Statystyka

8.04.2012

x. Chapter 1 - O tak, dziękuję ci braciszku.

Przeczesałam szczotką długie blond włosy. Następnie związałam je w kitkę, ale po kilku sekundach przeglądania się w lustrze, stwierdziłam że lepiej będzie mi w rozpuszczonych włosach.
Jeszcze raz przeczesałam palcami włosy i spojrzałam na zegarek. Znowu się spóźnię, pomyślałam.
Chwyciłam do ręki torbę i zawiesiłam ją na ramię. W zęby chwyciłam grzankę, którą miałam spokojnie zjeść czytając przy tym gazetę, jednak nie mam na to czasu. Jutro też będzie dzień. 
Wybiegłam z mieszkania i przy samochodzie zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu do niego kluczyków. Przełknęłam kęs grzanki i w tym samym czasie doszukałam się kluczy.
Jestem zwykłą, typową amerykanką, więc niczym się nie różniłam od innych. Nawet nikt nie zwracał na mnie szczególnie uwagi, kiedy jadłam za kierownicą. To się zdarza każdemu. Przejechałam przez Wall Street i skręciłam za całkiem spory, budynek.
Studiuję reżyserię u pana Miller'a, przemiły człowiek, koło pięćdziesiątki. Przyjaciel moich rodziców; widuje się z nimi dosyć często, a szczególnie z tatą kiedy jeżdżą razem na ryby.
Wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę drzwi wejściowych. Popchnęłam grube, drewniane drzwi i podbiegłam do sali, w której mam zazwyczaj zajęcia. Modlenie się w duchu o spóźnienie wykładowcy, dało mi całkiem spory efekt. Miller'a jeszcze nie było, co świadczyło o tym, że na sali panował całkowity nieład. Jedni siedzieli na stołach i rzucali w siebie papierkami, ołówkami, torbami, a nawet jedzeniem. Inni siedzieli na miejscach co chwila głośno wybuchając śmiechem, a jeszcze inni siedzieli na podłodze. Pośpiesznie zajęłam moje stałe miejsce, skąd dopiero mogłam dostrzec mężczyznę siedzącego pod tablicą.
Miał brązowe, krótkie włosy i błękitne oczy. Delikatny zarost,który przysłaniał równie delikatne rysy twarzy. Drapał się po brodzie bawiąc się swoim telefonem. Na oko wyglądał na jakieś trzydzieści-ileś lat. Chociaż może to zarost go postarzał.
Przeniosłam z niego wzrok na wchodzącą do klasy przyjaciółkę. Sophie z szerokim uśmiechem do mnie podeszła. Uwielbiałam kiedy się uśmiechała, bowiem było wtedy widać jej urocze dołeczki w policzkach. Brązowe włosy zwykle proste, dziś postanowiła delikatnie pokręcić, co wyglądało po prostu idealnie.
Usiadła obok, a na przywitanie się przytuliła. Z początku również nie spostrzegła tego faceta, ale kiedy go zauważyła uśmiechnęła się po raz kolejny, tylko tym razem wyzywająco.
- Kto to? - dyskretnie wskazała go długopisem. Mówiła ściszonym głosem, kiedy gościu zaczął na nas zerkać. Wzruszyłam ramionami.
- Bo ja wiem. Pierwszy raz go na oczy widzę - wyjęłam z torby czystą kartkę i zaczęłam z nudów coś na niej rysować. Z początku były to tylko kreski, lecz przeistoczyły się w pysk... jakby smoka.
Kiedy miałam już konkretną wizję mojej bestii, raczył pojawić się wykładowca. Kiedy jego sylwetka tylko pojawiła się na horyzoncie wszyscy nieogarnięci zajęli miejsca. Mruknął coś nie zrozumiałego do bruneta.
Dostrzegłam że Sophie przysłuchuje się starając jak najwięcej zrozumieć.
- Mogę się założyć, że znam skądś tego kolesia - szepnęła, gdyż na sali zapanowała kompletna cisza.
Podczas gdy Soph rozmyślała o mężczyźnie, ja starałam się ponownie skupić na moim szkicu. Smok miał już oczy. Wyszły o wiele groźnej niż przepuszczałam, że mogłyby wyjść.
Kiedy profesor Miller rozmawiał studenci zachowali się coraz ciszej, przez co ich rozmowa stała się wyraźniejsza. Z tego co zrozumiałam owy mężczyzna miał nam pomóc. Rozległo się głośne chrząknięcie.
- Dobra ludzie. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem coś załatwić. Dziś zajmiemy się... Dobra najpierw wyjaśnię kto to jest - wskazał palcem na bruneta. - Widzę, że was to ciekawi, a szczególnie Alyson - moje imię wypowiedział szczególnie głośno. Pewnie gdyby tego nie zrobił, nie zwróciłabym na niego uwagi. Podniosłam wzrok znad kartki na Miller'a.
- Mhm? - mruknęłam. Poczułam jak Sophie trąca mnie łokciem. Profesor puścił to mimo uszu głośnym westchnięciem i kontynuował.
- Specjalnie dla ciebie, kobieto, powtórzę. Albo nie będę sobie tym zawracał głowy. To jest mój były uczeń sprzed... Dziewiętnastu lat. Jared Leto, jest... - po usłyszeniu jego imienia i nazwiska, wróciłam do rysowania. Reszta mnie nie obchodziła. Nie znam gościa i szczerze nie obchodzi mnie to kim jest. Jak dla mnie mógłby być nawet aktorem czy wokalistą, ale to i tak nie zmieniłoby mojego punktu widzenia.
Mój smok miał już rozpostarte skrzydła, bynajmniej ich zarys to przedstawiał.
Sophie co jakiś czas zerkała co ja tam rysuje. Jak się na czymś skupiam z reguły gdy ktoś do mnie coś mówi, słyszę tylko ciche pomrukiwanie.
Bezwładnie rzuciłam długopis na ławkę, kiedy ten jak na złość się wypisał. Zaczęłam słuchać co ma do powiedzenia więcej profesor. Kiedy na niego spojrzałam, nigdzie nie było bruneta.
Byłam tak skupiona, że nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł? To dziwne w moim przypadku.
- Ładne - usłyszałam szept z mojej prawej strony, która zwykle była wolna. Odwróciłam się ku tej osobie i znalazłam zgubę.
Niejaki Leto siedział obok mnie. Już wiem dlaczego Sophie się patrzyła. Przecież zwykle nie obchodzi ją to co rysuje. Dostrzegłam, że większość kobiet zerka w naszym kierunku.
I czym one się tak ekscytują?
Spojrzałam na niego i natrafiłam na jego oczy. Miały coś w sobie, coś głębokiego.
- Chcesz długopis? - wyciągnął w moją stronę rękę z identycznym długopisem. Znów na niego spojrzałam, zauważyłam że miał podniesione brwi. No tak, oczekiwał odpowiedzi idiotko.
- Nie, dzięki - powiedziałam oschle. Czułam na sobie, na moich plecach spojrzenie innych. Wybijali je we mnie jak sztylety.

Jared.

Odebrałem jej brak zainteresowania jako brak wiedzy o mojej osobie. To dobrze, tak właśnie przepuszczałem. Między innymi też dlatego ją wybrałem. Kiedy usłyszała "Jared Leto" nie pojawiła jej się na twarzy żadna ekscytacja jak pozostałym zebranym tu kobietom. Owszem, mogłem wybrać faceta, ale pomyślałem, że z babą będzie zabawniej. Oraz byłem ciekaw co za film wymyśli. W końcu mam jej w tym pomóc.
Po jakimś czasie wszyscy się rozeszli. Blondynka wyszła z sali z jakąś uroczą brunetką. Wyszedłem za nimi; przed uczelnią był całkiem spory tłum, trudno mi było odszukać dziewczynę. Najwyraźniej nie wiedziała, że jestem jej jakby pieskiem.
W końcu znalazłem ją wzrokiem. Stała przy samochodzie, rozmawiała z tą samą dziewczyną, z którą wyszła. Na chwilę pozostawałem w pewnej odległości, a kiedy się rozeszły powoli podbiegłem do niej.
- Hej - zagadnąłem. Teatralnie wywróciła oczami, co było urocze. Widocznie nie chciała być w moim towarzystwie.

Alyson.

- Cześć - sztucznie się uśmiechnęłam. Co ten się tak przyczepił? Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie wyratował mnie telefon.
"David dzwoni" - O tak, dziękuję ci braciszku. Jak ja mu się odwdzięczę? 
- Przepraszam - powiedziałam z uprzejmości i odebrałam telefon.
- Siema siostra. Kiedy wrócisz do domu?
- Zapewne zaraz. Może coś jeszcze zjem na mieście. A co chcesz?
- Bo wiesz, weź mi coś zamów. Oddam ci później kasę. Bo wyszłaś tak wcześnie i śniadania nie zrobiłaś... - powiedział niepewny czy może sobie na te słowa pozwolić.
- Słucham? Dave masz prawie trzydziestkę, a ja mam ci jeszcze śniadanie robić? O nie, nie ma tak miło.
- No bo zawsze, jak idziesz na uczelnię to robisz sobie śniadanie, a jak się śpieszysz to go nie jesz i zostaje dla mnie. No błagam cię weź mi coś! - głośno westchnęłam.
- Dobra. Nara idioto - powiedziałam i rozłączyłam się.
Leto dalej tam stał i cierpliwie czekał. O dziwo, zapomniałam jego imienia. Zazwyczaj mam pamięć do takich rzeczy. Ruszyłam w stronę najbliższego baru, a on posłusznie za mną.
Po cholerę?! Po co on to robi?
- Chłopak? - odezwał się kiedy dorównał mi tempa. Z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak domyśliłam się.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie. Na szczęście nie. A po co ci ta nieistotna informacja?
- Do niczego; dla siebie. Po prostu zapytałem... Masz już jakiś pomysł na film? - zmienił temat. Spojrzałam na niego pytająco. - No tak, byłaś zajęta. Masz nakręcić jakiś dziesięciominutowy film, o dowolnej tematyce. Właściwie to mamy, bo jestem tutaj żeby ci pomóc. Tak w ogóle to Jared Leto - wyciągnął ku mnie rękę.
- Alyson Kelleher - powiedziałam, ale nie uścisnęłam jego dłoni. Jego wyraz twarzy zdradzał, że wpadł w zakłopotanie. Zapewne nie z powodu nieuściśniętej ręki.
- Kelleher?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz