Statystyka

8.08.2012

o. Chapter 38 - Jak długo nie będziesz się do mnie odzywał?

Jared.

Kiedy tylko przyszedłem Shannon wyszedł. Wyraźnie nie chciał przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Nie dziwiłem mu się. Gdybym był na jego miejscu, nie mógłbym nawet na siebie patrzeć. Zresztą i tak nie mogę. Przez cały dzień unikałem lustra, a kiedy już się odważyłem spojrzeć sobie w oczy, wyglądałem okropnie.
- Co ty taki smutny, co? - szturchnął mnie Tomo.
- Smutny? Wydaje ci się. - Uśmiechnąłem się sztucznie, ale Tomo tego nie zauważył. Często byłem też aktorem na co dzień. Chwyciłem butelkę wody mineralnej ze stołu i wziąłem potężne dwa łyki.
- A co ci się stało w twarz? - Ems wskazała na fioletową plamę na mojej twarzy. W jej głosie słyszałem też nutkę złośliwości.
- Właściwie... Nie pamiętam. Może się wywróciłem po pijaku, nie mam pojęcia. - Skłamałem. Wiedziałem kto mi to sprawił, ale po co im to mówić? Zaraz będą wypytywać za co to, a na razie sytuację z tamtej nocy wolałem zachować dla siebie.
- Albo przystawiałeś się do jakiejś laski, a jej chłopak ci przywalił. - Podsunęła Vicki.
Nawet nie wiedziała jak blisko prawdy była.

Kiedy wszyscy się zebrali w tourbusie, ruszyliśmy do hotelu. Za kilka godzin miała tam dotrzeć także Constance - moja mama. Ona uwielbia Paryż.
Wysiedliśmy z busu, a do nas podbiegli od razu chłopcy, chętni zabrać nasze bagaże.
Hotel był wielki, wyglądał jak pałac sprzed kilku wieków. Zameldowaliśmy się, mieliśmy zarezerwowane dwa apartamenty. Jeden miał po trzy pokoje, więc zdecydowanie nam to starczyło. Wsiadłem do windy, na nieszczęście do tej samej co Shannon. Nie mogę unikać własnego brata, prawda? Na dodatek mieliśmy jeden apartament. Oczywiście nie zdziwiłoby mnie gdyby nagle zamienił się z kimś. Już na długo przed wyjazdem ustalaliśmy kto będzie z kim.
Shann wcisnął guzik na ostatnie piętro, gdzie mieliśmy tymczasowo mieszkać.
- Słuchaj... Przepraszam. Naprawdę. - Zacząłem. Dręczyło mnie poczucie winy. Zwierzak spojrzał na mnie z ukosa. Milczał.
- Jak długo nie będziesz się do mnie odzywał? - powiedziałem nieco ostrzej. - Nie masz pojęcia jak tego żałuję. Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko żeby cofnąć czas, uwierz mi. Przepra...
- Ale dlaczego do cholery mi to mówisz? - przerwał mi. - Kurwa, Jared. Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Nie przepraszaj mnie tylko Alyson! To nie ja mam koszmary przez ciebie, to nie ja mam zaczerwienione nadgarstki, bo jakiś ćpun ma niepohamowane pragnienia! I siedzę, martwię się o nią. Zastanawiam się jak się trzyma. Kiedy mi powiedziała co się działo u niej w głowie w nocy, miałem ochotę rezerwować bilet na drogę powrotną. Chciałem być przy niej, pocieszyć ją, zapewnić jej bezpieczeństwo. - Shannon kipiał ze złości. - Na dodatek, wracam do domu i zastaję cię całkowicie zaćpanego! Jak ty byś zareagował na moim miejscu?
Drzwi windy się otworzyły. Shannon niemal wybiegł, a bagażowy, o którym kompletnie zapomniałem, wyszedł za nim. Podążyłem ich śladem, dałem kolesiowi napiwek i spławiłem go. Wszedłem do apartamentu. Nie był zły. Jasne ściany ozdabiały obrazy nie najgorszej jakości. Okna w salonie otaczały brązowe firanki, na środku stała kanapa i dywan tego samego koloru. Naprzeciw, na ścianie wisiał telewizor plazmowy, a obok niego były drzwi do pierwszej sypialni, którą zajął Tomo z Vicki. Niedaleko na prawo od kanapy były drzwi do sypialni Shannona, a zaraz obok drzwi wejściowych, były drzwi do mojej sypialni. Ogólnie wystrój apartamentu był taki... kawowy.
Jak widać wszyscy już się tam rozgościli.
Wszedłem do swojej sypialni, rzuciłem torby na podłogę i opadłem na łóżko, twarzą w poduszki. Jak mam to naprawić? Przynajmniej ją pocałowałeś. Może brutalnie, ale jednak. Och, wróciłeś? A już miałem nadzieję...

Alyson.

- Dobrze cię widzieć. - Zaczął Luke. - W takim stanie. Znaczy ostatnio kiedy cię widziałem byłaś wpół przytomna. Znaczy... - zmieszał się.
- Rozumiem, Luke. - Poklepałam go po ramieniu.
Facet miał prawie dwa metry wzrostu - nie żartuję. Zawsze kiedy przechodził przez drzwi musiał się schylać, aby nie uderzyć o framugę głową.
- Okej, co mam robić? - klasnęłam w dłonie i usiadłam na stołku przy barze. Harry zmienił tabliczkę na drzwiach z napisu "zamknięte" na "otwarte".
- Na razie siedź za ladą. Podajesz kartki z zamówieniem, którą daje ci Luke, do kucharza. - Wskazał na małe okienko w ścianie, za którym stał siwy mężczyzna. - Nalewasz piwo i tak dalej. Możesz ewentualnie włączyć jakieś normalne piosenki. Żadnego Slayera, jasne?
- Mhm. A ty? - uniosłam brwi.
- Ja... - zaczął Harry. - Idę się z kimś spotkać.
- Masz randkę? - uśmiechnęłam się i podparłam brodę o splecione dłonie.
- To... Nie randka. - Był zmieszany. Znam go tak długo, że wiem co to oznacza.
- Jak się nazywa? - zapytałam podekscytowana. Harry Whaterfeld nie często chodził na randki, więc nawet się cieszyłam.
- Bruno. - Odezwał się po chwili milczenia.
Luke wybuchnął śmiechem, a ja się od tego powstrzymywałam.
- Albo idziesz na randkę z: a - facetem, b - transwestytą, c - laską z penisem, lub opcja d - jesteś gejem. - Luke otarł z policzka łzę śmiechu. - Gdybym poznał dziewczynę z imieniem "Bruno" już na starcie bym sobie odpuścił.
- Hej, hej. Przestań się nabijać. - Uspokoiłam go, ledwo powstrzymując śmiech. - Ona na pewno jest bardzo fajną kobietą... - wstałam i podeszłam do Harrego. - Masz moje wsparcie. - Położyłam mu dłoń na ramieniu. Jak można dziecko, a szczególnie dziewczynę, nazwać jak psa - Bruno?
Do baru wszedł David, mój brat, którego tak dawno nie widziałam.
- Okej, więc ja spadam. - Harry szybko chciał się ulotnić.
- Chwila! Powiedziałeś, że Davida nie będzie! - krzyknęłam do niego. Ten wyszedł już za szklane drzwi i uniósł dłonie w geście bezradności. - Kłamca!
Dlaczego mnie okłamał? Idiota jeden...
- Cześć siostro. - Przywitał się. - I Luke. - Dodał po chwili i usiadł na blacie. - Nie mówił ci nic, że idzie na randkę? - zwrócił się do mnie.
- Nie, ale widać, że tobie powiedział. - Założyłam ręce na piersi.
- Dobra, to dziwnie. Skoro powiedział Davidowi, a nie powiedział Alyson... Myślałem, że mówicie sobie wszystko. Znaczy przez jakiś czas, całkiem długi czas, myślałem, że jesteście razem.
- Nie, nie jesteśmy. - Zaprzeczyłam.
- To tylko dziwna przyjaźń. - Uśmiechnął się Dave. - Może pomyślał, że będziesz zazdrosna. - Wyjął z kieszeni telefon i zaczął coś w nim robić.
- Dlaczego miałabym? - przegryzłam dolną wargę w zamyśleniu. - Przecież ja mam... - chłopaka, dodałam w myślach.
Zresztą dlaczego miałabym być zazdrosna? Chcę żeby Harry kogoś miał.
- Jak wróci do domu to mu nie odpuszczę. - Przyznałam.
- Chyba że nie wróci na noc - Luke uniósł brwi i uśmiechnął się do mnie jakby obserwując moją reakcję.
- Jeśli czekasz na wybuch zazdrości to się go nie doczekasz. - Przymrużyłam oczy.
Dobra. Ja i Harry czasami wyglądamy jak para, ale to mnie nie upoważnia do bycia zazdrosną. I nie byłam. Tylko dlaczego oni myśleli inaczej?

Shannon.

Emma zwołała mnie, Jareda i Tomo w jednym pokoju, mianowicie w salonie. Nie powiedziała po co, ale obudziła mnie ze snu, więc to chyba ważne. We trójkę siedzieliśmy na kanapie, a Emma stała przed nami.
- Więc... jak wiecie, Jared ma problem. - Zaczęła.
Wszystkie oczy skierowały się na niego, tylko nie moje. Od jakiegoś czasu, kiedy na niego patrzyłem czułem odrazę. A on doskonale o tym wiedział.
- Mam? - Jay zmarszczył brwi. Wywróciłem zirytowany oczami. On się jeszcze tego wypiera?
- Tak, masz. - Odparła surowo. - I dlatego wątpię, że nie zabrałeś ze sobą żadnych używek. I grzecznie proszę, abyś natychmiast je wszystkie oddał. - Spojrzała na niego.
- Nie mam żadnych...
- Próbujemy ci pomóc! - wrzasnął Tomo, który siedział obok mnie. Gwałtownie podskoczyłem w miejscu.
Jared wstrzymał oddech, jakby się zastanawiał czy przyznać się do posiadania, czy nie. Był moim bratem, znam go całe życie i wiem, że na pewno coś przy sobie ma. Wreszcie sięgnął do tylnej kieszeni swoich jeansów i wyciągnął z niej woreczek z białym proszkiem. Podał Emmie, a kiedy ona odebrała go od niego, Jared wstał i ruszył do swojego pokoju. Już myśleliśmy, że z niego nie wyjdzie i wtedy zjawił się w salonie z małą brązową szkatułką. Wręczył ją Emmie, a ona ze zdziwieniem na niego spojrzała. Młody westchnął i otworzył pudełko. W środku były najróżniejsze typy narkotyków. I pomyśleć, że uszło mu to na sucho na lotnisku. Parsknąłem ironicznym śmiechem, a reszta spojrzała na mnie pytająco.
- I ty nie masz problemu? - zapytałem retorycznie.
Ems zamknęła szkatułkę i odłożyła na stolik za nią. Zapytała Jareda czy to wszystko, a on odpowiedział szczerze, że tak.
- A teraz chcę wiedzieć co się stało, że cały czas się kłócicie. - Ludbrook spojrzała na mnie i Jareda.
- Też bym chciał wiedzieć. - Odezwał się Tomo.
- Ja spieprzyłem, ale nie musicie wiedzieć co. - Przyznał się Jay.
- Właśnie że musimy. - Uparła się Emma.
- Nie, nie musicie. - Wstałem i uciekłem do swojej sypialni.
Byłem tak na niego zły za to co zrobił i co chciał zrobić, ale nie potrafiłem mu tego wszystkiego wygarnąć. Po prostu nie potrafiłem. Usiadłem na brzegu łóżka i przetarłem dłońmi zmęczoną twarz. On jest moim bratem, kocham go. Ale kocham także Lyss, której o mało co nie zgwałcił. Był co prawda wtedy naćpany i wypił kilka piw, ale to go nie usprawiedliwia. Nic go nie usprawiedliwia.

Alyson.

Wróciłam do domu około ósmej wieczorem, a Harry wciąż się nie zjawiał. Nastawiłam wodę na herbatę, usiadłam przy stole w kuchni i włączyłam laptopa. Zalogowałam się na Skype, ale Shannona na nim nie było. Westchnęłam i weszłam na Twittera. Odkąd zaczęłam się spotykać z Shannem moja "popularność" znacznie wzrosła i teraz miałam pełno wiadomości od jego fanek i ludzi ze studiów. Większość wiadomości pytała czy ja i Shann jesteśmy razem, a w innych wiadomościach zawarte były groźby i przeróżne wyzwiska. No i prośby o kontakt z którymś Marsjaninem.
Woda się zagotowała. Wstałam i zalałam herbatę, po czym ponownie usiadłam przy komputerze. Sophie poleciła mi kiedyś, żebym sprawdziła forum akademickie, tak więc zrobiłam. Najaktywniejszym tematem był dział z reżyserii. Prowadzono tam obfite rozmowy nie na temat. Wyglądało to raczej na portal plotkarski. Najbardziej pusta dziewczyna jaką znam aktywnie dodawała linki ze zdjęciami. Połowę z nich administrator zablokował. Otworzyłam, te które jeszcze działały w nowej karcie i uniosłam brwi ze zdziwienia. Oprócz tych nielicznych zdjęć opublikowanych w gazetach, w internecie było ich znacznie więcej. Z dnia moich urodzin kiedy to idziemy na koncert, jak odprowadzał mnie do domu po wspólnej kąpieli w basenie i jak dzień później szliśmy razem do fryzjera. Nawet kiedy byliśmy na plaży. Cholera. Na dodatek na forum ludzie zaczęli knuć teorie. Większość dziewczyn twierdziła, że gdyby były na moim miejscu nie traciłyby czasu na Shannona, tylko od razu zająć się Jaredem. Pieprzcie się, pomyślałam. Pewnie gdyby poznały ich obu, wybór padłby jednak na Shanimala. Inni na forum myśleli, że może to czytam i zaczęli prowokować gadkami w stylu:
"Pewnie jest za bardzo zajęta Leto, żeby cokolwiek tutaj sprostować".
Miałam ochotę ich wszystkich wyśmiać.
Do mieszkania wszedł Harry. Był sam. Kiedy zauważył, że jestem w kuchni usiadł obok mnie ze smutną miną.
- Co się stało? - zapytałam odwracając się do niego.
- Chyba jestem gejem. - Westchnął i zacisnął usta.
- Dlaczego? - zaśmiałam się.
- Powiedziała, że zapomniała czegoś wziąć i poszliśmy do niej. Wiem, że to była tylko taka wymówka, ale poszedłem. No i jak się spodziewałem, ona chciała czegoś więcej. Całowaliśmy się, poszliśmy do jej sypialni...
- Nie chcę znać szczegółów. - Przerwałam mu.
- No więc, kiedy już mieliśmy się... no wiesz. - Widać było, że był skrępowany tą rozmową. - Pomyślałem o Luke'u.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Znaczy nie o nim, ale o tym co powiedział. Że skoro ma na imię "Bruno", prawdopodobnie ma penisa. - Zaczął się śmiać sam z siebie, a ja razem z nim. - Powiedziałem jej tylko, że nie mogę tego zrobić i... uciekłem. Chamsko się wycofałem.
- Jeśli byłbyś gejem, to myśl o narządach męskich u kobiety powinna cię chyba podniecać. - Skwitowałam, na co Harry śmiał się jeszcze bardziej. - Dlaczego mi o niej nie powiedziałeś? - zaczęłam.
- Nie wiem. - Mruknął.
- Wiesz. A ja chcę poznać ten powód. Myślałam że mi ufasz. Ja powiedziałam ci o Shannonie.
- Ufam, tylko... - westchnął głośno. - Pamiętasz Chelsea? Taką blondynkę? - przytaknęłam. - Powiedziałem, że zerwaliśmy, bo po prostu się nie dogadywaliśmy. Ale rzecz w tym, że była zazdrosna. Była u mnie w domu i zobaczyła to zdjęcie, na którym jesteśmy razem przebrani za Jedi na Comic-conie Gwiezdnych Wojen. Zaczęła o ciebie wypytywać i pomyślała, że między nami coś jest poza przyjaźnią. Dwa dni później zerwaliśmy.
- Och... Przepraszam. - To było jedyne co zdołałam powiedzieć. Podświadomie czułam, że to nie jedyny jego związek, który przeze mnie się rozpadł.
- Za co? Za to, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i że miałem nad łóżkiem wielką kopię tego zdjęcia? - zapytał retorycznie i zaśmiał się. - Lubiłem to zdjęcie. - Przyznał. - Tak czy inaczej, skoro teraz nawet mieszkamy razem, nie chciałem, żeby to się powtórzyło.
- Więc stwierdziłeś, że jeśli nie powiesz swojej dziewczynie, że mieszkasz z przyjaciółką, to będzie lepiej?
- Taa. Jak ty to mówisz, to brzmi mniej sensownie.
- Bo to nie ma sensu. Wyobraź to sobie. Po pierwsze, to jeśli będzie chciała iść do ciebie to co zrobisz? Będziesz się wymigiwał, bo mieszkasz ze mną? Po drugie, jeśli na przykład będziecie ze sobą dłużej, ty zakochasz się w niej, a ona w tobie i w dalszym ciągu nie będzie o mnie wiedziała, a tutaj nagle taki zonk i przez przypadek się dowie. Te kilka lat, czy miesięcy szlag trafi. Ja wolałabym się dowiedzieć na początku niż później, będąc cały czas okłamywana. Zresztą, jeśli będzie ci ufać to nie powinna być zazdrosna.
- To i tak już bez znaczenia, bo definitywnie dałem jej do zrozumienia, iż nie jestem nią zainteresowany. I wszystko przez Luke'a.
- To jej to wyjaśnij. - Wzruszyłam ramionami.
- Chyba nie ma ochoty mnie teraz widzieć. - Uśmiechnął się niemrawo.
- Swoją drogą, masz jeszcze to zdjęcie? - Szeroko się uśmiechnęłam. - Też je lubię.
Kilka minut później wielkie zdjęcie z Comic-con'u wisiało w salonie tuż przy wejściu do kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz