie.
Bezwładnie
rzuciłam długopis na ławkę, kiedy ten jak na złość się wypisał.
Zaczęłam słuchać co ma do powiedzenia więcej profesor. Kiedy na niego
spojrzałam, nigdzie nie było bruneta.
Byłam tak skupiona, że nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł? To dziwne w moim przypadku.
- Ładne - usłyszałam szept z mojej prawej strony, która zwykle
była wolna. Odwróciłam się ku tej osobie i znalazłam zgubę.
Niejaki Leto siedział obok mnie. Już wiem dlaczego Sophie się
patrzyła. Przecież zwykle nie obchodzi ją to co rysuje. Dostrzegłam, że
większość kobiet zerka w naszym kierunku.
I czym one się tak ekscytują?
Spojrzałam na niego i natrafiłam na jego oczy. Miały coś w sobie, coś głębokiego.
- Chcesz długopis? - wyciągnął w moją stronę rękę z identycznym
długopisem. Znów na niego spojrzałam, zauważyłam że miał podniesione
brwi. No tak, oczekiwał odpowiedzi idiotko.
- Nie, dzięki - powiedziałam oschle. Czułam na sobie, na moich plecach spojrzenie innych. Wybijali je we mnie jak sztylety.
Jared.
Odebrałem jej brak zainteresowania jako brak wiedzy o mojej osobie. To
dobrze, tak właśnie przepuszczałem. Między innymi też dlatego ją
wybrałem. Kiedy usłyszała "Jared Leto" nie pojawiła jej się na twarzy
żadna ekscytacja jak pozostałym zebranym tu kobietom. Owszem, mogłem
wybrać faceta, ale pomyślałem, że z babą będzie zabawniej. Oraz byłem
ciekaw co za film wymyśli. W końcu mam jej w tym pomóc.
Po jakimś czasie wszyscy się rozeszli. Blondynka wyszła z sali z jakąś
uroczą brunetką. Wyszedłem za nimi; przed uczelnią był całkiem spory
tłum, trudno mi było odszukać dziewczynę. Najwyraźniej nie wiedziała, że
jestem jej jakby pieskiem.
W końcu znalazłem ją wzrokiem. Stała przy samochodzie, rozmawiała z tą
samą dziewczyną, z którą wyszła. Na chwilę pozostawałem w pewnej
odległości, a kiedy się rozeszły powoli podbiegłem do niej.
- Hej - zagadnąłem. Teatralnie wywróciła oczami, co było urocze. Widocznie nie chciała być w moim towarzystwie.
Alyson.
- Cześć - sztucznie się uśmiechnęłam. Co ten się tak przyczepił? Otworzył
usta żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie wyratował mnie
telefon.
"David dzwoni" - O tak, dziękuję ci braciszku. Jak ja mu się odwdzięczę?
- Przepraszam - powiedziałam z uprzejmości i odebrałam telefon.
- Siema siostra. Kiedy wrócisz do domu?
- Zapewne zaraz. Może coś jeszcze zjem na mieście. A co chcesz?
- Bo wiesz, weź mi coś zamów. Oddam ci później kasę. Bo wyszłaś tak
wcześnie i śniadania nie zrobiłaś... - powiedział niepewny czy może sobie
na te słowa pozwolić.
- Słucham? Dave masz prawie trzydziestkę, a ja mam ci jeszcze śniadanie robić? O nie, nie ma tak miło.
- No bo zawsze, jak idziesz na uczelnię to robisz sobie śniadanie, a jak
się śpieszysz to go nie jesz i zostaje dla mnie. No błagam cię weź mi
coś! - głośno westchnęłam.
- Dobra. Nara idioto - powiedziałam i rozłączyłam się.
Leto dalej tam stał i cierpliwie czekał. O dziwo, zapomniałam jego
imienia. Zazwyczaj mam pamięć do takich rzeczy. Ruszyłam w stronę
najbliższego baru, a on posłusznie za mną.
Po cholerę?! Po co on to robi?
- Chłopak? - odezwał się kiedy dorównał mi tempa. Z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak domyśliłam się.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie. Na szczęście nie. A po co ci ta nieistotna informacja?
- Do niczego; dla siebie. Po prostu zapytałem... Masz już jakiś pomysł
na film? - zmienił temat. Spojrzałam na niego pytająco. - No tak, byłaś
zajęta. Masz nakręcić jakiś dziesięciominutowy film, o dowolnej
tematyce. Właściwie to mamy, bo jestem tutaj żeby ci pomóc. Tak w ogóle
to Jared Leto - wyciągnął ku mnie rękę.
- Alyson Kelleher - powiedziałam, ale nie uścisnęłam jego dłoni. Jego
wyraz twarzy zdradzał, że wpadł w zakłopotanie. Zapewne nie z powodu
nieuściśniętej ręki.
- Kelleher?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz